Rozdział 8
Dni
zmieniły się w tygodnie, czas upływał nieubłaganie i zlewał się w jedną plamę.
Popadła w rutynę, ale taką wyjątkowo męczącą. Każdego dnia wracała coraz
bardziej wykończona. Trudno było pogodzić nieustanne usługiwanie Blackowi z
ciągłym zajmowaniem się domem. W dodatku tak trudno było dogadać się jej z
ojcem. Oboje byli uparci, więc dojście do porozumienia w takiej sytuacji było
niemal niemożliwe. Ona nie mogła ot tak zrezygnować z pracy, a on nie tolerował
nieposłuszeństwa, więc pozostawali w oziębłych stosunkach.
Gdy tamtego
dnia dotarła do hotelu, który ku jej zaskoczeniu tętnił życiem, popędziła
prosto na trening. W drzwiach sali wpadła na jakiegoś chłopaka, który
przyjaźnie się do niej uśmiechnął. Tak ludzki gest wprawił ją w głęboki szok i
zakłopotanie. Po ostatnich przejściach była już na tyle przeczulona, że we
wszystkim wyczuwała podstęp.
Wykonała zestaw
ćwiczeń podanych przez Shannon, co wcale nie okazało się łatwiejsze niż
poprzednio. Gdy po jej czole spływały pierwsze krople potu, trenerka przemówiła
poważnym tonem.
-
Przekonałam się już, co pobudza cię najbardziej – oznajmiła. Arabella spojrzała
na nią ukradkiem, podczas wykonywania serii brzuszków. – To nawet nie jest sama
adrenalina, choć to oczywiście też, ale przede wszystkim, coś musi cię
porządnie wkurzyć – zdawała się nie do końca składnie myśleć na głos, żywo
gestykulując rękami i zupełnie nie przejmując się męczarnią podopiecznej.
- Agresja?
– wystękała, przechodząc do pompek. Słowa opiekunki nie wzbudziły jej
zainteresowania, bo sama niedawno doszła do tych samych wniosków. To była
kwestia czasu, aż inni też to zaczną zauważać. Gdy stawała oko w oko z
przeciwnikiem, panikowała, a strach ją paraliżował. Natomiast, gdy poczuła się
urażona, włączał się w niej instynkt mordercy i potrafiła pokonać znacznie
silniejszego napastnika.
- Owszem.
Ale to nie może tak zostać – dodała blondynka, kucając obok spoconej
nastolatki.
- Wiem –
odparła krótko, kończąc przydzieloną część treningu. Nie mogła zawsze czekać,
aż coś ją zdenerwuje, żeby porządnie zaatakować. W ten sposób nie przeżyje
najbliższego miesiąca. Musiała nauczyć się walczyć bez zastanowienia, zabijać
bez najmniejszego wahania.
Chwilę
potem zaczęli się schodzić inni podopieczni. Po rozgrzewce zaczęły się
pojedynki. Tym razem Ara nie stała pod ścianą i gdy przyszła jej kolej, pewnie
wkroczyła na wyznaczone pole.
Jej
przeciwnikiem okazał się być ten miły chłopak, na którego wpadła rano. Wciąż
wyglądał sympatycznie, co trochę ją dezorientowało. Nim na siebie ruszyli, Shannon
szepnęła jej na ucho ostatnią radę.
- Nie myśl
za dużo, po prostu działaj.
Na dźwięk
gwizdka wystartowała agresywnie, próbując zaskoczyć rywala, ale na niewiele się to zdało. Wystarczyło, że był od niej wyższy
i bez problemu zablokował jej uderzenie, następnie bezwzględnie podcinając jej
nogi. Wylądowała na macie z głośnym plaskiem. Przez moment świat zawirował jej
przed oczami. Wiedziała, że nie powinna dawać się zwieść temu pozornie
koleżeńskiemu uśmieszkowi.
