Jeśli wciąż tu jesteś, daj znać :)
Rozdział 14
Prostytutka.
Chciał zrobić z niej prostytutkę.
Skoro nie mógł wykorzystać jej
umiejętności i sprawności fizycznej, postanowił sprzedać jej ciało. Zacisnęła
dłonie na oparciu krzesła, a wszelkie kolory odpłynęły z jej twarzy. Naprawdę
wolała, żeby ją zabił. Byłoby to zdecydowanie mniej hańbiące.
- Shannon przygotuję cię na
pierwsze zlecenie – powiedział, mierząc ją swoim natarczywym spojrzeniem. –
Liczę, że mnie nie zawiedziesz. Możesz już odejść – dodał, kończąc tym samym
ich konwersację. Na te słowa poderwała się tak gwałtownie z miejsca, że
krzesło, na którym siedziała upadło z głośnym trzaskiem na podłogę. Nie kwapiła
się do naprawienia szkody, tylko czym prędzej opuściła pomieszczenie,
prawdopodobnie za mocno zamykając za sobą drzwi, co wywołało kolejny,
niepotrzebny hałas.
Nie wiedziała skąd w niej ta
wybuchowość, ale w tym momencie miała to w poważaniu. Narastała w niej ochota
na rozniesienie wszystkiego dookoła, bo choć starała się jak mogła, los po raz
kolejny ją karał. Ostatnie miesiące zabiły w niej pokorę, z którą niegdyś
przyjmowała przeciwności oraz skłonność do częstego płaczu, który teraz by ją
pogrążył. Zamiast tego pojawił się bunt przeciwko wszystkiemu – zasadom,
systemowi, rzeczywistości, światu.
Skierowała się do swojego pokoju,
w którym bezmyślnie się zatrzasnęła. Musiała ochłonąć. Spokój jednak nie
nadchodził, a ona czuła się klaustrofobicznie wśród ciasnych, białych ścian.
Wplotła ręce we włosy, ciągnąc za nie boleśnie i osuwając się po ścianie, aż
nie dotknęła chłodnej posadzki i nie ukryła głowy między kolanami. Oddychała
szybko, łapczywie wciągając powietrze, co wcale nie pomagało opanować
kłębiących się w niej emocji. Zaciskała zęby, powstrzymując proszący się o
wydostanie krzyk. Pewnie rozładowałoby to nerwy, ale nie mogła pozwolić sobie
na to, że ktoś ją usłyszy, a na piętrze znajdowała się przecież niejedna osoba.
Nie miała pewności ile czasu
minęło, ale tkwiłaby tak znacznie dłużej gdyby nie natarczywe pukanie, które z
każdą sekundą przybierało na sile. Jeszcze minuta i drzwi pożegnałby się z
zawiasami.
Ledwo nacisnęła klamkę, a gość
już znalazł się w środku, odcinając jej drogę ucieczki.
- Co ty odwalasz?! – podniesiony
głos rozległ się w całym pomieszczeniu. – Czekam na ciebie prawie godzinę!
Chcesz, żeby Black cię zamordował? Zresztą, nie odpowiadaj. Mam to gdzieś, ale
nie będę nadstawiać za ciebie karku!
Arabella nie miała szansy wtrącić
choćby słowa do tego monologu, więc potulnie pozwoliła się skrzyczeć.
Wiedziała, że postąpiła nierozważnie i
rozgniewała swoim zachowaniem stojącą przed nią blondynkę.
- Idziemy! – rozkazała w końcu,
wypychając ją bez cienia czułości na korytarz. Nie mając wyboru, ciemnooka skierowała
się na kolejne piętro, gdzie na końcu korytarza znajdowała się garderoba.
Trenerka posadziła ją przed lustrem i wykonała kilka nerwowych gestów,
świadczących, że jej złość nie odeszła jeszcze w niepamięć. Brunetka zaczynała
panikować. Jej sytuacja była bardzo niekorzystna już wcześniej. Jeśli zraziła
do siebie jedyną przychylną jej osobę, była skończona. Czuła jak ramiona
zaczynają jej dygotać, a oczy zapiekły ją nieprzyjemnie. – Weź się w garść –
warknęła jej opiekunka, rozciągając przed nią paletę różnorodnych kosmetyków. –
Zamknij oczy – wydała kolejne polecenie, a Ara bez wahania je wykonała,
szczególnie, że ułatwiło jej to powstrzymanie wciąż zbierających się łez.
Przez następne minuty dotyk
pędzelka łaskotał jej powieki, a myśli krążyły wokół przydzielonego zadania.
Nie znała szczegółów, ale szczerze to bała się ich bardziej niż czegokolwiek.
Na samą myśl gardło zaciskało jej się boleśnie, a ciało oblewał palący gorąc.
