Powrót do domu napełnił ją
niespotykanym entuzjazmem. Była wolna, przynajmniej na swój sposób. Nie musiała
siedzieć w swojej klatce w siedzibie, nie musiała zmieniać miejsca
zamieszkania, nie musiała porzucać bliskich. Mogła wrócić do swojego dawnego
życia i udawać, że wszystko było w porządku. Wiedziała, że łączenie ze sobą
tych dwóch światów było ryzykowne, wymagało wielu poświęceń i kłamstw, ale nie
zamierzała się poddawać. Nie potrafiła sobie wyobrazić egzystowania w tym
piekle bez swojej rodziny i nie była gotowa by się z nimi rozstać, chociaż na
dłuższą chwilę.
Co
kilkanaście minut zatrzymywała się by podejrzeć mapę. Musiała szybko rozeznać
się w terenie, bo przeczucie podpowiadało jej, że niebawem nie będzie miała
czasu przyglądać się bzdurnym karteczkom i będzie zdana tylko na siebie.
Cieszyła się, że mogła liczyć na pomoc Shannon i że dostała szansę by się
wykazać. Zamierzała ją wykorzystać i dać z siebie wszystko. Martwiło ją, co
prawda, że już pierwszego dnia przysporzyła sobie nieprzyjaciół, ale starała
się nie przywiązywać do tego większej wagi. Nie zależało jej na ciepłych
relacjach z współpracownikami, chciała tylko przetrwać.
Trzymając
się otrzymanych wcześniej wskazówek, udało jej się dotrzeć na dobrze znany
targ. To tu spędziła mnóstwo czasu, próbując odsprzedać za marne grosze każdą
możliwą zbędną rzecz by zapewnić wyżywienie sobie i bliskim. Starała wtopić się
w tłum i przemknąć jak najszybciej do domu, ale nie wychodziło jej to
najlepiej. O ile w okolicach hotelu była kompletnie obcym przechodniem, to
tutaj znali lub chociaż kojarzyli ją niemal wszyscy. Co kilka kroków ktoś jej
się kłaniał albo ją zaczepiał. Próbowała być miła, bo wielu z tych ludzi
niegdyś jej pomogło i wszyscy znajdowali się w podobnej sytuacji, ale nie miała
czasu na bezsensowne pogawędki. Nie, gdy nie spała od wielu godzin i bolał ją
każdy mięsień, a żołądek skręcał się z głodu. Uprzejmie spławiała każdego
znajomego, tłumacząc się pośpiechem i uśmiechając się wymuszenie.
Przemierzała
kolejne tłoczne alejki, nie zwracając większej uwagi na targujących się
zawzięcie mieszkańców. W głowie miała jedynie swój cel, którym było jej
ukochane stare łóżko. Obawiała się tylko spotkania z ojcem, któremu musiała
zgrabnie wytłumaczyć, że od teraz jej zniknięcia będą znacznie częstsze, ale
też dużo bardziej owocne – była pewna, że jeśli spisze się w powierzonych
zadaniach, już nigdy nie będzie się musiała martwić o sprawy materialne swojej
rodziny.
- Arie? –
dobiegł ją niepewny dziewczęcy głos nieopodal siebie. Była pewna, że ze
zmęczenia po prostu się przesłyszała, bowiem nikt już nie używał wobec niej
tego zdrobnienia. Zdarzało się to okazjonalnie wyłącznie jej siostrze, której z
całą pewnością tu teraz nie było. – Arie! – usłyszała ponownie, tym razem
znacznie głośniej i wyraźniej.
Zdezorientowana,
odwróciła się raptownie i dostrzegła zmierzającą w jej stronę rudowłosą
dziewczynę. O nie, tylko nie ona –
przebiegło jej przez myśl. Ta wariatka była ostatnią osobą, z którą Arabella
chciała mieć w tej chwili do czynienia. Z trudem powstrzymała się od wywrócenia
oczami i cicho westchnęła, czekając, aż jej dawna przyjaciółka przepcha się
przez tłum.
- No hej! –
zawołała, gdy stanęła tuż przed celem swojej wędrówki. – Dawno cię nie
widziałam – stwierdziła pogodnie, odrzucając na plecy kępkę czerwonych loków.