- Walcz
albo giń! – dobiegł ją krzyk trenerki, co szybko postawiło ją na nogi.
Potrafiła pokonać groźniejszych osobników, więc dlaczego miałaby dać się
rozłożyć jakiemuś przeciętnemu dzieciakowi? Posłała mu groźne spojrzenie i z
przerażającym rykiem, pochodzącym z głębi jej duszy, ponownie zaatakowała.
Pięści poszły w ruch tak szybko, że zdumiony chłopak pochylił się i łapiąc Arę
poniżej pasa, uniósł ją do góry. Brunetka nie przejęła się tym, że straciła
grunt pod nogami i zacisnęła swoje ramię wokół jego szyi, utrudniając mu
oddychanie. Obserwowała jak zmieniają się barwy na jego twarzy, aż w końcu
poluźnił uścisk i opuścił ją na ziemię. Zaczął się krztusić, a ona nie dała mu
chwili wytchnienia, kopiąc go w brzuch i ostatecznie powalając na podłogę.
Przytrzymała go kolanem, a on godnie odklepał swoją porażkę.
Widząc
zadziorny uśmiech Shannon, sama poczuła satysfakcję. Mimo poczucia wyższości,
pomogła wstać swojemu rywalowi i uścisnęła mu dłoń w ramach podziękowania za zacięty
pojedynek. Próbował się uśmiechnąć, ale w porównaniu z wcześniejszymi razami,
marnie mu to wyszło.
W szatni
czuła się niezręcznie – o ile rano była sama, to teraz roiło się tu od innych
trenujących. W dodatku po raz kolejny była jedyną dziewczyną. Zamknęła się w
jednej z kabin, umyła i przebrała, a potem czym prędzej popędziła na obiad. O
dziwo, przegrany z jej pojedynku, od razu się do niej przysiadł.
- Finn –
przedstawił się, podając jej, po raz kolejny w tym dniu, rękę.
- Arabella
– odpowiedziała, unikając kontaktu wzrokowego.
- Wiem,
wszyscy tutaj wiedzą – odparł lekko, wzruszając ramionami. Spojrzała na niego zdziwiona,
unosząc jedną brew. – Och, proszę cię. Kto by jeszcze nie słyszał jak wgniotłaś
tego palanta w ścianę?
Zaśmiała
się pod nosem. Nie chciała żadnej popularności, tym bardziej w takim miejscu,
ale ucieszyło ją, że jej reputacja rozwija się w taką stronę. Może wreszcie
przestaną ją brać za panienkę lekkich obyczajów i skończą się te ironiczne
prychnięcia i kpiące spojrzenia, gdy tylko przechodziła korytarzem.
Resztę popołudnia
spędziła w towarzystwie Finna; nie, żeby chciała, chłopak po prostu nie dawał
jej spokoju, ale nie denerwował jej tak, jak się spodziewała. Miał całkiem
dobre poczucie humoru, no i nie oczekiwał od niej wylewnej rozmowy. Po prostu
dotrzymywał jej towarzystwa, co było całkiem przyjemne.
Przez parę
dni wszystko się unormowało. Dodawali sobie otuchy swoją obecnością, próbując
odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Arabella nie miała żadnych specjalnych
zdań, więc starała się włożyć wszystkie siły w treningi. Wiedziała, że jeśli
nie zrobi postępów, uznają ją za niepotrzebną i szybko się jej pozbędą.
Po
kolejnych indywidualnych zajęciach, poszła odpocząć w pokoju wspólnym. To było
to dziwne, kolorowe pomieszczenie, w którym poznała Coltona – tego irytującego,
nadętego blondyna, który zaprowadził ją do podziemnej sali. Do tej pory nie
zrozumiała, co tu robił, gdyż wydawał się zupełnie bezużyteczny. Przez
większość czasu tylko psuł wszystkim nastój, a mimo to, nikt mu jeszcze nic nie
zrobił. Dzisiaj było tak samo. Colt był opryskliwy i humorzasty, ale wszyscy go
ignorowali. Niektórzy wymieniali tylko znaczące spojrzenia, ale żaden z
obecnych nie odważył się wreszcie go uciszyć.
