Rozdział 16
- Znowu ty
– fuknął z tradycyjnie zmierzłą miną Colton, gdy tylko wkroczyła do pokoju w
przerwie między treningami.
- Ciebie
też miło widzieć – odparła niedbale. Zaczepki i oschłość tego chłopaka już
całkowicie po niej spływały. Przywykła do tego, a nawet niemal to polubiła. Patrząc
na jego wieczną obojętność, mogła uznać, że takie chamstwo to jego forma
okazywania sympatii.
- A gdzie
twój królewicz? – zapytał z wyraźną kpiną, bawiąc się sznurkami z kaptura
swojej brązowej bluzy. Jego szare oczy jak zwykle nie wyrażały zupełnie niczego,
pusto wpatrując się w otoczenie.
- Właśnie
na niego patrzę – odparła, przybierając kokieteryjny ton. Blondyn spojrzał na
nią z zaskoczeniem, które szybko przerodziło się w zniesmaczenie. Zmarszczył
nos i otrząsnął się, jakby chciał odgonić natrętną muchę. Ciemnowłosa zaśmiała
się, dumna ze swojej riposty. – Już się tak nie bocz, marudo – mruknęła,
opadając na kanapę i szturchając go łokciem. Prychnął i poprawił grzywkę,
ostentacyjnie ją ignorując. Odpłaciła mu się dokładnie tym samym, wcinając przygotowaną
uprzednio kanapkę. Po chwili, gdy kompletnie uśpiła jego czujność, wyrwała mu z
zaskoczenia pilota i włączyła swój ulubiony kanał, na którym leciały głównie programy
przyrodnicze. Usłyszała jedynie przeciągłe jęknięcie jej towarzysza, który
widocznie nie podzielał jej zachwytu nad życiem oraz rozwojem pingwinów i od
razu spróbował odebrać Arze jej zdobycz. – Odwal się, Colton – warknęła
odpychając go jedną ręką, a drugą wysuwając tak daleko, jak to możliwe, byleby
tylko nie zbliżył się do przełącznika. Całe szczęście, że zdążyła odłożyć
jedzenie na stolik.
- Nie będę
oglądał tego gów…
-
Słownictwo, Colt – upomniała go, pokazując mu język i wbijając mu palec między
żebra, co spowodowało, że wygiął się nienaturalnie i znacznie odsunął. Jego
twarz wykrzywił nieatrakcyjny grymas, a oczy zaczęły ciskać gromy w stronę
zadowolonej nastolatki.
- Jak
dzieci – westchnął Jo, który właśnie wkroczył do pomieszczenia.
- Dobrze,
że jesteś. Zabierz ją stąd natychmiast – niemal zażądał, patrząc na nią z
ukosa, a jego spojrzenie wyrażało szczerą irytacje.
- Żebym to
ja musiał się z nią męczyć? Dzięki, ale wolę, gdy znęca się nad tobą –
oznajmił, wyraźnie podśmiewając się z coraz bardziej zdenerwowanego chłopaka.
Wyciągnął puszkę ze swoimi ulubionym gazowanym napojem i paczkę krakersów, po
czym pomaszerował do kanapy, gdzie pozostała dwójka znowu zaczęła się szamotać
i przepychać. Wykorzystując ich skupienie na sobie nawzajem, bez problemu
zabrał dziewczynie pilota i natychmiast przełączył kanał na sportowy.
- To nie
fair – burknęła, krzyżując ramiona i mrużąc oczy. Dziecinne zachowanie
chłopaków zaczynało się jej udzielać i obawiała się, że niebawem całkiem
zgłupieje. W ramach zemsty porwała garść chrupków od Diabła i napchała sobie
nimi całą buzię. – To wy jesteście nieznośni – wymamrotała i po prostu ich
zostawiła. Spojrzeli po sobie znacząco, ale żaden z nich tego nie skomentował.
Arabella
natomiast udała się do recepcji, gdzie z daleka dostrzegła znajomą czuprynę. W
ostatnim czasie zyskała jeszcze jedną osobę, z którą chętnie przesiadywała w
wolnej chwili.
