niedziela, 16 listopada 2014

HD Rozdział 9

Lubicie dodawanie gifów czy mam przestać? 
To zawsze drobny spoiler, co do treści rozdziału ;)


Rozdział 9
            Pędziła jak tylko mogła, pokonując kolejne dzielnice opustoszałego miasteczka. Nikt o zdrowych zmysłach nie wychylał się o tej porze po za próg własnego mieszkania. Wszyscy solidarnie zatrzaskiwali się na cztery spusty w swoich domach i udawali, że nie słyszą podejrzanych odgłosów, krzyków ani lamentów dochodzących z najmroczniejszych zaułków prowincji.
            To miejsce było paranoją, jak cały ich kraj. Odcięli się od reszty świata, chcąc ograniczyć zagrożenie, ale prawda była taka, że sami je stanowili. Zamknęli się w swoich granicach i samoistnie wyniszczali. System nie działał tak jak powinien, przynajmniej nie tutaj. Nie miała pojęcia o innych częściach państwa, prócz tego, co było pokazywane publicznie, a w to nikt nie wierzył. Byli trzymani w niewiedzy, bo głupim narodem łatwiej się rządzi. I nie mogli nic z tym zrobić.
            Zasady były proste – żeby przetrwać, musisz się dostosować.
            Dotarła na obrzeża miasta, gdzie znajdowały się zapuszczone fabryki. Ich obszar słynął z wytwarzania wszelkiego rodzaju materiałów, dlatego podstawy ich gospodarki stanowiły zakłady takie jak tartak, huta szkła czy papiernia. Niektóre budynki, tak jak te tutaj, przestały być przydatne wraz z rozwojem technologicznym i dlatego zostały zamknięte, pozostawiając wielu mieszkańców bez podstawowego źródła utrzymania.
            Opustoszałe magazyny stanowiły pozornie bezpieczną kryjówkę dla tutejszych przestępców. W jednym z nich miał się ukrywać cel jej wyprawy. Cel, który musiała wyeliminować bez mrugnięcia okiem. W zakamarkach jej umysłu kryła się obawa, że to kolejna pułapka Blacka, kolejny etap jego chorej gry, ale niezależnie od tego, nie mogła się przeciwstawić ani wycofać.
            Minęła kilka pierwszych obiektów, gdyż wyglądały na całkowicie porzucone, a szczerze wątpiła by Smith siedział w ciemny kącie, udając, że nie istnieje. Z opowiadań Shannon obstawiała, że rozgościł się w którymś z segmentów i urządził własną bazę, otaczając się odpowiednią ochroną.
Przemknęła niczym cień wzdłuż kolejnych ruder, cały czas trzymając broń w pogotowiu. Przystanęła, gdy dostrzegła smugę światła padającą z jednej z hal. Przyczaiła się w ciemności pod ścianą i uważnie nasłuchiwała. Stopniowo szmery zaczęły brzmieć jak rozmowa, co potwierdziło jej przypuszczenia. Był tam, ale jak przewidziała, nie sam.
            Nie mogła po prostu tam wtargnąć i zacząć strzelać. Mieli przewagę i bez problemu mogliby ją powstrzymać. Nie miała szans ujść ze starcia z całą grupą bez szwanku, więc musiała ich przechytrzyć. Dokładnie rozglądała się po wszystkim dookoła, szukając podpowiedzi, wskazówki, czegokolwiek. Zmarszczyła brwi, gdy obchodząc konstrukcję dookoła, zauważyła zardzewiałą drabinkę prowadzącą na sam dach. Problem był taki, że stopnie nie zaczynały się od ziemi, a sporo nad czubkiem jej głowy. Nawet podskakując, nie miała szansy się złapać. Wtedy przypomniała sobie o metalowej beczce, którą mijała chwilę wcześniej. Natychmiast po nią wróciła i z radością odkryła, że była opróżniona, dzięki czemu mogła bez większego kłopotu ją przetransportować, dodatkowo nie robiąc za dużo hałasu.
            Wspięła się na nią i z miejsca wyskoczyła. Kuszę musiała wcześniej zaczepić o paski przytwierdzone na plecach. Stroje robocze były naprawdę praktyczne i przemyślane. Wyglądało na to, że Anthony dbał o każdy aspekt dotyczący zadań podopiecznych. Staranność i dbałość o szczegóły była jedyną rzeczą, która przemawiała na jego korzyść, ale nie mogło to w żaden sposób zmniejszyć jej zawiści wobec niego.
Chwytając się pierwszego szczebla z ogromnym wysiłkiem się podciągnęła. Gdyby nie ostatnie wyczerpujące treningi z góry byłaby skazana na porażkę. Nigdy nie miała silnych rąk, a teraz prócz siły grawitacji w dół ciągnął ją również cały ekwipunek. Czując ból w mięśniach i słysząc swój przyspieszony oddech stwierdziła, że powinna przybrać na wadzę i porządnie się wyrobić, bo jej obecna sprawność nie sprzyjała takim zadaniom. Stawiając kolejne żwawe, acz ostrożne kroki, starała się uspokoić i zaplanować kolejne działania. Nie miała pojęcia ile niebezpieczeństw może na nią czyhać wewnątrz budowli, więc wolała przygotować się na najgorsze.