Nastolatka
weszła do pomieszczenia, rozglądając się za swoim jedynym znajomym. Zawsze się
tu spotykali, rozmawiali i odprężali, a potem szli na posiłek i wracali do
swoich obowiązków. Nie byli jeszcze przyjaciółmi i dziewczyna wątpiła, żeby
kiedykolwiek go tak nazwała, ale nawiązała się między nimi nić porozumienia i
szybko przywykli się do wspólnej egzystencji. Tym razem nigdzie go nie
zauważyła.
Pod ścianą
stał jednak Diabeł, opierając się i niedbale krzyżująca ramiona na piersi.
Obdarzał wszystkich i wszystko swoim pogardliwym spojrzeniem, ale do nikogo nie
odezwał się nawet słowem. Ara powoli przyzwyczajała się do jego osoby i
paskudnego charakteru. Póki to było możliwe, starali się nie wchodzić sobie w
drogę, ale napięcie między nimi było tak wyczuwalne, że brunetka była pewna, że
prędzej czy później dojdzie między nimi do konfrontacji. Gdy tylko znajdowali
się w tych samych czterech ścianach, atmosfera gęstniała, co wyczuwali chyba
wszyscy dookoła.
Ignorując cały
zgiełk, Arabella podeszła do lodówki i wyciągnęła z niej butelkę zimnej wody
mineralnej, a następnie sięgnęła do szafki po jakąś przekąskę. W tym momencie
do świetlicy, jak głosiła tabliczka przy wejściu, wkroczył ktoś, kto od razu
przyciągnął uwagę całego zgromadzenia.
- Kto tym
razem? – usłyszała jedynie i automatycznie odwróciła się w stronę chłopaków.
Już kilka dni temu poznała tę grę. Ci idioci zakładali się o to, kto pierwszy
odejdzie z tego świata. Mieli jakieś swoje chore zasady, ale ją obchodziło
tylko to, kto zostanie dopisany do tej niekończącej się listy umarlaków.
- Finn –
mruknął obojętnie nowoprzybyły, a jej serce na moment zamarło.
-
Wiedziałem! Stary, wisisz mi stówkę – zawołał radośnie jeden z siedzących na
kanapie i poklepał swojego kolegę po ramieniu. Rozpoczęła się zagorzała
dyskusja, zaczęły padać kolejne zakłady, wszyscy świetnie się bawili, jakby to była
jakaś genialna loteria, a nie walka na śmierć i życie.
Ciemnowłosa
z trudem powstrzymywała łzy, które nachalnie cisnęły się jej do oczu. To nic takiego – powtarzała sobie. - Był słaby. To było do przewidzenia. I tak
nie miał szans. Przecież tutaj to normalne. Powinnaś się przyzwyczajać. Niestety
żaden argument nie był w stanie powstrzymać tego nieprzyjemnego kłucia w
okolicy serca ani smutku jaki nią zawładnął. To był ostatni raz kiedy pozwoliła
sobie zbliżyć się do kogoś innego niż jej rodzina. Wiedziała, że nie wytrzyma
ciągłego żegnania się z bliskimi osobami, a tu było to nieuniknione.
Od tamtego
zdarzenia minęły dwa tygodnie. Ara niemal wyparła z pamięci postać Finna, o
którym wspomnienia szybko się ulatniały, przygwożdżone tysiącem innych. Nie
zdążyła się do niego przywiązać, ale było jej przykro, że go to spotkało. Nie
zasługiwał na taki los, ale w tym świecie nie było mowy o sprawiedliwości.