- Hej, Nina
– pomachała jej, podchodząc do lady. – Działo się coś ciekawego?
- Nie za
bardzo – odparła, lekko się krzywiąc. – Żadnych rewelacji. Ciasteczko? –
zapytała, wyciągając w jej stronę opakowanie kruchych ciastek z kawałkami
czekolady, którymi ochoczo się poczęstowała.
- Dobrze,
że Shannon mnie tak męczy na tych treningach, bo przy takiej diecie już bym się
w drzwiach nie mieściła – stwierdziła, klepiąc się po brzuchu.
- Jasne,
akurat. Mogłabyś zjeść słonia, a i tak wyglądałabyś jak patyk – mruknęła
ciemnowłosa, przerzucając strony w jakimś kolorowym magazynie.
-
Sugerujesz, że czegoś mi brakuje? – spytała, nieco urażona. Jak każda
dziewczyna, mimo swojego nietypowego stylu życia, miała swoje kompleksy i nie
była szczęśliwa, gdy ktoś wytykał jej to jak wyglądała.
- Nie,
skądże, ale dwa kilo więcej tu i ówdzie by ci nie zaszkodziło – wyjaśniła,
spoglądając na nią wymownie. Wzrok brunetki automatycznie powędrował w dół, ale
szybko spojrzała z powrotem na koleżankę.
- Nie
każdego natura tak hojnie obdarza – mruknęła z przekąsem, spoglądając na
subtelnie odkryty dekolt Niny. – Ale przynajmniej jestem inteligentna.
- Już sobie
tak nie schlebiaj, na mądrą główkę nikogo tutaj nie złapiesz – powiedziała, uśmiechając
się zadziornie.
Ich uwagę
przykuły sylwetki nowoprzybyłych gości. Dwie dziewczyny i chłopak szli za
jednym z tutejszych osiłków, a ich miny wyrażały zaniepokojenie i niepewność.
Wyglądali młodo i niewinnie, z pewnością nie byli jeszcze nawet pełnoletni.
Jasnowłosa dziewczyna otoczyła się ramionami, a jej nieco przygarbiony kompan
wodził wzrokiem po całym wnętrzu, jakby szukał jakiegoś punktu zaczepienia. Wyglądali
na równie zagubionych, co ona, gdy pierwszy raz przekroczyła próg tego budynku.
Prawie już
nie pamiętała tych zamierzchłych czasów, gdy te mury budziły jej strach, a
wszystko wydawało się obce i chłodne. Widok tych dzieciaków przywołał
wypchnięte ze świadomości wspomnienia i uświadomił jej, że jakimś cudem oswoiła
się z tym miejscem i nie była pewna czy mogła uznać to za coś pozytywnego.
Cała
czwórka skręciła w korytarz, który prowadził tylko do jednego miejsca – biura
Blacka. Na jej ciele pojawiła się gęsia skórka, a żołądek zakłuł ją
nieprzyjemnie. Nowi – pomyślała. Jeszcze
przed świąteczną przerwą pojawiło sporo rekrutów, a teraz nadciągali w znacznym,
jak na jej oko, nadmiarze. Nie była pewna, co to oznaczało, ale na pewno nie
wróżyło to niczego dobrego.
- To było
dziwne – rzuciła recepcjonistka, marszcząc brwi, ale szybko skupiła się na
poprzednio wykonywanych czynnościach. Wszyscy dobrze wiedzieli, że w tym
budynku lepiej uważać na słowa i zawczasu ugryźć się w język.
- To ja
wracam do roboty – wymamrotała nieprzytomnie Ara, pogrążona we własnych,
ponurych przemyśleniach, po czym skierowała się prosto na salę treningową.
Przez pogawędkę z Niną spóźniła się kilka minut, co jej trenerka skwitowała
dezaprobatą i dorzuciła jej dodatkowe powtórzenia do każdej serii ćwiczeń. Mimo
tego wysiłek nie sprawił dziewczynie większej trudności. Była jakby oderwana od
rzeczywistości, zbyt bardzo skupiając się na własnych teoriach, szukając
racjonalnego wyjaśnienia na to, co się wokół niej działo.
