niedziela, 22 marca 2015

HD Rozdział 13

 Rozdział 13
Coraz częściej wspomnienia z misji natrętnie powracały do jej świadomości i zaburzały spokój, o który tak zawzięcie walczyła, gdy tylko opuszczała siedzibę. Czasami rzucała się w wir pracy i obowiązków, ale panująca pora roku wyraźnie ją ograniczała. Cienka warstwa białego puchu przykryła całe miasto i nie miała czego pielęgnować w ogródku czy zbierać w lesie. Wyjątkowo dom lśnił czystością, a książki, które udało jej się przemyć z hotelowej biblioteki, zostały dawno przeczytane. Pozbawiona celu, wpatrywała się więc w ścianę, próbując się wyzbyć uporczywie powracających scen z ostatnich miesięcy.
Od czasu do czasu wodziła wzrokiem po drewnianych meblościankach i malowniczych obrazkach porozwieszanych tu i ówdzie. Zdjęć prawie nie posiadali. Nigdy nie było ich wiele, ale po zniknięciu matki zniknęły niemal całkowicie. Część osobiście wrzuciła do kominka albo potargała. Szukała wszelkich możliwych sposobów by odegrać się na swojej rodzicielce za to, że tak bezdusznie ich porzuciła. Żadne działanie nie przynosiło niestety upragnionej ulgi i dziewczyna wciąż miała w swoim sercu ogromny żal. Rzadko pozwalała sobie na roztkliwianie się nad sobą, ale bywały takie chwile, że ciężar odpowiedzialności, który zrzuciła na nią jej własna mama, zbyt mocno ją przytłaczał. Mając niecałe trzynaście lat nie rozumiała powagi sytuacji, w jakiej się znalazła, ale jakimś cudem udało jej się nad wszystkim zapanować. Początki nie były tak potwornie trudne, bo ojciec jeszcze się trzymał i sporo pomagał. Po upływie roku po prostu pęknął.
Zawiesiła spojrzenie na ręcznie rzeźbionych przez tatę figurkach i zebrało jej się na sentymenty. Udawała, że nic ją nie ruszyło, ale tęskniła. Tęskniła za wspólnym pieczeniem pierniczków na święta, wyczekiwaniem powrotu ojca z pracy, zabawą w chowanego, czytaniem bajek na dobranoc czy rodzinnymi piknikami. Przede wszystkim natomiast brakowało jej wsparcia i zrozumienia, kogoś, kto byłby przy niej bez względu na wszystko.
Otoczyła się szczelniej ramionami, zapadając się w oparcie fotela. Tyle myśli biło się w jej głowie, że omal nie popadała w obłęd. Cały czas miała wrażenie, że w ferworze walki i natłoku zdarzeń ucieka jej coś niezwykle cennego, co mogło zaważyć o jej dalszym losie. Gdzieś w głębi obawiała się, że przyzwyczajenie uśpi jej czujność i w końcu ktoś wbije jej nóż w plecy.
Najbardziej niepokoiło ją jej podejście do kompana ostatniej misji. Powinna go nienawidzić, powinna go zabić albo przynajmniej zostawić na pastwę losu, dbając o własny interes. Niestety, nie potrafiła. Ostatnie miesiące polegały tylko i wyłącznie na walce z własną naturą, ale tej nie da się tak łatwo oszukać. Mogła starać się ją uciszyć, ale za nic się jej nie pozbędzie. Każdy człowiek posiada odruchy, te wrodzone i te nabyte. Jej nabytym odruchem było ratowanie każdego w potrzebie, wyciągnięcie pomocnej dłoni bez względu na krzywdy jakie spotkały ją z drugiej strony. Biorąc pod uwagę w jakim świecie przyszło jej żyć, czuła, że już była stracona.
Na domiar wszystkiego nie mogła przestać wyobrażać sobie świata po za granicami jej miasteczka. Tylko raz w życiu opuściła swoją prowincje, a nawet hrabstwo, ale była zbyt mała, żeby zapamiętać coś szczególnego czy wartego uwagi. W głowie pojawiało jej się jedynie błękitne niebo, które tak rzadko tutaj widywano, piękno zachodzącego słońca i zapach niespotykanych na co dzień słodkości. Nic z tych rzeczy nie mogło jej się obecnie przydać, ale dawało jej dodatkową nadzieję. W jej głowie zrodził się obraz utopii, do której jej serce rwało się jak oszalałe, a powrót do smutnej rzeczywistości niemal łamał je na kawałeczki. Wciąż miała tyle niepewności i rozterek, a każde wyjaśnienie rodziło setki kolejnych wątpliwości.
Nienawidziła tkwić w tej bezradnej niewiedzy, więc musiała coś na nią zaradzić.