- Arie,
patrz! – zawołała Grace, przynosząc jej kilka znalezionych kasztanów. Szły do
miasta, gdyż nastolatka musiała zrobić zakupy, a małej ewidentnie nudziło się w
domu. Brunetka starała się wynagrodzić siostrze swoją ciągłą nieobecność i
wykorzystać każdą chwilę na wspólnych zajęciach.
- Śliczne,
chcesz je zatrzymać?
- Tak! Ale
weź jednego na szczęście – odparła radośnie, wciskając jej jedną ze zdobyczy.
Uśmiechnęły się do siebie, a potem zaczęły się ścigać do wejścia na targ.
Oczywiście młodsza z nich wygrała. Ara uwielbiała dawać jej fory i patrzeć jak
jej kruszynka raduje się, że pokonała swoją wielką siostrę. – O, patrz! To
Alex! Mogę iść? Proszę, proszę, proszę! – zaczęła swoją litanię, na co
dziewczyna zaśmiała się krótko.
- Tylko się
nie oddalaj i wróć niedługo. Będę u Lynn – poinformowała ją i tyle ją widziała.
Podążyła za nią zatroskanym wzrokiem, cicho wzdychając pod nosem. Martwiła się,
że coś się stanie i to, paradoksalnie, bardziej niż wcześniej. Teraz potrafiła
lepiej walczyć, ale przysporzyła sobie wielu wrogów. Obawiała się, że ktoś
będzie chciał wykorzystać jej słabość do Grace, żeby ją pokonać. W takim
wypadku byłaby bezbronna.
Przeszła
kilka straganów, uzupełniając zapasy w odpowiednie artykuły. Największym i zresztą
jedynym plusem jej nowej pracy było to, że przestała jej dokuczać ich ciężka
sytuacja materialna. Praktycznie z dnia na dzień ten ogromny problem przestał
istnieć. Można powiedzieć wiele złego o Blacku, ale zdecydowanie nie był skąpy.
O nic nie prosiła, po prostu wręczono jej odpowiednią sumę, a ona bez słowa ją
przyjęła. Skoro i tak musiała wykonywać te wszystkie śmiertelnie niebezpieczne
rozkazy, czemu nie miała odrobinę na tym zyskać?
Zatrzymała
się u swojej ulubionej sprzedawczyni i po wymianie towarów, pogrążyła się w
rozmowie. Coraz prościej było jej oddzielać od siebie te dwa skrajnie różne
światy, w których żyła, przynajmniej pod względem emocjonalnym. Z łatwością
zapominała o treningach, siedzibie i zadaniach, gdy tylko znalazła się w domu
lub wśród innego towarzystwa.
Niespodziewanie
jej uwagę przyciągnęło zamieszanie, do którego doszło nieopodal. Nie zwróciłaby
na nie uwagi, gdyby w jego centrum nie znajdowała się Gracie. Natychmiast
znalazła się obok i szarpnęła jednego z dzieciaków, który zaczepiał jej
siostrzyczkę. Jej ruchy były zbyt brutalne i silne, jak na kogoś tak drobnego i
nie mającego szansy się bronić.
- Przeproś ją – warknęła ostro, na co chłopczyk
niezmiernie się przeląkł, a jego wielkie oczy wypełniły się łzami. –
Zjeżdżajcie – dodała równie nieprzyjemnie, a wszyscy pośpiesznie rozbiegli się
w swoje strony. Tylko Grace została przy niej, ale była równie przerażona, co
reszta. – Co się stało? – zapytała przyklękając obok. Dotarło do niej, że jej
reakcja była przesadzona, a wzbudzanie takiej grozy niepotrzebne. Nic takie się
nie stało, a ona zareagowała tak bezlitośnie. Działała instynktownie i dopiero
teraz dochodziło do niej, kim się stała. Nie minął nawet miesiąc, a ona
zatraciła własną osobowość. Była potworem, a różnice między nią, a Diabłem czy
Blackiem zacierały się coraz bardziej.