Grot przeszył na wylot klatkę piersiową przeciwnika. To już trzeci, którego unicestwiła, odkąd wtargnęła do środka. Element zaskoczenia udał jej się perfekcyjnie i jeszcze w ukryciu postrzeliła dwóch pierwszych mężczyzn.
Przy życiu została ostatnia para, ale tylko jedna osoba nie miała prawa wydostać się stąd w całości. Pozostały osobnik był jej obojętny, ale w razie potrzeby nic nie stanie jej na przeszkodzie w wykonaniu powierzonego zadania. Naciągnęła cięciwę i wycelowała w coraz bardziej przerażonego mięśniaka. Kusza miała tę przewagę nad łukiem, że mogła wstrzymywać się z wystrzałem dowolną ilość czasu bez żadnego wysiłku
- Wydaj mi go, a daruję ci życie – oznajmiła chłodno, zdając sobie sprawę, że ten człowiek nie był niczemu winny i nie miała prawa zabijać go bez potrzeby. Smith czmychnął za poustawiane wszędzie sprzęty, gdy tylko zaczęło się zamieszanie. Nie miał możliwości wydostać się na zewnątrz w tak krótkim czasie, ale musiała się pospieszyć.- Masz trzy sekundy. Raz… Dwa… Trz…
Świst przeszył powietrze, a Arabella w ostatnim momencie cudem uniknęła nadlatującego ostrza, a jej ofiara wykorzystała chwilę nieuwagi i rzuciła się do ucieczki. Była pewna, że obstawa Smitha była na tyle głupia, że obrała tę samą drogę ucieczki, co on sam, więc posyłając kolejne bełty*, ruszyła w pogoń. Jeden strzał trafił w kostkę uciekiniera, ale nie powstrzymało go to od biegu. Właśnie wspinał się po stalowych schodach, które pod jego ciężarem i gwałtownymi ruchami trzęsły się mocno z nieprzyjemnym dla uszu chrzęszczeniem.
Kolejne pociski ominęły źle wymierzony cel, który zniknął na korytarzu na piętrze. Wiedziała dokąd zmierzał, bo dokładnie tędy tutaj przebyła. Liczył, że uda mu się wydostać przez dach, ale na jego nieszczęście, teraz to ona miała przewagę.
Dziewczyna wyleciała na szczyt kryjówki sekundę po swoim ciemiężycielu, ale zanim zdążyła wykonać jakikolwiek ruch, usłyszała mrożący krew w żyłach krzyk.
- Na ziemię!
            Wykonała polecenie, rzucając się na twardy grunt. Sama nie wiedziała, czemu to zrobiła, ale nie pożałowała swojej decyzji, gdy zabójcza kula przeleciała jej nad głową. Cały czas była zestresowana, ale teraz całe jej ciało spięło się, a z każdym, niemal bolesnym uderzeniem jej serca żyły wypełniała adrenalina, pobudzająca ją do działania. Decydując się na ryzykowne posunięcie, przeturlała się w bok i jednym susłem stanęła na równe nogi. Główną broń straciła, upadając na ziemie, ale natychmiast dobyła sztyletu ukrytego w bucie. Wyrzuciła go z impetem, trafiając w ramię mężczyzny, który z wrzaskiem zatoczył się na bok. Próbował wciąż się ratować, ale wtedy ktoś złapał go za bark i przycisnął do ściany.
            Arabella próbowała zorientować się w sytuacji. Zdesperowany uchodźca, którego tak zawzięcie ścigała, leżał martwy za jej plecami, ale to nie ona go zabiła. Natomiast osoba, na którą miała zlecenie była przetrzymywana w chłopaka w czarnym kapturze, który coraz wyraźniej się niecierpliwił.
            - Zabij go wreszcie! – ponaglił ją, a ona otrząsnęła się z amoku i podniosła leżącą kilka kroków obok kuszę. Podeszła bliżej, nie chcąc bardziej się ośmieszyć i spudłować. Widząc autentyczny strach w oczach Smitha poczuła się naprawdę okropnie. Każda jej poprzednia zbrodnia została dokonana pod wpływem impulsu, w momencie śmiertelnego zagrożenia, bez chwili zastanowienia. Teraz musiała zgładzić bezbronnego człowieka, który w żaden sposób jej nie zagrażał, a zbyt dużo czasu na przemyślenia wcale jej nie pomagało.
            - No już! – ryknął władczo jej tajemniczy pomocnik, a także wybawiciel. Uniosła broń, celując w miejsce, które najszybciej i najmniej boleśnie pośle poszkodowanego na tamten świat. Naciskając spust, odwróciła wzrok i przymknęła oczy, chcąc oszczędzić sobie choć jednego nikczemnego widoku. Słysząc tak dobrze znany dźwięk upadającego, bezwładnego ciała, wypuściła głośno powietrze, które nieświadomie wstrzymywała przez parę długich sekund. – Dobra robota – usłyszała, ale zabrzmiało to raczej cynicznie. Dopiero wówczas zdała sobie sprawę z kim miała do czynienia.
            - Ty dupku! – pisnęła, wyładowując nagromadzone emocje.
            - Właśnie ocaliłem twój nędzny tyłek, mogłabyś okazać trochę wdzięczności – burknął szatyn, mierząc ją wzrokiem.
            - Nikt cię o to nie prosił – syknęła w odpowiedzi. Kompletnie nie rozumiała, co obecnie miało miejsce. Czy to możliwe, że ten sam Diabeł, który prześladował ją od samego początku, gnębił i każdym gestem pokazywał, że pragnie jej śmierci, właśnie ją od niej uchronił? To wydawało się tak nierealne, jak najbardziej odległy sen.
            Z wrażenia odebrało jej mowę, więc nie mając najmniejszej ochoty na milczącą wymianę zdań poprzez znaczące spojrzenia, skierowała się do wyjścia. Misja wykonana, czas się odmeldować.