Optymizm tryskający z tej dziewczyny był tak wielki, że aż przesadny.
- Miałam
sporo na głowie – bąknęła Ara, starając się jak najszybciej uciąć tę
bezsensowną pogawędkę.
- Rozumiem,
rozumiem – zaszczebiotała, potrząsając energicznie głową. W jej ciemnych oczach
połyskiwały iskierki szczęścia, które najczęściej dostrzegało się jedynie u
dzieci. Brunetka miała wrażenie, że Madeleine mentalnie przestała się rozwijać
gdzieś w połowie przedszkola i przez większość czasu było to dla niej irytujące
i wręcz nie do zniesienia, dlatego zaniedbała tę znajomość, pogrążając się w
samotności. – Może wpadniesz na herbatę, porozmawiamy, nadrobimy stracony czas…
Stracony czas? Każda sekunda spędzona z
dala od tego nienaturalnie wesołego chochlika była rajem na ziemi. Arabella z
pewnością nie żałowała dni rozłąki i nie zamierzała ponownie zbliżać się do
byłej koleżanki.
- Nie
dzisiaj. Jestem naprawdę zmęczona – wykręcała się, próbując utrzymać nerwy na
wodzy. Była na skraju wykończenia, a ta idiotka zapraszała ją na filiżankę
herbatki.
- Och –
przygasła. – No trudno, następnym razem.
Nie będzie
żadnego następnego razu – pomyślała ostro ciemnowłosa, posyłając rudzielcowi
krzywy uśmiech. W duchu miała ochotę ją zagryźć.
- To
trzymaj się i do zobaczenia – dodała już wyraźnie pogodniej, uśmiechając się
szeroko i zamykając Arę w mocnym uścisku, z którego ta od razu starała się
wyswobodzić.
- Na razie
– wycedziła, odwracając się na pięcie i powstrzymując przemożną chęć
przewrócenia oczami. W myślach modliła się o to, by prędko nie spotkać ponownie
tej wkurzającej, niedorozwiniętej królewny.
W domu bez
słowa skierowała się do swojego łóżka i z miejsca pogrążyła w głębokim śnie,
chociaż na dworze nawet się jeszcze nie ściemniało. W środku nocy poczuła jak
ktoś wciska się pod jej kołdrę i mocno do niej przylega. Nieprzytomnie zdała
sobie sprawę, że to tylko Grace i próbowała ponownie zasnąć, ale wszystkie
próby skończyły się niepowodzeniem.
Poleżała
jeszcze kilka minut, wsłuchując się w miarowy oddech siostry i starając się
odpędzić niechciane myśli. W końcu pogodziła się z porażką i z cichym
westchnieniem wyślizgnęła z pokoju, kierując swoje kroki do łazienki.
Możliwie
jak najciszej, wzięła szybki prysznic i otuliła się ulubionym ręcznikiem. Przez
dłuższą chwilę zastanawiała się czy obrazy, które podsyłała jej podświadomość
były prawdziwe czy zrodziły się jedynie w jej chorej głowie. Trudno było jej
pogodzić się ze wszystkim, co wydarzyło się w ciągu ostatnich dwóch dni. Było
tego tak dużo, że najzwyczajniej w świecie ją to przytłaczało i nie potrafiła
odnaleźć się nawet we własnych myślach.
Jeszcze
dwie noce wcześniej wiodła spokojne, oddalone od tego paskudnego świata życie,
starając się zapewnić jak najgodniejszy byt swojej rodzinie. Mimo ciągłej
irytacji na zamkniętego w sobie, niemal bezużytecznego ojca i żalu do matki, a
także trudu samodzielnego utrzymania domu, nigdy nie narzekała. Posłusznie
spełniała polecenia rodzica i zachcianki siostry. Codziennie rano wstawała by
pójść do lasu na łowy, a później na targ. Przed południem wracała i pogrążała
się w pracach domowych. Miała na głowie sprzątanie, gotowanie i wychowanie
Gracie. Nie miała praktycznie chwili dla siebie, nie marzyła nawet o dalszej
edukacji czy prawdziwej pracy, a nie zająknęła się słowem. Pogodziła się ze
wszystkim, co ją spotkało i starała się być jak najlepszym człowiekiem, a los i
tak surowo ją ukarał, choć popełniła tylko jeden, jedyny błąd.