-
Poćwiczysz dzisiaj trochę swoją celność z dystansu – oznajmiła Shannon, podając
jej broń. Standardowo postrzelała jakiś czas do tarczy, ale stało się to dość
nużące już po kwadransie, więc spojrzała ze znudzeniem na swoją opiekunkę. –
Spróbuj tego – powiedziała, wskazując na inne stanowisko. Ciemnowłosa podeszła
z nieufnością do połyskujących na stoliku sztyletów i przemierzyła wzrokiem
odległość między nimi, a celem. – Pora nauczyć się czegoś nowego – dodała
pokrzepiająco, podając jej jedno z ostrzy. Kilkakrotnie zdążyła tego wcześniej
spróbować, ale szło jej to na tyle opornie, że zawsze powracała do ulubionego
łuku czy kuszy. Tym razem po prostu chwyciła rękojeść i nie zastanawiając się
długo, cisnęła nim przed siebie. Trafiła nieco poniżej planszy, co tylko
zmotywowało ją do dalszych prób. Nim się obejrzała, kilkanaście noży było wbitych
w ścianę, każda coraz bliżej wyznaczonego czerwonym kołem środka. Uderzenia
były szybkie, ale przemyślane, a w każde kolejne wkładała więcej z siebie –
wyładowywała w ten sposób całą frustrację i niemoc, którą odczuwała niemal
każdego dnia od wielu tygodni. Tresowano ją jak robota, chciano by stała się
bezwzględną maszyną, wykonującą każdy ich rozkaz, a ona bezwiednie się temu
poddawała i w chwilach przebłysku, gdy jej gorycz osiągała szczyt, nie mogła
wytrzymać nawet sama ze sobą.
Gdy
wreszcie opadła z sił, a po jej ciele spływały strużki potu, zdała sobie
sprawę, że całkowicie straciła poczucie czasu, a w pomieszczeniu prócz niej i
Shannon pojawiły się kolejne osoby. Grupka osób zebrała się dookoła i
obserwowała uważnie jej poczynania. Z zaskoczeniem spostrzegła, że wśród
zebranych przeważała płeć piękna. Fuknęła coś niezrozumiałego pod nosem i
wgapiając się w podłogę, powędrowała do szatni. Wskoczyła pod prysznic, na
zmianę oblewając swoją rozpalaną skórę lodowatymi i gorącymi strumieniami,
licząc, że pomoże jej to przywrócić się do porządku. Wychodząc, zdążyła jedynie
wciągnąć na siebie czarny top i spodnie, a mokre włosy upiąć w niechlujnego
koka. Pakując brudne ubrania do torby, zauważyła, że ktoś do niej dołączył.
- Co się
dzieje? – usłyszała ten niby troskliwy ton, w którym pobrzmiewała ta władcza
nuta, żądająca odpowiedzi i niepozwalająca jej zignorować tego natrętnego
pytania.
- Sama
chciałabym wiedzieć – mruknęła, szarpiąc się z wiecznie zacinającym się zamkiem
błyskawicznym. – Może ty mi powiesz? – zapytała z lekką, ale wyraźnie słyszalną
pretensją w głosie. Gdzieś podświadomie liczyła, że jej mentorka nie zamierzała
skrywać przed nią istotnych informacji i uświadomi jej na bieżąco, co knuł jej
nie do końca zrównoważony szef.
Blondynka
uniosła w niedowierzaniu brwi i skrzyżowała ramiona na wysokości klatki
piersiowej.
- A trochę
jaśniej?
Arabella
przygryzła wnętrze własnego policzka, starając się trzymać nerwy na wodzy.
Trudno jej było uwierzyć, że trenerka o niczym nie wiedziała, wydawała się być
najbardziej świadomą każdej sytuacji, zaraz po Blacku.
- Skąd
nagle wzięło się tu tyle dziewczyn? – syknęła, wyraźnie podminowana. Sądziła,
że większość złości zostawiła na sali, ale mimo doskwierającego zmęczenia
wszystko w niej wrzało.
