Rozdział 6
Ręce
Arabelli drżały nerwowo, z trudem utrzymując umieszczony w nich pakunek.
Pierwsze zadanie nie wydawało się zbyt skomplikowane, ale miała złe przeczucia.
To było dziwne, że musiała coś robić już po pierwszym treningu. Nie wiedziała
jak to było z innymi, ale była pewna, że dadzą jej chociaż tydzień na
zaaklimatyzowanie się. Rzeczywistość jak zwykle ją zaskoczyła, ale nie
zamierzała dyskutować. Musiała robić, co do niej należało i nie zadawać
zbędnych pytań.
Przemierzała ciemne korytarze,
skonstruowane w piwnicach sąsiadujących ze sobą budynków. Nigdy nie
przypuszczała, że miasto posiada coś w rodzaju podziemnego labiryntu, który
umożliwiał intruzom dostanie się do niemal każdego miejsca w prowincji, bez
śladów i wzbudzania niepotrzebnej uwagi. To był kolejny powód, dzięki któremu
pracownicy Blacka byli tak skuteczni. Wyglądało na to, że wszystko w tej
dziurze było zrobione pod dyktando tego tyrana i jego szemrane interesy.
Dziewczyna
czuła się samotniej niż kiedykolwiek. Obawiała się, że zabłądzi i utknie w tych
ciemnościach na zawsze. Wszystkie ścieżki wyglądały tak samo i ciągnęły się w
nieskończoność. W dodatku sufit był tak nisko, że musiała przemieszczać się na
ugiętych kolanach, co dodatkowo ją spowalniało.
Dostała
proste wytyczne: wracając do domu, musi podrzucić przesyłkę w odpowiednie
miejsce. Brzmiało banalnie, ale nie było takie proste, kiedy twoje mięśnie
odmawiały posłuszeństwa z wykończenia, a większość drogi musiałeś przemierzyć
ponurymi, zatęchłymi katakumbami.
Oświecała
sobie drogę latarką, co jakiś czas spuszczając wzrok ze ścieżki na nowoczesny
zegarek, wyświetlający mapę. Tylko on dodawał jej otuchy. Był niczym GPS
prowadzący ją prosto do celu. Dobre było również to, że przed wyjściem Shannon
skierowała ją na przymusowy, ale jakże sycący posiłek i wręczyła butelkę wody.
Gorzej już
z tym, że pochłonęła ją pół godziny temu i obecnie odczuwała bolesny ucisk w
pęcherzu. Nie było mowy, żeby zatrzymała się tutaj chociaż na sekundę. Była
zbyt przestraszona. Chciała się stąd wydostać zanim okaże się, że cierpi na
głęboką klaustrofobię i dostanie ataku paniki, który uwięzi ją tutaj na wieki.
Dotarła do
punktu, w którym powinna wspiąć się po drabinie i wyjść na powierzchnię.
Problem był taki, że nigdzie nie było żadnej drabiny. Rozglądała się dookoła,
świecąc w każdy kąt, ale niczego nie znalazła. Próbowała doskoczyć do klapy
albo wspiąć się po ścianie, ale wszelkie wysiłki okazały się bezsensowne.
Powoli
zaczynała wpadać w histerię, z trudem powstrzymując dygotanie ciała i łzy w
oczach. Jeśli teraz się rozsypie, nie wydostanie się już nigdy. Wciskała
wszystkie możliwe opcje na zegarku, chcąc znaleźć inną drogę, ale oczywiście
złośliwość rzeczy martwych nie zawiodła również i tym razem, gdyż sprzęt nie
reagował na żaden bodziec. Zdesperowana, postanowiła zawrócić, aż nie napotka
jakiegokolwiek wyjścia i spróbuje odnaleźć drogę do odpowiedniego budynku przez
ulice miasta. Brzmiało to lepiej niż wielogodzinne błądzenie po tych
piekielnych tunelach.
Starała
się oddychać spokojnie i bez nerwów odnaleźć swój obecny cel, ale nie było to
takie łatwe. Czuła jakby wpadła prosto w zasadzkę i została pochowana żywcem.