Gdyby
tamtego popołudnia nie straciła poczucia czasu i nie oddaliła od polanki albo
spróbowała wrócić lasem – nic by się nie zmieniło. Wciąż usługiwałaby swoim
bliskim, skrycie marząc o lepszym świecie. Zamiast tego musiała zrywać się
przed świtem i przemierzać pół prowincji, aby wykonywać rozkazy miejscowego
tyrana.
Potrząsnęła
głową, jakby próbowała wyrzucić z głowy ponure myśli i ruszyła do swojej
szafki, wygrzebując z niej czarny dres i równie czarną koszulkę. Dobierając
bieliznę i znajdując odpowiednie buty, ubrała się i podążyła do kuchni. Musiała
się wreszcie pożywić, inaczej odejdzie z tego świata zanim ktokolwiek inny wyda
na nią wyrok.
Zaparzyła w
dzbanku zbożową kawę i ugotowała jajka. Przygotowała sobie również kilka
kanapek i zabrała za ich spożywanie, gdy do pomieszczenia zmęczonym krokiem
wszedł jej ojciec.
- Już nie
śpisz? – zapytała cicho, zaskoczona. Pokręcił głową i usiadł naprzeciwko, ale
bokiem do niej i wlepił wzrok w rozpadające się kuchenne szafki. Nie
kontynuowała rozmowy, w ciszy przeżuwając swoje śniadanie. Miała wrażenie, że
jej żołądek tańczył właśnie kankana i odprawiał dziękczynne modły. Uśmiechnęła
się nikle do swoich myśli, zapominając na moment o wszystkich troskach.
- Nie
wychodź dzisiaj nigdzie – rozkazał znienacka tata, przez co omal nie zadławiła
się zjadaną kanapką. Naprawdę dawno nie słyszała u niego tego stanowczego tonu,
a już tym bardziej skierowanego wobec niej. Zawsze zapewniała mu wszystko,
czego potrzebował i tylko czasami miał do niej drobne prośby – nigdy nie
rozkazy.
Poczuła
nieprzyjemny ucisk w brzuchu i miała wrażenie, że zwróci wszystko, co udało jej
się zjeść. Odkaszlnęła nerwowo, wodząc wzrokiem po całym pokoju.
- Muszę –
wymamrotała niepewnie.
- Słucham?
- Muszę
wyjść – powtórzyła donośniej, podnosząc wzrok na swojego opiekuna. On też
wreszcie na nią spojrzał, ale z niedowierzaniem, że mu się sprzeciwia.
- Co jest
takiego ważnego, że nie może poczekać jednego dnia? – zapytał oschle,
wprawiając swoją córkę w jeszcze większe zakłopotanie. Gorączkowo szukała
jakiejś sensownej wymówki na swoje zachowanie, ale nie była dobra w kłamaniu,
bo nigdy tego nie robiła. – Wciąż czekam – ponaglił ją.
- Dostałam
pracę – wydusiła w końcu, przeklinając się w duchu, że tak długo zajęło jej
wymyślenie tak błahego kłamstwa. Właściwie to nawet nie było kłamstwo. Dostała
pracę, a raczej została do niej zmuszona. Tylko trochę przekształciła prawdę,
to nie aż tak złe, prawda?
Mężczyzna
uniósł brwi w zdumieniu.
- Pracę? –
upewnił się, na co brunetka skinęła sztywno głową. – Jaką?
- Będę
kelnerką – odparła. Kolejna ściema przyszła jej znacznie szybciej i łatwiej niż
poprzednia. Miała nadzieję, że nie wejdzie jej to w nawyk, ale w tej sytuacji
nie miała wyboru.
- Gdzie? –
zapytał, nie dowierzając w całą historię córki.
- W centrum
miasta, taka niewielka restauracja. Nie są w za dobrej sytuacji, więc zarobki
nie będą… - rozkręciła się, ale jasnooki natychmiast jej przerwał.
- Jak się
nazywa? – dopytywał, nie przekonany. Gdy jeszcze zdrowie mu na to pozwalało, a
jego małżeństwo było idealne, często bywał na mieście i kojarzył każdy możliwy
budynek i nie sądził by którykolwiek mógł zaoferować pracę jego niedoświadczonemu
dziecku.