- Zawsze tu
były – odparła wymijająco, nie spuszczając z niej swoich wielkich, lazurowych
oczu. – Po prostu nie zwróciłaś na nie uwagi.
- No jasne,
przez cztery miesiące nie zauważyłam, że na każdym treningu otacza mnie tylko
banda skretyniałych facetów, którzy znacznie częściej używają swoich pięści niż
mózgu. Nie rób ze mnie takiej idiotki – warknęła, nie wiedząc skąd w niej taka
zuchwałość by odzywać się w ten sposób do osoby, która właściwie mogła
zadecydować o jej losie. – Widziałam tu nie jedną kobietę, ale żadna nie
wyglądała jakby wykonywała taką robotę jak ja – dodała, gdy nie uzyskiwała
wyczekiwanych odpowiedzi.
- Nie muszę
ci się z niczego tłumaczyć i nie pozwalaj sobie na za wiele – odparła jedynie,
mierząc ją surowym wzrokiem.
- To
przestań mydlić mi oczy i powiedz mi tyle, ile możesz – poprosiła znacznie
łagodniej. Nie chciała niszczyć swojej relacji z Shannon ani nawet jej
denerwować, ale nie potrafiła sama tego wszystkiego zrozumieć, a brak wytłumaczenia
doprowadzał ją do szału.
- Na razie
nic nie mogę, ale niedługo wszystko stanie się jasne – odrzekła tajemniczo,
uśmiechając się bez krzty pogody. Jedyne, co mogła wywołać ta imitacja uśmiechu
to dreszcze. Po tych słowach skierowała się do wyjścia i zdawała się zakończyć
ich konwersacje, lecz przystanęła w progu i rzuciła cztery słowa, które
spowodowały jedynie większy mętlik w głowie nastolatki.
– Stałaś się inspiracją, Arabello.
Stałaś. Się. Inspiracją.
I n s p i r a c j ą.
Kolejne litery i słowa powtarzały
się w myślach Ary niczym zacięta płyta. Sposób w jaki jej opiekunka wypowiedziała
to zdanie odbierał mu całe pozytywne znaczenie. Nie była głupia i choć nie
usłyszała nic konkretnego, dodała dwa do dwóch i wynik wcale nie okazał się
zadawalający. Doskonale wiedziała, że tryb jej życia nie mógł inspirować do niczego dobrego. Jeśli do
tego udało jej się natchnąć swoim działaniem Blacka, musiała to być prawdziwa
tragedia.
Zrozumiała, że była testem.
Próbą kontrolną.
I
sprawdziła się.
Skoro
eksperyment wypadł tak świetnie, Anthony postanowił powiększyć skalę jego
wykonywania. Wnioski nasuwały się same, jakby Shannon pchnęła pierwszy klocek,
który niczym domino w błyskawicznym tempie pozwolił jej połączyć wszystkie
elementy układanki w sensowną całość.
Tkwiła w
miejscu, wodząc wzrokiem po otoczeniu, ale nic nie widziała, gdyż wszystko
przysłoniły jej mroczne wyobrażania. Na jej twarzy malowała się konsternacja, a
serce biło niespokojnie, jakby nagle znalazła się w zagrożeniu. Pierwszy raz
zamarzyła, żeby cofnąć czas i zapobiec temu wszystkiemu, bo z każdym dniem
odkrywała, że jej drobny błąd zaważa o losie zbyt wielu niewinnych ludzi.
- Halo, tu
ziemia – dobiegło do niej i zauważyła, że ktoś usilnie pstryka jej przed oczami
palcami. – No nareszcie! Myślałam, że będę musiała wzywać egzorcystę.
Zmarszczyła
brwi, spoglądając cierpko na stojącą przed nią dziewczynę. Nie mogła mieć
więcej niż szesnastu lat, a jej krótkie sterczące włosy były zafarbowane na
fioletowo. Jej odkryte uszy były przyozdobione mnóstwem przeróżnych kolczyków,
a od szyi do dekoltu jasną skórę nastolatki przykrywał czarny, skomplikowany
tatuaż. Zaraz za nią do szatni wkroczyły kolejne osoby, co pozwoliło Arabelli
zrozumieć, że następny trening dobiegł już końca. Odpłynęła na zdecydowanie zbyt
długo.