            Wróciła do hotelu, ale Blacka nie było. Załatwiał sprawy, o które nie miała prawa pytać. Niestety kolejną poznaną przez nią zasadą był obowiązek zdania sprawozdania z wykonanego zlecenia. Nie mogła powrócić do domu, dopóki wszystkiego mu nie przekaże. Chcąc, nie chcąc, udała się do swojej kwatery i wyciągnęła na praktycznie nieużywanym do tej pory łóżku.
            Z całego serca chciała się odprężyć i wyprzeć wszystkie zmartwienia i nieprzyjemne wspomnienia z głowy, ale nie mogła przestać myśleć o Jo. Dlaczego to zrobił? Czyżby chciał ją jeszcze trochę pomęczyć, a potem osobiście zamordować? To było najbardziej racjonalne wytłumaczenie, ale nawet ono do niej nie docierało. Była pewna, że on tylko czeka, aż ktoś pogrzebie ją w ziemi i wykonana za niego czarną robotę. Przecież właśnie o tym marzył, prawda? Od pierwszego spotkania usiłował zamienić jej życie w piekło.
            Po kilkugodzinnych przemyśleniach wysnuła jeszcze jeden wniosek i nie był on zbyt pocieszający. Diabeł też zdaje raport z jej misji. Obecność tego chłopaka w jej otoczeniu nie była przypadkiem ani zbiegiem okoliczności. On jej pilnował. Nie ochraniał, a jedynie czuwał nad jej działaniem. Obserwował, czy robi, co do niej należy i jak sobie radzi. Stąd ich szef był dosadnie obeznany w jej postępach. Była w poważnych tarapatach. Jeśli chłopak poinformuje Anthonego o tym, że interweniował i nie poradziłaby sobie bez niego, będzie skończona. Czy właśnie dlatego ją uratował? Czyżby chciał zwyczajnie wydać jej na okrutniejsze tortury niż postrzelenie w trakcie misji? Nie chciał jej szybkiej śmierci, a wielogodzinnej katorgi.
            Z tą myślą przeleżała całą noc. Nie mogła zmrużyć oka, myśląc o tym, że to mogą być jej agonalne godziny. To było gorsze niż najtrudniejsze zadanie. Nie mogła działać, pozostało jej bezczynne czekanie. Fakt, mogła uciekać, ale nawet jeśli by jej się to udało, od razu zemściliby się na jej rodzinie, a do tego nigdy by nie dopuściła.
            Przed świtem wzięła prysznic. Wszyscy jeszcze spali bądź nie zdążyli dotrzeć do siedziby, więc nie musiała się martwić podglądaczami. Wciągnęła granatowe spodnie i białą koszulę, a włosy splotła w warkocza, który opadał na jedno ramię. Spojrzała w lustro i przyglądała się swojemu odbiciu, jak gdyby był to ostatni raz kiedy miała okazję je widzieć. Jej ciemne oczy wypełniły się łzami na myśl, że może już nigdy nie zobaczyć swojej małej Gracie.
            Zebrała resztki siły i postanowiła się nie mazgaić. Przybrała kamienną minę i ruszyła na spotkanie z przeznaczeniem. Wkraczając do gabinetu Blacka poczuła dreszcze przebiegające wzdłuż jej kręgosłupa. Żołądek zdawał zacisnąć się w ciasny supeł, a ręce drżały jej nerwowo. Usiadła na dobrze sobie znanym, chyboczącym się krześle i niepewnie spojrzała na siwowłosego, który notował coś w swoich papierach.
            - Zadanie wykonane? – zapytał bez cienia zainteresowania. Jej oczy zaczęły przypominać dwie wielkie monety, a serce zakołatało się niespokojnie w piersi. Próbowała coś wykrztusić, ale dopiero po kilku próbach jej struny głosowe stały się jej posłuszne.
            - T-tak – wydusiła, przebierając gorączkowo palcami.
            - Jakieś problemy? – upewnił się, wciąż na nią nie patrząc.
            - Nie – odparła już wyraźniej, opanowując strach. Zapadła złowroga cisza i brunetka poczuła się niekomfortowo.
            - Możesz już iść – poinformował ją wreszcie, jakby przypominając sobie o jej istnieniu. Skinęła głową, czego oczywiście nie mógł zobaczyć i wstała. – A, i Arabella – zawołał ją, gdy stała już w progu. Posłała mu zdziwiony wzrok. – Przenieśliśmy cię na drugie piętro.