Stopniowo traciła nadzieję, gdy po raz kolejny skręciła w ślepy zaułek. Nogi
bolały ją tak bardzo, że miała ochotę przemieszczać się na czworaka, a ciągły
brak efektu w poszukiwaniach, odbierał jej motywacje do dalszych działań.
Gdy
postanowiła się już poddać, stwierdzając, że taka śmierć i tak jest lepsza niż
ta, którą w końcu zgotowałby jej ukochany szef, usłyszała głośny huk. Zaraz
potem posypała się lawina niezidentyfikowanych dźwięków, które nagle pobudziły
ją do życia. Przed oczami miała wizję zasypujących ją kamiennych murów i
niespodziewanie doszła do wniosku, że wolałabym jeszcze pożyć, choćby i jeden
głupi dzień. Mając przed oczami twarz ukochanej siostrzyczki, rzuciła się do
ucieczki. Ściskając kurczowo przesyłkę i pochylając się w celu uniknięcia
zderzenia się z nisko położonym sufitem, gnała przed siebie, byleby w
przeciwnym kierunku niż przerażające odgłosy.
Prawie
rozpłakała się ze szczęścia, widząc światełko na końcu tunelu. Zwykle oznacza
to przejście do innego świata, ale dla niej było to wybawienie zupełnie innego
rodzaju. Miała szansę przetrwać, przynajmniej w tym momencie.
Wyczołgując się na powierzchnie, wypuściła oddech, który wstrzymywała
zdecydowanie za długo. Jej klatka piersiowa unosiła wyjątkowo szybko i była w
stanie poczuć bolesne uderzenia własnego serca. Dotknęła jedną ręką czoła,
ocierając je ze stróżek potu. Z jej ust uciekł histeryczny chichot, który
uwolnił część kłębiących się w niej uczuć. Z nerwów wciąż trzęsły się jej
kolana, ale w tej chwili czuła przede wszystkim ulgę.
Rozejrzała
się dookoła ze zwątpieniem. Co prawda uszła z życiem, ale nie miała pojęcia
gdzie się znalazła i co powinna dalej zrobić. Wiedziała, że sytuacja w
podziemiach nie powinna mieć miejsca, ale czuła, że poskarżenie się Blackowi
raczej niewiele jej pomoże. Zwyczajnie bała się wracać do bazy, nie wykonawszy
zadania. Pierwsza powierzona jej misja i już nawaliła. Na samą myśl o tym, jak
wkurzyłoby to jej „pracodawcę”, przeszedł ją dreszcz. Chyba lepiej byłoby
zginąć w tych czeluściach niż zawieść w ten sposób.
Z ponurych
rozmyślań wyrwało ją nieprzyjemne pikanie, dochodzące z jej zegarka. Spojrzała
na niego, marszcząc brwi i wciskając przypadkowe guziki, wierząc, że go to
uciszy. W sekundzie, gdy miała go ze złości wyrzucić, niepokorny sprzęt
wyświetlił przed nią mapę dzielnicy, w której się znajdowała i jej obecne
położenie. Ku jej ogromnemu zaskoczeniu, jej elektroniczny partner pokazywał
jej właściwą drogę.
Miała
dzisiaj więcej szczęścia niż w cały swoim dotychczasowym życiu.
A
przynajmniej tak jej się zdawało.
Żwawo
truchtając, podążała za wskazówkami swojego małego pomocnika i bez większego
problemu dotarła w odpowiedni rejon miasta. O dziwo, ulice świeciły pustkami,
co wydało jej się wręcz podejrzane. Rzadko widywało się tu tłumy, ale
pojedyncze jednostki regularnie przemieszczały się z pracy do domu, z domu do
sklepu i tak dalej. Niemniej jednak, wyraźnie ją to cieszyło. Ubrana w czarny
kombinezon, z łukiem na plecach i podejrzaną paczką w rękach mogłaby wzbudzić
niechciane zainteresowanie, a zdemaskowanie raczej nie uszczęśliwiłoby Blacka.
Na szczęście, nawet w oknach nie było śladu żywego ducha. Jakby pół miasta
nagle wymarło.
Nie
czekając, aż w końcu na kogoś wpadnie, skręciła we wskazaną przez wyświetlacz
uliczkę i uśmiechnęła się nikle.