Zauważyła,
że kilka par ślepi jest wpatrzonych prosto w jej postać. Domyśliła się, że
należały one do jednostek, które widziały ją w akcji. Czym prędzej podniosła
się z miejsca i zgarniając swoje rzeczy, udała do wyjścia.
- Mam
nadzieję, że niedługo jej dorównam – udało jej się przypadkiem usłyszeć
konspiracyjny szept jednej z mijanych nowicjuszek. Po plecach przebiegł ją
nieprzyjemny dreszcz, a gardło zacisnęło się nieznośnie. Przyspieszyła kroku i
niemal biegiem dotarła na swoje piętro, gdzie z głośnym trzaskiem odizolowała
się od świata. Rzuciła torbę w kąt, wiedząc, że obsługa i tak zabierze wszystko
do prania, a dodatkowo wypoleruje każdy centymetr kwadratowy tych czterech
ścian.
Nie mogła
usiedzieć w miejscu, czując jak myśli kotłują się w jej głowie i powodują
doskwierające pulsowanie.
Winna – słyszała podszepty swojej świadomości.- Wszystko przez ciebie.
Poderwała
się z miejsca i nie do końca świadomie skierowała w jedyne miejsce, które
zdawało się mieć szansę choć trochę ją uspokoić. Nacisnęła klamkę, nawet nie
kwapiąc się do wcześniejszego zapukania. Drzwi uległy jej naciskowi, a w środku
przywitała ją głucha cisza. Przynajmniej na moment.
Po kilku
sekundach usłyszała donośny łoskot, a zaraz potem na widoku pojawiło się
wielkie, czarne bydle, pędzące prosto na nią. Każda komórka jej ciała zamarła w
zaskoczeniu, a strach dosłownie ją sparaliżował.
- Demon,
nie! – zawołał stanowczo właściciel apartamentu, a zwierzę zahamowało dwa kroki
od Ary i obrzuciło ją niechętnym spojrzeniem. Pies zaskomlał żałośnie,
najwyraźniej niezadowolony z wydanego polecenia i żwawym tempem oddalił się w
bliżej nieokreślonym kierunku.
Ciemnowłosy
wgapiał się w swojego gościa, ewidentnie oczekując jakiegoś wyjaśnienia, ale
dziewczyna wciąż tkwiła w głębokim szoku i nie potrafiła wydobyć z siebie
jednego słowa.
Diabeł i Demon, cóż za fantastyczna para
– pomyślała, podśmiewając się mentalnie z doskonałego dopasowania pupila do
właściciela.
- Nie nauczyli
cię w domu ani krzty kultury? – sapnął w końcu, taksując wzrokiem całą jej
sylwetkę. Potrząsnęła głową, starając przywrócić sobie jakikolwiek fason.
- Co tu się
dzieje, Jo? – wydusiła słabo, patrząc prosto w jego nieprzeniknione, ciemne
tęczówki. W odpowiedzi skinął jedynie znacząco głową, a ona bez dalszej
dyskusji skierowała się we wskazane miejsce.
Parę minut
później siedzieli już spokojnie na dachu budynku, znacznie bliżej siebie niż
poprzednim razem i Ara nie mogła przestać myśleć o tym, ile się od tego czasu
zmieniło. Zdała sobie także sprawę, że choć nieraz wzajemnie się uratowali, tak
naprawdę nic o sobie nie wiedzieli i byli dla siebie praktycznie obcymi
osobami.
Oboje wsłuchiwali
się w odgłosy miasta, bojąc się przerwać ciszę panującą między nimi, jakby
każde słowo mogło zaburzyć pokój, który jakimś cudem udało im się wprowadzić.
- To
wszystko moja wina – wymamrotała ledwie dosłyszalnie Arabella, czując, że oczy
zaczynają ją niebezpiecznie piec. Chłopak spojrzał na nią z wyraźnym niezrozumieniem.