            Droga do domu wyjątkowo się jej ciągnęła. Niby cieszyła się, że żadna z jej obaw się nie ziściła, a do tego, jakby na to nie patrzeć, dostała awans, ale zbyt wiele spraw nie dawało jej spokoju. Dlaczego Jo jej nie wydał? Widziała raport na biurku, więc był tam przed nią, ale mimo wszystko nie pisnął słówkiem o jej słabości. Aktualnie już nic się jej nie zgadzało. Co tym razem knuł Diabeł? Był dla niej największą zagadką, na którą natknęła się podczas swojej dotychczasowej egzystencji.
            Nie mogła pogodzić się z faktem, że przeszła tyle stresów zupełnie niepotrzebnie. Anthony o nic ją nie dopytywał, właściwie mogła wrócić do domu dużo wcześniej, a tak tylko zmartwiła ojca. Utwierdziła się w tym, gdy zobaczyła jak oczekiwał jej w drzwiach. Robił tak tylko, gdy znacząco się spóźniała i zaczynał się niepokoić.
            - Gdzie byłaś? – przywitał ją oschle.
            - W pracy – odparła automatycznie. Dzień ledwo się zaczął, a ona już była wykończona.
            - Całą noc? – zapytał z niedowierzaniem. W odpowiedzi pokiwała sztywno głową i ominęła go w progu, ale złapał ją za rękę, tym samym ją powstrzymując. - Nie przyjmę ani jednego grosza zarobionego w ten sposób – oznajmił stanowczo, patrząc jej prosto w oczy.
            - Jaki? Jakie to w ogóle ma znaczenie? Potrzebujemy tych pieniędzy! – oburzyła się natychmiast. Nie po to codziennie się narażała, żeby słyszeć wieczne pretensję.
            - Możemy je zdobyć w inny sposób – upierał się, jak zwykle obstając przy swoim.
            - My? Jakoś nie zauważyłam, żeby zarabiał tu ktoś inny niż ja – wytknęła mu dotkliwie, uderzając w jego słaby punkt. To był cios poniżej pasa, ale była zbyt zbulwersowana, żeby myśleć racjonalnie i zastanawiać się, co było na miejscu, a co nie.
            Ojciec zdawał się ostatecznie zamilknąć, odwracając głowę z cierpiętniczą miną ukazaną w mimice twarzy. Odeszła do swojego pokoju, czując, że oboje potrzebują czasu, żeby ochłonąć i przetrawić wszystkie przykre słowa, które padły podczas tej sprzeczki.
            Na swoim łóżku ujrzała Grace, po której zaróżowionych policzkach spływały gorzkie łzy. Wystraszyła się, że mała ponownie usłyszała ich kłótnię i to spowodowało jej płacz. Od razu znalazła się obok niej i mocno ją przytuliła.
            - Co się stało aniołku? – zapytała troskliwie, głaszcząc ją po ciemnych włoskach. Dziewczynka pociągnęła kilka razy nosem, zanim udało jej się odezwać drżącym głosem.
            - To prawda, że mama odeszła, bo mnie nie kochała? – wyszeptała, patrząc na swoją siostrę wielkimi zaszklonymi oczami. Przez zbierający się w nich płyn wydawały się jeszcze bardziej zielone niż w normalnych okolicznościach.
            - Co? Kto ci naopowiadał takich bzdur? – zdenerwowała się Arabella. Gracie praktycznie nigdy nie zaczynała tematu ich rodzicielki, więc nastolatka wątpiła by jej malutka siostrzyczka sama doszła do takich wniosków.
            - Kevin – wyznała cichutko. – Miał rację? – zadała kolejne pytanie, a z jej oczu pociekły kolejne strumienie łez.
            - Oczywiście, że nie – odparła natychmiast brunetka. Kevin był tym dzieciakiem, którego ostatnio przestraszyła, bo dokuczał małej. Przestała żałować, że tak srogo go potraktowała.
            - To dlaczego nas zostawiła?
            Ara zawahała się, gdyż sama nie znała odpowiedzi. Lata temu nękały ją takie same niepewności, ale wyparła je w najdalsze zakamarki umysłu, starając się po prostu żyć teraźniejszością.
            - Miała coś bardzo ważnego do zrobienia i musiała wyjechać, ale zawsze bardzo nas kochała i jestem pewna, że nigdy nie przestanie – skłamała, nie wierząc w ani jedno słowo.
            Prawda jest taka, że ich matka zwyczajnie stchórzyła. Uciekła, zostawiając ich na pastwę losu. Starsza z sióstr zdążyła ją znienawidzić lata temu, kiedy to na nią spadł obowiązek utrzymania rodziny.
            - I ja też cię kocham, nawet mocniej – zapewniła, starając się jak najbardziej uspokoić roztrzęsioną dziewczynkę.
            - Ja ciebie najmocniej – odpowiedziała tradycyjnie, wtulając się w nią stałych sił. Ciemnowłosa pocałowała ją w czubek głowy i zaczęła nucić jej ulubioną piosenkę, która stopniowo ją wyciszyła, a w sercach obydwóch dziewczyn zapanował spokój.
            Przynajmniej chwilowy.