- N-nie
wiem – zająknęła się. Nie spodziewała się takiej wnikliwości w postawie ojca. –
Przechodziłam obok i zobaczyłam ogłoszenie, więc zapytałam kogoś w środku i po
rozmowie zostałam przyjęta.
Jego bystre
niebieskie oczy uważnie jej się przyglądały, sprawiając, że poczuła się
niekomfortowo. Jak zwykle nic nie szło po jej myśli, nawet głupia rozmowa z
tatą.
- Muszę już
iść – rzuciła od niechcenia, dopijając ostatni łyk ciepłego napoju i
odstawiając brudne naczynia do zlewu. – Odgrzejcie sobie resztki z wczoraj, jak
wrócę to zrobię coś porządnego – pożegnała się i udała do wyjścia, zgarniając
po drodze bluzę i mapę miasta.
Większość
drogi pokonała truchtem, co przekonało ją, że była w naprawdę kiepskiej
kondycji. W dodatku bolał ją chyba każdy możliwy mięsień. Ciało nieprzyzwyczajone
do wysiłku, jaki ją spotkał przez ostatnie dwa dni, odmawiało posłuszeństwa.
Miała nadzieję, że treningi z Shannon przyniosą szybkie efekty, bo z taką sprawnością długo tutaj nie pożyje.
Dotarcie do
siedziby poszło jej lepiej niż się spodziewała. Tylko dwa razy musiała zaglądać
do mapy, co było dużym postępem w porównaniu do jej ostatniej wędrówki.
Tym razem
zawitała do głównego wejścia i mogła bez problemu odczytać wielki szyld
umieszczony na szczycie.
Hotel San
Salvador
Jedyne
miejsce w prowincji, w którym można było tymczasowo się zatrzymać. Jak się
domyślała, przez większość czasu musiał świecić pustkami. Nikt nie zaglądał do
tej dziury, chyba, że był do tego zmuszony.
Wkroczyła do środka,
spostrzegając za ladą tę samą sztucznie uśmiechającą się kobietę, która widząc
nowego gościa, grzecznie się przywitała. Arabella odpowiedziała jedynie
skinięciem głowy i szybko skierowała swoje kroki w stronę sali treningowej.
Hotel – powtarzała w myślach, próbując
pozbierać wszystkie elementy układanki w całość. Idealna przykrywka.
Zauważyła kolejne szczegóły.
Konstrukcja dzieliła się na dwie części. Jedna rzeczywiście przypominała
miejsce, w który mogli zatrzymywać się przejezdni. Była całkiem schludna i przytulna, jak na tutejsze standardy. Druga natomiast przypominała
bardziej ośrodek treningowy albo bazę szkoleniową i zdecydowanie nie wyglądała zachęcająco.
Wejście do
podziemi okazało się równie nieprzyjemne, co poprzednio. Mogła nawet przyznać,
że było gorzej, gdyż tym razem przemierzała ciemny korytarz całkiem sama. Jej
wczorajszy towarzysz nie należał na do najmilszych, ale dodawał jej trochę otuchy.
W dodatku tym razem była pewna, że będzie musiała wykazać się swoimi
umiejętnościami, żeby udowodnić, że się do czegoś nadaje.
Wchodząc do
wnętrza pomieszczenia, przywitała ją całkowita cisza. Ciemnowłosa stała przez
chwilę w zdziwieniu, dopóki nie dostrzegła z boku kolejnych drzwi. Zbliżyła się
do nich, słysząc coraz głośniejsze, choć niezrozumiałe szmery. Wzięła głęboki
wdech i zebrała całą swoją odwagę, żeby nacisnąć klamkę i wejść do środka.
Pokój był
wypełniony różnorodnym sprzętem do ćwiczeń. Wszystkie stały nieużywane. Jedynie
w rogu po drugiej stronie ktoś namiętnie wyżywał się na worku treningowym.
Arabella
odpłynęła na moment, podziwiając szybkość i płynność ruchów trenującego.