– Te wszystkie dziewczyny… - urwała, mając wrażenie, że serce dosłownie jej pęknie.
Wydawało jej się, że wyzbyła się współczucia i poczucia winy dawno temu, że
utraciła umiejętność okazywania empatii bezpowrotnie. Obecnie jednak wszystko
buzowało w jej ciele niczym przygotowująca się do wybuchu bomba i niesłychanie
obawiała się konsekwencji tego porywu emocji.
- Przestań
się mazać – zganił ją ostro Diabeł, gdy połączył wątki. Drażniła go ta
przypadłość ciemnowłosej do brania na siebie odpowiedzialności za losy całego
świata. Tak, jakby mieli tu w ogóle na cokolwiek wpływ. – Może i byłaś tą
pierwszą, ale to nie znaczy, że bez ciebie nic by się nie wydarzyło – burknął,
spoglądając na panoramę średnio urodziwego miasta, w którym przyszło mu spędzać
większość życia.
- Jak to? –
spytała, nie do końca to wszystko pojmując.
- Black to wieloletni
gracz w tej branży. To oczywiste, że znudziło mu się nękanie młodych osiłków i
szukał nowych wrażeń. Akurat ty się napatoczyłaś, ale w przeciwnym wypadku padłoby
na inną, głupią smarkulę i wszystko skończyłoby się dokładnie tak samo – wyjaśnił
trochę poirytowany. Poczuła się urażona na myśl, że uważał ją tylko za „głupią
smarkulę”, ale starała się to wypchnąć ze swojego rozumu i skupić na pozostałej
części jego wypowiedzi.
To ona
wszystko zapoczątkowała, ale to nie znaczyło, że była wszystkiemu winna. Nie mogła
brać na siebie wszystkich przewinień ludzkości. Miała nadzieję, że ta
świadomość pozwoli jej psychice nieco odetchnąć.
- Chodźmy
stąd zanim zamarzniemy – powiedział, podrywając się z miejsca. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że wyskoczyła tutaj
w samej koszulce, a całe jej ciało zdążyło przez te kilka minut porządnie
skostnieć.
Schodząc z
powrotem do mieszkania, usłyszeli znajome pikanie swoich komunikatorów.
Brunetka poczuła tak dobrze znane ukłucie niepokoju, a nieproszone czarne myśli
zawitały do jej umysłu.
- O wilku
mowa – mruknął z przekąsem Jo, kierując się od razu w odpowiednią stronę. Wciąż
zmartwiona, ruszyła jego śladem.
Dotarcie do
gabinetu szefa zajęło im zbyt mało czasu by mogła się uspokoić. Zresztą widok
Blacka zawsze napełniał ją trwogą i nic nie mogło ją na to przygotować.
- Wejść – zagrzmiał jak zwykle. Szatyn
przepuścił ją w drzwiach, ale nie wynikało to raczej z jego manier. Wkraczali
do paszczy lwa i widocznie wolał wepchnąć ją na pierwszy ogień.
W niewielkim
pokoju znajdował się już niejeden osobnik. Niektórych kojarzyła, inni byli
nowi. Łączyło ich jedno – niepewny wyraz twarzy i oczekiwanie na niekoniecznie
zadawalające odpowiedzi.
- Miło was
widzieć, moi drodzy – oznajmił nieszczerze, a na jego pomarszczonej twarzy odmalował
się cyniczny uśmiech. – Chciałem was wyłącznie poinformować, że wyjeżdżacie.
* * * *
Może nie tak szybko, jakbym chciała, ale jest. Widać progres, prawda?
I co o tym myślicie? Jakie macie teorie na temat tego "wyjazdu"?
Za tydzień wyjeżdżam (o ironio), ale jak mnie zmotywujecie to przed tym jeszcze coś dodam :)
+ Nadchodzą wydarzenia, na które czekam od początku tego opowiadania afhidskod
Komentujcie, proszę, bo nie wiem czy nie piszę dla siebie