             * * * *
Przepraszam za tak długą nieobecność. Na swoje usprawiedliwienie mam chorobę, kurację antybiotykową, która otumaniła mnie na tyle, że nie byłam w stanie sklecić sensownego zdania oraz tonę zaległości, które musiałam nadrabiać w ostatnim tygodniu. Po za tym malejące zainteresowanie blogiem odbierało resztki motywacji. Dopiero po tylu tygodniach się obudziliście, może to jest sposób na Was, hm? :) 
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał i wynagrodził wydłużony czas oczekiwania. 
Zamierzam wrócić do cotygodniowego trybu, ale to zależy czy Wam też na tym zależy.
Wiecie, co robić.
Pozdrawiam x

10 komentarzy:

  1. świetny rozdział hffgdhgdhg
    ja tam lubię te gify :D
    @kidrawhxo

    OdpowiedzUsuń
  2. Wlasnie znalazlam to opowiadanie w jednym z komentarzy i mowie o ciekawie to opisalas chetnie zajrze. Oczywiście wciągnełam sie w to i mega mi sie to podoba i naprawde świetnie piszesz i nie moge doczekać sie kolejnego rozdziału. Kto by pomyślał tak mało rozdziałów a tyle sie już działo. Jedyne co mnie dziwi to to że masz tak mało czytelników komentarzy. W miare jak bede mieć czas to pospamuje na twitterze twoim opowiadaniem i kto wie może zdobędziesz dzięki temu więcej czytelników ;) do następnego :) @1DNiallerek (mój TT )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ah no i gify zdecydowanie zostaw ;)

      Usuń
  3. świetny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny rozdział! Życzę powrotu do zdrowia.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ta ciekawe za ile znowu pewnie miesiąc

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam ten blog no ale jak napisalas ze bedziesz dodawac co tydzien to dodawaj i pisz bo czekam juz chyba 3/4 tygodnie nie chcialam cie obrazic czy cos ale nie lubie jak ktos nie dotrzymuje slowa :/ pisz pisz

    OdpowiedzUsuń
  7. Blog super :) mam tylko nadzieje że rozdziały będą ukazywać się częściej. Czekam już na kolejny. :)

    OdpowiedzUsuń