Bez
zastanowienia przytuliła mocno siostrę, jakby ten gest miał przywrócić utracone
przez nią człowieczeństwo. Słyszała jak malutka pociąga cicho nosem i poczuła
jeszcze większy wstręt do samej siebie. Po chwili odsunęła się i łącząc ich
dłonie, ruszyła do domu, ignorując zbulwersowane spojrzenia i komentarze
świadków zdarzenia. Przechodząc obok stoiska Lynn, zgarnęła swoje zakupy i czym
prędzej opuściła teren targowiska.
Mniej
więcej tydzień później dostała swoją pierwszą poważną misje. Nie była tym
zachwycona, ale nie miała prawa narzekać. Doskonale zdawała sobie sprawę, że
nie mogła w nieskończoność przychodzić sobie poćwiczyć i zjadać obiadów, a
potem wracać, jak gdyby nigdy nic do normalnego życia. Anthony trzymał ją tutaj
z konkretnego powodu i nareszcie postanowił zrobić z niej użytek.
- Gotowa? –
zapytała Shannon. Ciemnowłosa pokiwała pewnie głową. Przygotowywała się do tego
zawzięcie od paru dni. Ciężko trenowała i starała się jak najwięcej nauczyć.
Czuła się znacznie spokojniej niż ostatnio. Przyglądała się dokładnie kartce z
nazwiskiem człowieka, którego musiała znaleźć. Na razie wyparła ze świadomości
to, co będzie musiała z nim zrobić, gdy już na niego trafi. Nie pytała, czym
zawinił. Zapamiętała sobie, że nie warto zadawać pytań, jeśli nie były one
absolutnie koniecznie. Dlatego też niemal cały czas milczała. Stała się jeszcze
cichsza niż kiedykolwiek. – Już się ściemnia, więc ulice będą puste.
Przemkniesz na przedmieście, a potem przejdziesz do starej fabryki. Smith
uwielbia przesiadywać w opuszczonych magazynach. Pamiętaj tylko, że on niemal
nigdy nie jest sam.
- Ma swój
gang? – zdziwiła się, unosząc brwi.
- Coś w tym
rodzaju. Z jakiegoś powodu garstka idiotów zdecydowała się ochraniać mu tyłek,
ale są zupełnie bezmyślni, więc nie stanowią dla ciebie wielkiej przeszkody.
Pewnie są rozproszeni, a przy nim samym nie będzie ich więcej niż trzech –
tłumaczyła jej, sprawdzając jej broń i pozostały ekwipunek. Tym razem Ara nie
zamierzała panikować z powodu za małej ilości strzał czy czegoś równie
głupiego. Liczyła również, że przeszła już wszystkie testy i nie czekały na nią
żadne niespodzianki. – A właśnie, najpierw musisz sprawdzić jeszcze ten adres –
dodała trenerka, wpisując na jej zegarku odpowiednie dane. – Tam też lubi się
ukrywać, a i tak mijasz to po drodze, więc lepiej się upewnić.
- Jasne,
coś jeszcze? – zapytała, patrząc w jej wielkie, błękitne oczy.
- Tak –
odparła. – Powodzenia.
Arabella
stawiała kolejne ostrożne kroki na starych, drewnianych stopniach w tym
upiornym domu. W powietrzu unosił się drażniący nozdrza kurz i intensywny
zapach stęchlizny. Wszystko w tym miejscu budziło w niej odrazę i obrzydzenie,
ale ignorowała swojego wewnętrznego tchórza, który krzyczał, że ma brać nogi za
pas, i brnęła przed siebie.
Gdy dotarła
na szczyt schodów, podłoga skrzypnęła okrutnie głośno pod jej stopami, a ona
zastygła w bezruchu, wyczekując jakiejś reakcji. Rozglądała się uważnie
dookoła, jednocześnie wyciągając strzałę z kołczanu i umiejscowiła ją na
majdanie. Nasłuchiwała, ale w budynku panowała grobowa cisza. Było pusto albo
ktoś bardzo dobrze się krył. Zachowując pełną czujność, przeszła kilka metrów.