- O, już
jesteś – usłyszała obok i nieznacznie się wzdrygnęła. Przenosząc swój wzrok,
odetchnęła z ulgą, orientując się, że to jedynie jej trenerka. Chciała ją
zapytać o tego tajemniczego chłopaka, ale spoglądając odruchowo w odpowiednią
stronę, spostrzegła, że nikogo tam nie było. – No to zaczynajmy.
Rozpoczęły od rozgrzewki
i serii prostych ćwiczeń sprawnościowych i wytrzymałościowych. Szybko okazało
się, że kondycja brunetki nie jest powalająca, ale dawała z siebie wszystko,
nie chcąc wyjść na słabą i bezużyteczną.
- Dalej,
jeszcze pięć razy – oznajmiła stanowczo jasnowłosa, podczas gdy ręce Ary drżały
z wysiłku, gdy próbowała po raz kolejny podciągnąć się na drążku. Mimo tego nie poddawała
się i starała wykonywać wszystkie polecenia swojej opiekunki, nie chcąc
zawieść jedynej osoby, która w miarę ciepło się do niej odnosiła.
- Okej,
wystarczy – poinformowała ją, przechodząc w kolejne miejsce. – Teraz pokaż jak
atakujesz.
Nastolatka
z trudem dotarła we wskazany punkt, czując, że każdy mięsień jej ciała prosił o
odpoczynek. Wyprostowała się, dając sobie kilka sekund na uspokojenie oddechu,
po czym wykonała serię uderzeń w znajdujący się przed nią czerwony worek.
Było to
zdecydowanie słabe i mało imponujące. Przed oczami miała wyraźne wspomnienie
chłopaka, który wykazał się ogromną siłą, powodując, że worek wyginał się, a
momentami nawet kiwał na boki pod wpływem impetu z jakim zadawał ciosy. Podczas
jej próby atakowany przedmiot nawet nie drgnął.
- Co to miało być? – spytała
Shannon, z lekką kpiną w głosie. Nie wiedziała jak na to odpowiedzieć, więc
jedynie wzruszyła ramionami.
Nigdy nie była wygadana. Nawet w
czasach, gdy wszystko było dobrze, jej rodzina była w komplecie, a ona sama nie
miała poważniejszych problemów, miała kłopot z formułowaniem i wyrażeniem
swoich myśli. Zawsze była wycofana, cicha i nieśmiała. Unikała towarzystwa i
nie lubiła być w centrum uwagi.
Właśnie dlatego nie potrafiła
odnaleźć się w sytuacji, gdy wszystko koncentrowało się na jej osobie, nawet,
jeśli obserwowała ją jedna osoba.
- Jak go
zabiłaś? – zadała kolejne pytanie, z każdym słowem zaostrzając ton głosu.
Dziewczyna dokładnie wiedziała, co miała na myśli jej trenerka. To tej pory
zabiła tylko jednego człowieka, choć może powinna powiedzieć, że był to „aż
jeden człowiek”. Podejrzewała jednak, że nie było to ostatnie życie, które odbierze.
Nie, gdy miała pracować dla kogoś takiego jak Black. – Zamierzasz mi
odpowiedzieć?
Arabella
starała sobie przypomnieć wszystko z tamtej koszmarnej nocy, nie chcąc
denerwować swojej opiekunki. Nie wiedziała jak ubrać to w odpowiednie słowa i
przeklinała siebie za swoje opory w komunikacji.
- Nie wiem,
wszystko działo się szybko… Uciekałam, musiałam się schronić, więc wspięłam się
na drzewo i znalazłam ukryty tam łuk. Potem po prostu strzeliłam – wyjaśniła,
nie mając odwagi spojrzeć jej w oczy.
- Spróbujmy
jeszcze raz – powiedziała Shannon, wyraźnie łagodniejąc. – Przypomnij sobie
wszystko, co wtedy czułaś i wyładuj to tutaj – instruowała ją, jednocześnie
pokazując jej odpowiednie ustawienie.
Brunetka
starała się chłonąć wszystko, co mówiła jej mentorka, chcąc jak najwięcej zapamiętać
i dokładnie to powtórzyć. Ustawiła się, tak jak uczyła ją jasnowłosa, i na moment
przymknęła oczy, przywołując wszystkie emocje, które targały ją podczas tamtej
nocy. Strach, stres, złość, adrenalina.