Wkraczając do budynku miała jeden cel. Dorwać Diabła i wyciągnąć od niego wszelkie informacje. Determinacja dodawała jej odwagi, której tak bardzo w jego obecności potrzebowała. Nie przerażał jej już tak jak wtedy, gdy go poznała, ale wciąż nie potrafiła zachowywać się przy nim całkiem swobodnie, bo dawne obawy nadal w niej żyły.
Los dopisał jej o tyle, że dostrzegła go już w głównym holu. Szedł z jakimś innym chłopakiem, wyglądało, jakby zmierzali do piwnicy, prawdopodobnie na trening. Przyspieszyła kroku, mijając recepcje, ale widząc oddalające się sylwetki, po prostu go zawołała. Odwrócił się natychmiast, a jego mina wyrażała nie tyle zdziwienie, co rozdrażnienie. Resztki pewności siebie uleciały z niej niczym powietrze z przebitego balonu.
Ciemnooki machnął do swojego towarzysza, który bez słowa się oddalił, a sam przestąpił parę kroków by stanąć twarzą w twarz z brunetką. Obrzucił ją niechętnym spojrzeniem, co jeszcze bardziej zbiło ją z tropu. Nie dalej niż wczoraj jego nastawienie wobec niej było zdecydowanie przychylniejsze.
- Hej – wykrztusiła onieśmielona, na co uniósł brew, jakby bredziła coś w nieznanym mu języku. – Chciałam się tylko dowiedzieć więcej o… - zaczęła, ale momentalnie zatkał jej usta i ścisnął brutalnie nadgarstek, wprowadzając ją w osłupienie.
- Ani słowa – syknął, puszczając ją wolno i mrużąc gniewnie oczy. – Nie wiem, co sobie nawyobrażałaś, ale nie traktuj mnie jak kolegi do pogaduszek – wycedził pogardliwie i nie zaszczycając jej nawet spojrzeniem, oddalił się w głąb korytarza. Tkwiła w szoku jeszcze przez kilka długich sekund, starając się przetrawić zaistniałą sytuacje. Miała ochotę walnąć głową w ścianę. Po części miał racje, nie sądziła, że zostaną od teraz najlepszymi przyjaciółmi, ale zdawało jej się, że przełamali pewne bariery i będą w stanie przynajmniej bezkonfliktowo ze sobą współpracować. Po za tym, jakby nie było, podzielił się z nią swoim osobistym sekretem, prywatną wiedzą na tematy, o których nawet nie śniła. W jej odczuciu jakoś ich to do siebie zbliżyło, ale grubo się przeliczyła. To wciąż był Diabeł, ten sam arogancki, bezwzględny i nieczuły chłopak, który naruszył jej przestrzeń osobistą tego pierwszego dnia i ten sam, który chętnie posłałby ją na tamten świat.
Potrząsnęła głową, chcąc pozbyć się zażenowania, które nagle ją ogarnęło. Zrobiła z siebie idiotkę i poczuła się naprawdę głupio. Rozejrzała się niespokojnie i ku swojemu rozczarowaniu dostrzegła Shannon stojącą przy recepcji. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby wzrok blondynki nie był w nią bacznie wlepiony, a gest ręki nie przywoływał jej do siebie. Wzniosła oczu do góry, zastanawiając się dlaczego każdego dnia spotykają ją same nieprzyjemności. Musiała porządnie podpaść temu w górze, że tak się odgrywał.
Podeszła do lady, za którą stała młoda dziewczyna, na oko w jej wieku, może trochę młodsza, która wpatrywała się w nią z tą samą pobłażliwą miną, co jej trenerka.
- A ten gość jaki ma problem? – zapytała, kiwając głową w stronę przejścia, za którym zniknął Jo. Ara wzruszyła bezradnie ramionami, sama nie potrafiąc wyjaśnić zachowania chłopaka.
- To Diabeł, nie próbujecie go zrozumieć – zaśmiała się jasnowłosa, choć jej głos był dosyć szorstki. – Arabello, poznaj moją kuzynkę, Ninę – przedstawiła sobie nastolatki, które z pewnym dystansem uścisnęły swoje dłonie.
- Ty jesteś ta słynna Arabella?
Jak zawsze w takiej sytuacji, brunetka się speszyła, ale nie pytała, skąd o niej słyszano. Tutaj ściany miały uszy, a wieści rozchodziły się szybciej niż opryszczka w burdelu.
- Powiem ci, że o twoim numerze z wbiciem tego frajera w ścianę krążą już legendy – oznajmiła Nina, gwiżdżąc z podziwem. Ciemnowłosa przyjrzała się jej uważniej.
Już po pierwszym wrażeniu widać, że dziewczyna miała niezły temperament i prawdopodobnie cięty język. Sprawiała wrażenie pewnej siebie i wyluzowanej, ale Ara przyzwyczaiła się, że ludzie często grają, żeby nie wyjść na mięczaków.
Brązowe włosy, tylko odcień jaśniejsze od jej własnych, miała upięty w fachowy kucyk, z którego jedynie kilka wycieniowanych kosmyków wydostało się z gumki i okalało jej wyrazistą twarz. Miała ciemniejszą karnację, co w tych terenach było raczej niespotykane, a kolor jej tęczówek był niemal czarny. Wydawało się, że należy do tych buntowniczych dziewczyn, którym nikt nie podskoczy i które nie boją się łamać zasad, bez względu na konsekwencje.
- Stąpasz po cienkim lodzie, N – ostrzegła niby żartobliwie niebieskooka, klepiąc swoją podopieczną po ramieniu. Między kuzynkami nie dało się dostrzec żadnego podobieństwa, były swoimi przeciwieństwami i jedynie to zacięcie w spojrzeniu oraz wyniosła poza mogły świadczyć o tym, że były spokrewnione.
- Ja tylko mówię, co w trawie piszczy – odparła, unosząc w obronnym geście ręce. – Liczę, że odwdzięczycie mi się jakimiś ciekawymi nowinkami.
- Pogadamy później, na razie musimy porządnie poćwiczyć – poinformowała jasnowłosa i nie czekając na odpowiedź udała się w kierunku sali, wiedząc, że brunetka posłusznie za nią podąży.