Wstrzymała na parę sekund oddech, żeby nic nie przeszkadzało jej w oględzinach.
Wtedy usłyszała prawie takie samo trzeszczenie jak wcześnie pod sobą, ale w tym
przypadku pochodziło z pokoju w prawej części korytarza. Najciszej jak umiała,
podeszła pod wejście do pomieszczenia i uniosła broń, naciągając mocno cięciwę.
Wzięła głęboki wdech, dodając sobie odwagi.
Teraz albo nigdy.
Silnym
pchnięciem otworzyła i tak ledwo trzymające się w zawiasach drzwi i widząc
sylwetkę chłopaka, odruchowo wypuściła strzałę, która świsnęła tuż obok jego
ucha. Od razu sięgnęła po następną, a zaatakowany leniwie podniósł w tym czasie
głowę i obdarzył ją cynicznym spojrzeniem. W jego oczach lśniła również nuta
rozbawienia. Przez dłuższą chwilę wlepiał swój wzrok w wymierzony w niego niebezpieczny
przedmiot, po czym przeniósł swoją uwagę na samą Arabellę. Widząc jej
zdezorientowaną minę, uśmiechnął się krnąbrnie.
- Spóźniłaś
się – parsknął. – A do tego spudłowałaś.
- Zamknij
się – odparowała, nie siląc się na oryginalne docinki. – To był strzał
ostrzegawczy.
Naprawdę
nie miała żadnego pojęcia, co tu robił Jo, ale jego widok niezmiernie
wyprowadził ją z równowagi.
- Wmawiaj
sobie, co tam… - zaczął, ale urwał w połowie, widząc jak dziewczyna ponownie
naciąga łuk, szykując się do następnego ataku.
- Ten ma
cię zabić – wyjaśniła rozwiewając jego wątpliwości i wypuściła kolejne
śmiertelnie groźne ostrze.
Nie
ryzykując, czy nastolatka kolejny raz nie trafi, rzucił się na podłogę. Upadek
był nieprzyjemny, siła uderzenia wywołała ból rozchodzący się po całym ciele,
ale to zagranie ocaliło mu życie. Przynajmniej na razie.
Ciemnowłosa
doskoczyła do niego, zanim w ogóle zaczął się zbierać i kopnęła w dłoń, w
której trzymał wyciągnięty przed sekundą pistolet. Jego jedyny ratunek poleciał
z głośnym łoskotem w kąt, pozostawiając go zdanego na jej łaskę. Wiedział już
do czego jest zdolna, ale zwyczajnie nie spodziewał się, że bezpodstawnie się
na niego rzuci. Miał tylko sprawdzić to miejsce zanim ona się pojawi i
niepotrzebnie został, żeby trochę ją podenerwować.
Wymierzyła
pocisk między jego oczy i pierwszy raz ujrzała na jego twarzy prawdziwe emocje,
nie będące złością, do której kilkakrotnie go doprowadziła ani wypracowaną
obojętnością. On był całkowicie przerażony. Jego usta były rozchylone, oddech
nierówny i przyspieszony, a oczy przypominały dwie wielkie, ciemne monety.
Stała się rzecz niemożliwa, dostrzegła w nim zwykłego człowieka. Człowieka,
który jak każdy bał się i miał uczucia. Było to tak niespodziewane, że w jej
działaniu pojawiło się wahanie. Pod wpływem impulsu miała ochotę przestrzelić
jego pyskaty łeb i zakończyć te idiotyczne gierki raz na zawsze, ale straciła
całe przekonanie do słuszności tego czynu. Do jej umysłu zaczęły docierać
liczne wątpliwości, odciągające ją od zadania ostatecznego ciosu.
- Gdzie
jest Smith? – wykrztusiła jedynie, starając się brzmieć władczo.