Otworzyła
oczy i rzuciła się na worek, atakując go z całych siły. Wszystkie uczucia,
które tłamsiła w sobie walczyły by wydostać się na zewnątrz. Całe napięcie
związane z morderstwem, zdemaskowaniem przez Blacka, zmuszeniem do pracy i
konfliktem z ojcem zaczęło się uwalniać. Wszystko wypłynęło z niej niczym
wodospad, przejawiając się w agresji jaką ładowała w swoje uderzenia.
Gdy
wreszcie przerwała, poczuła niemal satysfakcję z włożonego wysiłku, ale
ulotniło się to w sekundzie, w której usłyszała ironiczne prychnięcie. Odwróciła
się gwałtownie, zdając sobie sprawę, że dźwięk ten nie mógł się wydostać z ust
jej trenerki.
W sali
pojawiła się grupa facetów. Niektórych poznawała z ostatniego razu. Znowu
wszyscy się w nią wpatrywali. Niektórzy z zaciekawieniem, inni z rozbawieniem.
- To
wszystko na co ją stać? – zapytał ze śmiechem jeden z nich. Spuściła wzrok,
czując zażenowanie pomieszane ze złością. Była zła, że ktoś po raz kolejny brał
ją za słabeusza, ale z drugiej strony dała im powody do takiego myślenia.
- Może spróbujesz
ją pokonać? – odparła z niekrytą pewnością siebie blondynka. Arabella spojrzała
na nią w oszołomieniu. Wysoki brunet, do którego było skierowane pytanie,
wybuchnął głośnym śmiechem. – Nie ma w tym nic zabawnego, zapraszam na tor –
dodała, kierując się w stronę przestrzeni przeznaczonej do walk. Nastolatka z
niemałym przerażeniem pomaszerowała za nią. – Zacznijmy od sprawdzenia waszej
celności, weźcie swoją ulubioną broń – rozkazała.
Chłopak błyskawicznie ujął kilka
sztyletów, stanął w odpowiedniej odległości i bez wahania wyrzucił jeden po
drugim, za każdym razem bezbłędnie trafiając w sam środek tarczy. Wyszczerzył
się od ucha do ucha i posłał ciemnowłosej znaczące spojrzenie.
Nerwowym krokiem skierowała się
po zauważony na stojaku łuk. Musieli go od wczoraj przygotować specjalnie dla
niej. Ujęła go wraz z kołczanem i wróciła na linię, z której miała wykonać
strzały. Uniosła łuk i umieściła na nim strzałę.
Chciała wycelować, ale całe
ramiona trzęsły się jej od wcześniejszego wysiłku, a także presji jaką czuła przez
wlepione w nią pary oczu. Wypuściła strzałę, ale nie trafiła nawet w okrąg.
Oczywiście nie uszło to uwadze gapiów, którzy skomentowali to śmiechami i
zgryźliwymi uwagami. Spróbowała kolejny raz i choć poszło jej nieco lepiej niż
poprzednio, wciąż była daleka od środka tarczy. Posłała trzecią strzałę, ale i
ona nie trafiła tam gdzie powinna.
- To
wszystko, kotku? – zapytał z cynicznym uśmieszkiem, który dostrzegła kontem
oka. Czuła, że krew się w niej gotuje, ale nie mogła opanować drżenia rąk by
odpowiednio wymierzyć. – Nie przeżyje tu nawet tygodnia – prychnął do swoich
towarzyszy. Dopiero te słowa wzbudziły w niej takie emocje, że opanowała
wszystkie nerwy i błyskawicznie odwróciła się w stronę szydercy.
Ostatnie, co zobaczyła to jego przerażona mina, gdy wymierzyła kolejną strzałę.
Tym razem
strzała wbiła się idealnie tam gdzie miała. Z gardła chłopaka wydobył się
zduszony okrzyk. Zanim ktokolwiek zorientował się w sytuacji, poprawiła swoje
dzieło drugim strzałem. Opuściła łuk i nie mogła powstrzymać swojego dumnego
uśmiechu.
Chłopak
tkwił przytwierdzony do ściany za skrawki koszulki na swoich ramionach. Z
pewnością drasnęła mu skórę, ale nic poważnego mu się nie stało. Widok był
jednak przepiękny i tym razem to ona miała powód do śmiechu. Jego mina była
bezcenna i była pewna, że zapamięta ją do końca życia.