„Jesteś u celu”
Żaden
komunikat tego dziadostwa nie mógł uradować jej bardziej. Niemal w podskokach
przemieściła się pod zardzewiałe drzwi, ściskając pod pachą powierzony pakunek.
W chwili, gdy miała pociągnąć za okrągłą klamkę, śmiertelnie niebezpieczny
pocisk świsnął jej obok ucha, przebijając się na wylot przez metalową
strukturę. Bez wahania rzuciła się na ziemię, turlając się w stronę zauważonego
kątem oka kontenera. W ostatniej sekundzie przedostała się za niego, unikając
kolejnych wystrzelonych w nią kul.
Niedawno
uspokojony puls znowu przyspieszył, a adrenalina po raz kolejny zaczęła buzować
w jej żyłach. To była jakaś paranoja, ale mogła się tego spodziewać. Przecież
nigdy nic nie szło po jej myśli, los nie mógł aż tak jej sprzyjać. Zdjęła łuk,
wcześniej przełożony przez ramię i sięgnęła po przydzielone strzały. Z niemałym
przerażeniem wyczuła, że ma ich raptem pięć. Zważywszy, że jej przeciwnik z
pewnością miał pełen karabinek, a znając jej pecha, przyprowadził ze sobą
pomocników, nie znajdowała się w zbyt korzystnym położeniu.
Głośny
łomot uświadomił jej, że wciąż była pod ostrzałem. Zastanawiała się ile czasu
minie zanim napastnik przestrzeli jej schronie w taki sposób, że położy ją
trupem. Nie dawała sobie nawet dwóch minut.
- Wyłaź,
mała smarkulo – usłyszała nieprzyjemny skrzek, do którego po chwili dołączył
mrożący krew w żyłach rechot. Miała więc pewność, że przeciwników było
przynajmniej dwóch. Zaczynała drżeć z nerwów, a to zdecydowanie nie pomagało
jej się skupić i wykonać poprawnych manewrów. Potrząsnęła głową, rozkazując
sobie w duchu, że musi się wziąć w garść. Naciągnęła cięciwę i ryzykując całe
swoje życie, błyskawicznie wychyliła się zza swojej kryjówki, na oślep
wypuszczając pocisk i wracając do poprzedniego, bezpiecznego ukrycia. Słysząc
głuchy brzdęk mogła stwierdzić, że spudłowała.
- Przestań
się bawić i wreszcie ją załatw – odezwał się ten od okropnego śmiechu,
zatrzymując na kilka sekund pracę serca nastolatki i grzebiąc jej wszelkie
nadzieję.
- Oj nie
dasz się nawet człowiekowi nacieszyć… - burknął ten drugi, ale zanim zdążył
unieść broń, srebrna strzała przebiła jego pierś, powodując, że jego oczy
rozszerzyły się w szoku, a ciało przeszył niemiłosierny ból.
Arabella
miała wrażenie, że cały świat na moment się zatrzymał. Nie zarejestrowała nawet
chwili, w której pobudzona słowami mężczyzny, podjęła kolejną próbę i
wyskoczyła zza swojego schronienia, posyłając napastnikowi śmiertelny cios.
Ocknęła się w momencie, gdy z gardła jego kompana wydobył się zduszony okrzyk,
a sam poszkodowany upadł z łoskotem na ziemię, biorąc ostatni, desperacki
oddech. Z jego ust wypłynęła strużka krwi, a oczy wywróciły się, ukazując biel
gałek.
Dziewczyna
pospiesznie odwróciła wzrok od przykrego widoku i spojrzała na towarzysza
zmarłego, który właśnie obudził się z otępienia i rzucił do biegu, niczym
największy tchórz. Nie był za dobrym przyjacielem, skoro bez zastanowienia
zostawił swojego kolegę, starając się ratować własny tyłek. Nie dała mu szans
na ucieczkę, wystrzeliwując kolejny pocisk, który trafił prosto w łydkę
dręczyciela. Zaklął siarczyście, za pewne zdawszy sprawę, że od ratunku
dzieliło go kilka kroków. Wciąż próbował zbiec z miejsca zdarzenia, a brunetka
zdała sobie sprawę, że jej zadaniem nie było zabicie przypadkowych osób, a
dostarczenie przesyłki.