Pogodne trajkotanie Madeleine było słychać już kilkanaście metrów od domu. Przez ostatnie tygodnie zdążyła do tego przywyknąć i można powiedzieć, że przyjazne odczucia do tej pokręconej osóbki na nowo się w niej odrodziły. Była niezmiernie wdzięczna, że jej dawna przyjaciółka bezinteresownie jej pomagała, nie zadając zbędnych i niewygodnych pytań.
- Arie! – zapiszczała Grace, biegnąc do drzwi i rzucając się na swoją siostrę.
- Cześć księżniczko, jak ci minął dzień? – spytała, czochrając jej włosy. Nim zdążyła usłyszeć odpowiedź, do rozmowy włączyła się kolejna osoba.
- Witaj w domu – oznajmiła radośnie, odgarniając z twarzy czerwone loki. – Jesteś głodna? – zadała standardowe pytanie, a brunetka skinęła głową. Zgodnie z ostrzeżeniem unikała jedzenia w hotelu, co równało się z byciem głodną przez większość dnia. Miło było wracać ze świadomością, że nie wszystko było na jej głowie. Unikała w ten sposób kolejnego stresu, a w dodatku w jakiś sposób czuła się mniej samotna, bo nie była zdana tylko na siebie, przynajmniej w tej kwestii.
Zasiadły do stołu, uśmiechając się do siebie. Ciemnowłosa zabrała się za pochłanianie podanej potrawy, podczas gdy jej towarzyszka opowiadała o minionym dniu i kilku plotkach niosących się po targu.
- Mówię ci, jej mina była bezcenna! – zaśmiała się Maddie, a brunetka jej zawtórowała i o dziwo, nie było to wymuszone. – Aa i Arie – spoważniała niespodziewanie, przyciągając jej uwagę. – Twój tata odmówił wzięcia leków – poinformowała cicho, jakby bojąc się jej reakcji. Po części słusznie, gdyż Arabella przerwała jedzenie i zacisnęła dłonie w pięści. Wzięła kilka głębszych wdechów, po czym bez słowa opuściła pomieszczenie, nie chcąc wyładowywać swojej irytacji na niewinnej osobie. Być może przesadzała, ale nie po to nadstawiała karku by zdobyć te głupie pigułki, żeby on teraz ich nie brał przez swoje humorki.
Stanęła przed fotelem, w którym siedział i pogrążył się w lekturze. Wzburzona, zatrzasnęła z plaskiem książkę, powodując, że przeniósł swoje błękitne oczy na jej rozgniewaną twarz.
- Dlaczego nie wziąłeś tabletek? – wyrzuciła z pretensją w głosie, na co zacisnął usta w cienką linię, ale się nie odezwał. – Odpowiadaj jak do ciebie mówię – wycedziła, z trudem powstrzymując się od krzyku. Miała cichą nadzieję, że jej przyjaciółka zajęła czymś Gracie, bo nie potrafiła utrzymać nerwów na wodzy, a nie chciała by siostra po raz kolejny była świadkiem jej wybuchu.
- Nie muszę ci się z niczego spowiadać – odparł ze stoickim spokojem i otworzył czytaną wcześniej powieść, wyprowadzając swoją córkę kompletnie z równowagi. Wyrwała przedmiot z jego ręki i cisnęła nim w kąt pokoju.