Już nikt
nie odważył się odezwać. Patrzyli na nią z szokiem i przerażeniem, jak na kogoś
nieobliczalnego i niebezpiecznego. Nie wiedziała czy powinna się cieszyć, czy
przejąć, ale zamiast zagłębiać się w bezsensowne przemyślenia, spojrzała na
Shannon, która otrząsnęła się ze zdziwienia i zaczęła klaskać.
- Ktoś
jeszcze chce spróbować? – zapytała ze śmiechem, podchodząc do Ary i obejmując
ją ramieniem. – Skąd ten brak chętnych?
Cała grupka
rozglądała się z zakłopotaniem po ścianach, dwóch z nich próbowało odczepić
tego biedaka ze ściany, ale nie było to takie proste jakby się mogło wydawać.
Ciemnowłosa nie mogła przestać się uśmiechać. Przynajmniej dopóki nie
dostrzegła, że z balkonu biegnącego nad salą przygląda jej się ten sam typek,
który odprowadzał ją wczoraj do pokoju. I którego powaliła na ziemię. Jak na
niego mówili?
Miała
nadzieję, że jej mały pokaz nie uszedł jego uwadze. Wiedziała, że w przypadku
takich ludzi może wzbudzić respekt tylko przez zastraszenie. W przypadku tego
dupka na ścianie, podziałało. Nie miał odwagi nawet na nią spojrzeć. Miał
szczęście, że nie miała w sobie jeszcze takiej żądzy mordu, żeby naprawdę go
zranić. Póki co, taka forma zemsty zupełnie ją satysfakcjonowała, ale nie
radziłaby mu ponownie zachodzić jej za skórę.
Nawet nie
zauważyła, że trenerka odeszła na bok. Gdy ponownie do niej podeszła, jej mina
była poważna, a słowa, które wypowiedziała sprawiły, że jej serce wykonało
kilka fikołków.
- Masz
swoje pierwsze zdanie.
* * * *
Mam wrażenie, że ten rozdział jest chaotyczny, ale wszystko przez to, że byłam zmuszona pisać go dwa razy, a to nigdy nie wychodzi mi dobrze. Z tego samego powodu nie zdołałam dodać rozdziału wczoraj. Zwyczajnie nie zdążyłam go tak szybko otworzyć, ale mam nadzieję, że za bardzo tego nie odczuliście. Następny jest zdecydowanie moim ulubionym, jak do tej pory. Czego spodziewacie się po pierwszej misji Ary?
Dziękuję za wszystkie opinie :)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Czekałam i czekałam, aż w końcu się doczekałam ;)
OdpowiedzUsuńNiestety dziś będę się streszczać, bo mam małe problemy techniczne z laptopem i jestem zmuszona do korzystania z telefonu.
Dziękuję, że odpowiedziałaś na mój komentarz i napiszę, że posłuchałam Twojej rady ;)
Na razie piszę dalej, żeby mieć trochę więcej materiału.
Nie zawsze mam czas na to, ale na przeczytanie kolejnego rozdziału na Twoim blogu zawsze znajdę wolną chwilę.
Zastanawiam się co stało się z matką Ary i dlaczego ojciec zabronił jej wychodzić, ciekawe.
W pewnym momencie myślałam, że brunetka zabiła tego chłopaka, ale chwilę potem odsunęłaś ode mnie ten czarny scenariusz ;)
Mam też nadzieję, że Jo nie będzie stwarzał żadnych niepotrzebnych problemów i skąd w ogóle on się wziął za oknem?
Czekam na to, aż w końcu dowiem się o co chodzi ;)
Im więcej rozdziałów się czyta, tym więcej się chce dowiedzieć o bohaterach.
Pozdrawiam. ;)
No Matter Who
rozdział jest dhifjbsdkjfn
OdpowiedzUsuńi omg ten trening sfuhsjdfijf <3
będzie musiała się przespać z Jo xd nie no żartuje nie mam pojęcia, ale już się nie mogę doczekać :>
OdpowiedzUsuńNie moge sie doczekac <3 swietny roozdzial
OdpowiedzUsuńUWIELBIAM! :)
OdpowiedzUsuń