Pędem
ruszyła do poszukiwania zguby, którą wyrzuciła w momencie uskakiwania przed
kulami. Ku jej radości, pakunek leżał całkiem blisko i wyglądał na
nieuszkodzony. Czym prędzej go podniosła i otworzyła wejście do budynku
porządnym kopnięciem. Była zbyt rozemocjonowania na spokojne wykonywanie
jakichkolwiek czynności. Wrzuciła paczkę do środka i zatrzasnęła drzwi z głośny
hukiem. Nie obchodziło ją kto znajdzie podrzucony przedmiot, bo nie to było jej
interesem. Wykonała rozkazy, tylko tyle ją obchodziło.
Czym
prędzej oddaliła się z miejsca incydentu, byle tylko w przeciwną stronę niż
postrzelony mężczyzna. Wątpiła by w obecnym stanie stanowił dla niej
zagrożenie, ale wolała nie ryzykować, że sprowadzi posiłki i szybkim krokiem
zmierzała w stronę bezpieczniejszych terenów.
Nie była
pewna, co powinna zrobić i gdzie się udać. Teoretycznie, po spełnieniu
obowiązku, mogła udać się do domu i zapomnieć o wszystkim przynajmniej do rana.
Jednak cała ta sprawa nie dawała jej spokoju. Coś poszło nie tak. Dlaczego nikt
nie ostrzegł jej przed czyhającymi na nią przeszkodami? Skąd wzięli się ci
ludzie i kim byli? Kto ich nasłał? Przez myśl przeszło jej, że byli to wrogowie
Blacka i postanowiła natychmiast go o tym powiadomić. Nie wiedziała jeszcze o
wielu sprawach, ale wolała zdać relacje z misji niż później oberwać za nie
powiadomienie o nieprzewidzianym przebiegu zdarzeń.
Przeskoczyła przez mur w jednym z zaułków, który odgradzał poszczególne
dzielnice. Odbierała wrażenie, że w ich prowincji ludzie byli pogrupowani w
zagrodach niczym bydło idące na rzeź. Wzdrygnęła się na samą myśl. Czy istniał
jakiś schemat postępowania wykorzystywany do eliminowania mieszkańców? Nieraz
słyszała o tajemniczych zniknięciach obywateli miasta, ale zawsze sprawy cichły
zanim wypływały odpowiedzi.
W głębi
duszy odczuwała dumę. Mimo tylu przeciwieństw, ona wciąż tu stała. Z dwoma
strzałami w kołczanie i niewielkimi zadrapaniami. W obecnej chwili zablokowała
dopływ wyrzutów sumienia, które próbowały uświadomić jej, że po raz kolejny
stała się mordercą. Musiała się do tego przyzwyczajać, bo najwyraźniej na tym
polegała ta praca.
Dotarłszy
pod hotel, wpadła do holu, nie siląc się na uprzejmości z recepcjonistką i od
razu skierowała swoje kroki do biura swojego dowódcy. Skręciwszy w odpowiedni
segment, dostrzegła wysoką sylwetkę, z pośpiechem wchodzącą do pokoju, który
był również jej celem.
Rozpoznała
tego chłopaka.
W jej
głowie zapaliła się ostrzegawcza lampka.
Gdy tylko
zobaczył, że Arabella ucieka z miejsca ataku, ruszył za nią biegiem. Był
przekonany, że ucieknie do domu, szukając bezpiecznego azylu, ale dziewczyna po
raz kolejny go zaskoczyła. Orientując się, że zmierzała do siedziby, obrał
tylko jemu znany skrót, który pozwolił dotrzeć mu do budynku przed brunetką i
ostrzec Blacka o nieprzewidzianym obrocie sytuacji.
- Jak to
przeżyła? – wykrztusił zaskoczony Anthony, odchylając się w swoim siedzeniu.
Prócz ich dwóch, w pomieszczeniu siedziała również Shannon, która nie umiała
powstrzymać głośnego westchnienia ulgi, jaka zalała ją po słowach Diabła.