- Co jest z tobą nie tak?!
Uparcie milczał.
- Na litość boską, mam dosyć! – wydusiła, wyrzucając ramiona w powietrze i czując jak łzy zbierają się w kącikach jej oczu. Robiła wszystko by utrzymać ich przy życiu i zapewnić godne warunki bytu, a jej własny ojciec robił jej nieustannie pod górkę. Nawet z anielską cierpliwością, której oczywiście nie posiadała, nie byłaby w stanie tego wiecznie wytrzymywać.
- Nie będę niczego przyjmował – oznajmił krótko, udając, że nie zauważa stanu w jakim się znajdowała. Przymknęła oczy, odliczając od dziesięciu, chcąc choć trochę się opanować.
- A to z jakiego powodu?
- Z powodu sposobu w jaki je zdobywasz  - wyjaśnił, jakby mówił do obrażonego bez powodu dziecka. Traktował ją jakby była upośledzona i nie potrafiła nauczyć się jak się wiąże buty.
- Potrzebujemy ich, potrzebujemy tych pieniędzy – warknęła, przestępując z nogi na nogi, powstrzymując się od wzbierającej ochoty na potrząśnięcie tym kruchym w gruncie rzeczy człowiekiem.
- Jeśli mamy zarabiać w taki sposób, obędziemy się bez tego – odrzekł, splatając dłonie na kolanach, które przykryte były grubym kocem. Zaśmiała się cynicznie, przykładając dłoń do czoła, jakby chciała sprawić czy nie miała gorączki i to nie były jedynie omamy. Gniew zawrzał w jej żyłach, gdy usłyszała, że użył liczby mnogiej, jakby sam zrobił coś by nie umarli z głodu czy nie zamarzli.
- Do cholery! Ty umierasz! Musisz brać leki! – wykrzyczała, nie mając pojęcia, jak inaczej do niego dotrzeć. Pogodziła się z tym, że miał o niej fatalne zdanie, że gardził tym, co robiła, ale nie mogła znieść myśli, że odrzucał pomoc, o którą tak ciężko walczyła.
Zapadła męcząca cisza, w której była w stanie usłyszeć nawet własne bicie serca.
- Widocznie taki mój los – odparł w końcu, a ja jego twarz wyrażała mniej emocji niż ściana za nim, co całkowicie rozłożyło ją na łopatki. Kochała go, bo był jedynym rodzicem, jaki jej pozostał i mimo obecnych relacji, wiele dla niej zrobił, ale w tym momencie miała ochotę go rozszarpać. Paradoksalnie jego nieograniczony altruizm przerodził się w największy egoizm, a on był zbyt zapatrzony w swoje ideały, by to dostrzec.
Stwierdziła, że dalsza dyskusja jest pozbawiona jakiekolwiek sensu, był zbyt zatwardziały, zbyt bardzo przywarł do swojego zdania i jego przekonanie o własnej racji było nie do obalenia. W dodatku swoim uniesieniem dała mu do zrozumienia, że jest tylko niedojrzałym dzieckiem i nie miała prawa mu rozkazywać.
- Skoro chcesz, to umieraj – wyszeptała i nie wiedząc czy to usłyszał, po prostu wyszła.