- Pół
godziny temu wyruszył do magazynów – odparł od razu, zbyt onieśmielony by ją
okłamać albo jakkolwiek się droczyć. Naprawdę uwierzył, że była zdolna go zabić
i nie był nawet w stanie wykorzystać jej wahania, żeby się wyswobodzić i przewrócić
sytuację na swoją korzyść.
- Ostatnia
szansa, Jo – syknęła i odsunęła się od niego. Nim zdążył się podnieść i pojąć
to wszystko, Arabella była już na dole, a jej kroki cichły z każdą sekundą,
odbijając się w rozpadających się ścianach budynku.
Dotarła do
niego powaga wydarzeń. Z rozgoryczeniem uderzył pięścią w podłogę. Nie miał
siły się wściekać, musiał wreszcie przed sobą przyznać, że poczucie poniżenia
schodziło na dalszy plan, gdy dotarło do niego jak ta krucha istotka mu
zaimponowała.
Niemniej
jednak, nie mógł tak po prostu jej odpuścić. Nawet jeśli poczuł do niej swego
rodzaju szacunek, tak dobry zawodnik w jego szeregach nie był tylko
konkurencją, ale też realnym zagrożeniem dla jego pozycji. Był najlepszym
człowiekiem Blacka i nie mógł pozwolić, żeby ktoś w tak bezczelny sposób go
wygryzł, a już szczególnie nie ona.
* * * *
Spóźniony, jak zawsze, ale doszłam do wniosku, że wolę dodać później niż publikować coś, z czego nie jestem zadowolona. Teraz rozdział jest sprawdzony i nie mam na co narzekać.
Zauważyliście już pewnie, że powstał zwiastun opowiadania, zachęcam do oglądania! Autorką jest niesamowita @BieberumLeviosa, pokłony dla niej <3
Jeśli cokolwiek Was nurtuję, męczy, ciekawi - piszczcie: tu, na wattpadzie czy twitterze.
Proszę o komentarze, to naprawdę motywuję mnie do pracy :)
Piszę dla siebie, ale publikuję dla Was, także wiecie, co robić.
Buziaki x
Jezus Maria! Kocham Arie! Jezuuuu, kocham to ff! Kocham ciebie! sidjkghfeikjsdfh <3
OdpowiedzUsuńUwielbiam to ff! Jet dobrze napisane, fabuła swietna. Powoli sie rozkreca. Mam nadzieje ze niedlugo inni rownez odkryja tego bloga i bedzie wiecej komentarzy. Jedyne co moge zrobic to polecic tego bloga i tak zrobie! Czekam na nastepny rozdzial! Zycze weny misiu 😍😘
OdpowiedzUsuńKiedy następny rozdział?:((
OdpowiedzUsuńJAKIM CUDEM POD TAKIM CHOLERNIE DOBRYM ROZDZIALEM JEST TAK MALUTKO KOMENTARZY:(
OdpowiedzUsuńnajlepszy blog ever ; )
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy!
OdpowiedzUsuńMegaaa czekam na naatepny z niecierpliwieniem, kiedy on bedzie??!!!! Czekam i czekam, nooo poza tym czytalam inne a ten jest inny oryginalny poprostu Swietny ! Pisz dalej ! Ogladalam zwiastun, ciekawe jak jo i arabella sie przybliza do sb. JESZCZE RAZ MEGAA, TYLKO ZBYT DLUGO CZEKANIA... ALE NIE ZMIENIAM FAKTU ZE TO JEST NAJLEPSZY PROLOG EVER!!!! POWODZENIA
OdpowiedzUsuń:(:( nowy rozdział chcemy!
OdpowiedzUsuńKocham Twoje opowiadanie. Jest cholernie dobre, a Ty masz niesamowity talent.
OdpowiedzUsuńkiedy nn ?
OdpowiedzUsuńDzisiaj :)
Usuń