Pokładała głębokie nadzieje w potencjale tej dziewczyny, ale trudno było oprzeć
się wrażeniu, że rzeczą niemożliwą było pokonanie tych wszystkich przeszkód,
które przed nią postawiono. Szczególnie, że o niczym nie miała pojęcia. Została
wysłana w ciemno na pewną śmierć, bo taką zachciankę miał ich pan i władca. I
nikt nie mógł temu zapobiec ani nijak zaradzić.
A jednak
przeżyła. Na usta cisnęło jej się mnóstwo pytań, ale zacisnęła wargi, czekając
na relacje młodszego współpracownika.
- Było
blisko, ale koniec końców zabiła Samuela, a Ronald dotrze tu za jakieś trzy
godziny z nogą do amputacji – podsumował szatyn, pozwalając sobie na szczyptę
typowej dla niego ironii. Ta mała była niebezpieczniejsza niż wszyscy myśleli i
zdawało się, że tak łatwo się jej nie pozbędą. Gdzieś w głębi cieszył się
jednak, że nie tylko jego rozłożyła na łopatki. To trochę uspokoiło jego
poturbowane po ostatnim spotkaniu z tą małolatą ego.
Nikt nie
zdążył nic więcej powiedzieć, gdyż drzwi do gabinetu otworzyły się gwałtownie,
a do środka wkroczyła rozczochrana brunetka z rumieńcami na bladych policzkach
i zaciętą miną.
Była zbyt
roztrzęsiona by pukać.
- O,
Arabella, jak miło cię widzieć – przywitał się z cynicznym uśmiechem na wąskich
ustach najstarszy mężczyzna. Dziewczyna rozejrzała się po wszystkich
zgromadzonych, zastanawiając się, dlaczego wszyscy zesztywnieli, jakby ktoś
wsadził im długi kij prosto w…
- To była
pułapka – wykrztusiła, wciąż słabym po minionych wydarzeniach głosem.
Podchodząc pod wejście do biura usłyszała strzępki rozmowy i szybko dodała dwa
do dwóch.
- Chyba
nie sądziłaś, że zaryzykujemy wysłanie kogoś tak niedoświadczonego do poważnej
roboty – wycedził siwowłosy, próbując zamaskować wszelkie kotłujące się w nim
emocje. Nie miał odwagi przyznać nawet przed samym sobą, że był pełen podziwu
dla tej małej istotki, która okazała się groźniejsza niż mógł przewidzieć.
Nastolatka
spuściła speszona wzrok, zawstydzona własną naiwnością. Po raz kolejny za późno
wyciągnęła wnioski. Tym razem udało jej się wybrnąć z tarapatów, ale nie mogła
wiecznie igrać z przeznaczeniem. Albo szybko pojmie panujące tu zasady i
przechytrzy samego lisa, albo pożegna się z tym światem prędzej niżby sobie
życzyła.
- I co
dalej? – ku zaskoczeniu wszystkich to Shannon zadała nurtujące Arę pytanie.
Wszyscy spojrzeli z wyczekiwaniem na głowę całej zgrai. Ciemnowłosa czuła jak
jej serce kołatało się niespokojnie w piersi.
- Witaj w
drużynie.
Trenerka
zaprowadziła swoją nową podopieczną do stołówki. Nie było mowy o wypuszczeniu
jej po tym wszystkim bez ciepłego posiłku. Prócz porcji na talerzu dziewczynina
otrzymała zapakowany zestaw dla całej rodziny. Uśmiechnęła się z niekrytą
wdzięcznością do swojej opiekunki. Z początku miała ochotę wszystkich
rozszarpać, ale zdała sobie sprawę, że zasadzka, w którą wpadła nie była winą
blondynki. Niemniej jednak czuła się rozczarowana własną łatwowiernością i
obiecała sobie, że nigdy w życiu nikomu tu nie zaufa. Wszyscy byli pionkami w
grze, głupimi marionetkami, za których sznurki z pełnym zadowoleniem pociągał
Anthony Black – największy potwór w jej życiu.