- Black cię wzywa – usłyszała na wejściu zamiast powitania i od razu oblał ją zimny pot. Mimo, że już wielokrotnie spotykała ją taka sytuacja i zawsze chodziło o jakąś błahostkę albo następne zadania, nie potrafiła wyzbyć się niepokoju. Za każdym razem była przekonana, że nawaliła i szef postanowił ją ukarać, dlatego pukając do drzwi gabinetu z trudem panowała na drżeniem rąk i przyspieszonym oddechem.
- Wejść – rozległo się polecenie, które natychmiast wykonała. – O, Arabello, jak miło cię znów widzieć – oznajmił na jej widok, na co jedynie skinęła głową. Nie mogła przecież szczerze odpowiedzieć „pana też”, więc wolała to przemilczeć. – Usiądź – rozkazał, a ona ponownie się go posłuchała. – Jak pewnie sama zauważyłaś ostatnio nie mam dla ciebie żadnych specjalnych zadań – zaczął, na co przytaknęła. Faktycznie, od grubo ponad tygodnia zjawiała się na treningi i wracała zaraz po nich, ewentualnie coś dostarczając, ale od dawna nie wykonywała niczego wyjątkowego. Jej serce przyspieszyło bicie, zdając sobie sprawę, że stała się bezużyteczna i Anthony postanowił się jej pozbyć. Zaczęła nerwowo przebierać palcami, starając się zachować pozornie niewzruszoną postawę.  – Nie płacę za ładny uśmiech, a nie chcę cię wyrzucać, więc pomyślałem, że możesz mi się przydać w inny sposób – poinformował, uśmiechając się przerażająco. Wytrzeszczyła oczy, a usta mimowolnie się jej rozchyliły.
Już po niej. 
 * * * * 
Zabijcie mnie.

Po takim czasie pojawiam się z czymś takim, porażka.
I drobne info: następny dopiero na Wielkanoc, nie chcę rzucać słów na wiatr mówiąc, że spróbuję dodać wcześniej, bo powtórki i ostatnie przygotowania do matury pochłaniają mnie całkowicie i nawet w wolnych chwilach nie mam na nic ani siły, ani ochoty. Mam nadzieję, że nie zapomnicie o tym opowiadaniu ani mnie nie porzucicie, bo w moim odczuciu najlepsze dopiero przed nami :)

2 komentarze:

  1. rozdział jest dobry :P wgl to ja cie podziwiam dziewczyno, że ty się wzięłaś za pisanie i to ciągniesz mając maturę na karku :o nie wiem, czy sama zdecyduję się pisać w klasie maturalnej, bo to cholernie ciężkie :3 także pozdrawiam i będę czekać choćby do końca maja :P <3

    OdpowiedzUsuń
  2. no coś ty?! porzucić to ff?! chyba kpisz! nigdy!
    Boziu, boję się tego co mu chodzi po głowie...
    rozdział genialny!
    i nie mogę się doczekać następnego, będę czekać cierpliwie!

    OdpowiedzUsuń