Wychodząc
z powrotem na hol praktycznie wpadła na wysokiego chłopaka, który odruchowo
złapał ją za ramię, chroniąc ją tym samym przed upadkiem. Uniosła ze
zdziwieniem wzrok, napotykając nieodgadnione spojrzenie ciemnych oczu, które z
uwagą obserwowały każdy jej ruch. Odsunęła się krok w tył i zadarła głowę,
pokazując, że nie odczuwa żadnego niepokoju w jego towarzystwie. Z jego miny
mogła odczytać, że nie bardzo mu się ta postawa podobała.
- Niezły
strzał – pochwalił ją, co zabrzmiało całkiem szczerze. – Ale byłoby bardziej
efektywnie, gdybyś trafiła za pierwszym razem – dodał zgryźliwie, lustrując jej
wątłe ciało od stóp do głów.
Źrenice
Arabelli rozszerzyły się w szoku. Wiedziała, że wszystko było zaplanowane, ale
dopiero teraz zrozumiała kolejną rzecz. On ją śledził, przez cały czas miał ją
na oku.
- Byłeś
tam? – wykrztusiła z niedowierzaniem. Trudno było jej oswoić się, że widział
jej karkołomne zmagania i nie kiwnął nawet palcem, żeby umożliwić jej przetrwanie.
– I nic nie zrobiłeś?
Ciemnooki
prychnął z pogardą.
Oglądanie
tego teatrzyku było dla niego czystą przyjemnością, ale nie przyznał tego na
głos. Liczył, że pyskata i niepokorna nastolatka zakończy swój marny żywot na
jego oczach, ale nie z jego rąk. Zrozumiał jednak, że jeśli pragnął jej śmierci,
sam musiał się tym zająć.
-
Przyzwyczajaj się, kruszyno – warknął, wyraźnie się z niej nabijając. – Tutaj
nikt ci nie pomoże, a wręcz z zadowoleniem będą oglądać twój upadek.
Dzisiaj biegłam też w swoim pierwszymi mini-maratonie i pozytywna energia mnie wręcz rozsadza, dlatego z entuzjazmem czekam na Wasze opinie :)
Cudownyy! <3
OdpowiedzUsuńWow, piszesz tak, że aż sama nie wiem co mam tutaj napisać. Historia, którą piszesz wciąga coraz bardziej z każdym przeczytanym rozdziałem ;)
OdpowiedzUsuńOby tak dalej. Znalazłam kilka chwil na przeczytanie tego rozdziału, chociaż teraz powinnam czytać "Zbrodnia i kara", ale cicho. Mnie tu nie było. ;D
Moim zdaniem powinnaś napisać swoją książkę. Tak, zdecydowanie to byłby dobry pomysł.
A teraz szybko, bo Dostojewski czeka. ;)
Jestem ciekawa jak rozwinie się akcja w następnym rozdziale i czekam na niego z niecierpliwością. ;)
Pozdrawiam.
o ja pierdziuuu
OdpowiedzUsuńnie wiem co napisać
sdfjhksnojdkzf <3
omfg siurdhjfisujd ja piedziu jaskhd <3
Już nowy, a ja jeszcze poprzedniego nie skomentowałam. Oj.
OdpowiedzUsuńScena w tunelu na baardzo duży plus - świetnie przedstawiłaś uczucia dziewczyny :) A dalsza część rozdziału podobała mi się dlatego, że sama nie wpadłam na to, że to może być ustawione, żeby ją zabić. Serio. Przecież to takie logiczne, takie typowe dla psycholi jak Black. Coraz gorzej z moją inteligencją. ;_;
W każdym razie bardzo się cieszę, że Arabella przeżyła. Jak tylko da się jej trochę czasu, to jeszcze skopie im wszystkim tyłki, wierzę :) Tyle że już widać, że najpierw będzie musiała się bardzo postarać, żeby w ogóle przeżyć, bo za wielu przyjaciół to chyba w tym psychiatryku mieć nie będzie. To całkiem urocze, jak wszyscy dookoła próbują cię zabić. :D
/incertium
cudowny rozdział ghhghjdshgjks
OdpowiedzUsuńkocham twoje ff *-*
czekam na nn :)
@kidrawhxo
Najlepsze opowiadanie jakie kiedykolwiek czytałam.
OdpowiedzUsuńnie moge doczekac sie nowego!!
OdpowiedzUsuńbest blog ever
OdpowiedzUsuń