Uniosła powieki, zaskoczona
nagłym muśnięciem na ustach. Dopiero po chwili zrozumiała, że to tylko pomadka,
którą Shannon starannie ją malowała. Przyglądała się z zaciekawieniem twarzy
jasnowłosej, obserwując jej mimikę i szczegóły, których nie była w stanie
wcześniej zauważyć. Miała naprawdę intensywny i głęboki kolor tęczówek, a na
jej czole rozciągała się blada blizna. Brwi miała ściągnięte, a wargi
rozchylone, co sugerowało całkowite skupienie na wykonywanej czynności.
- Gotowe – oznajmiła, uśmiechając
się z zadowoleniem. Jej podopieczna chciała to odwzajemnić, ale obawiała się,
że zniweczy efekt jej pracy. – Przebierz się w to – dodała, rzucając w nią
kawałkiem czerwonego materiału. Udała się za kotarę, która dawała jej nieco
prywatności i z trudem wcisnęła się w obcisłe wdzianko, które według niej
pozostawało wiele do życzenia, przede wszystkim w kwestii długości. Sukienka
ściśle przylegała do jej szczupłego ciała i odkrywała niemal całe nogi, co
sprawiało, że dziewczyna poczuła się naprawdę nieswojo. Kolorem pokrywała się z
jej szminką i kontrastowała z jej bladą karnacją. Wpatrywała się w swoje
odbicie z niemałym przerażeniem i niechęcią. Wzdrygnęła się, gdy trenerka
odsunęła zasłonę i zmierzyła ją od góry do dołu, w dodatku wyrażając aprobatę
dla wyniku końcowego całej metamorfozy. – Idealnie, a teraz rusz się, bo przez
twoje humorki nie zostało nam za dużo czasu.
Ciemnowłosa z trudem przełknęła
ślinę i podążyła za swoją opiekunką, wcześniej ubierając na siebie skórzaną
kurtkę i czarne obcasy, w których dość nieudolnie się poruszała. Ledwo
nadążała, co parę kroków się potykając. Poczuła się żałośnie, jak porcelanowa
lalka wystawiona na sprzedaż za marne grosze. Wsiadła do srebrnego samochodu
blondynki i odruchowo zapięła pas.
Po drodze wysłuchiwała uważnie
każdego słowa Shannon, która w tym krótkim czasie starała się jej przekazać jak
najwięcej cennych rad. Brunetka miała coraz większy mętlik w głowie i była
przekonana, że nic z tego nie zapamięta.
- Nie dam rady – jęknęła nędznie,
nie będąc w stanie nawet wyjść z auta, a co dopiero zmierzyć się z tym, co
czekało na nią w znajdującym się przed nimi budynku.
- Przestań się rozczulać, to nie
twój pierwszy raz – zganiła ją oschle, nie przypominając już w ogóle tej
troskliwej wersji siebie, którą Ara znała z początków swojej pracy.
Cóż, tak jakby jest – pomyślała, będąc dotkliwie świadoma swojego
niedoświadczenia w niektórych sprawach, nie mówiąc już o tym, że nigdy
wcześniej nie musiała robić niczego podobnego, nawet usługując Blackowi.
- To się praktycznie niczym nie
różni od twoich wcześniejszych misji – mruknęła niebieskooka, wpatrując się w
szyld z nazwą baru, pod którym stały. Nastolatka spojrzała na nią jak na
kosmitę. Przecież jej poprzednie wyprawy nie miały nic wspólnego z dzisiejszą!
– Zamiast zachodzić ofiarę w ciemnej uliczce, musisz ją najpierw złapać i
wyprowadzić. Reszta pozostaje bez zmian.
- Słucham? – wykrztusiła, prawie
dławiąc się własną śliną. Jasnowłosa przeniosła na nią swój wzrok i uniosła
jedną brew.
- A coś ty myślała?
- Ja… Nic. Nieważne – burknęła,
pesząc się swoją pomyłką. Jednocześnie kamień spadł jej z serca i miała ochotę
skakać z radości.
- Idź już lepiej – pogoniła ją.
- Zaraz, a co z bronią?
- W tym cały haczyk. On na pewno
będzie miał pistolet, który będziesz musiała mu odebrać i odpowiednio
wykorzystać – wyjaśniła, a wyraz jej twarzy złagodniał, ukazując szczątki
zmartwienia. – Na wszelki wypadek ukryłam jednak łuk i sztylet za śmietnikiem
na tyłach.
Uśmiechnęła się nikle, ale z
wdzięcznością, rozumiejąc, że nadszedł na nią czas. Opuściła pojazd, biorąc
kilka głębszych wdechów. Pewny krok –
przypomniała sobie jedną ze wskazówek.
Głowa do góry.
Siedziała na wysokim stołku przy
barze, popijając bezalkoholowego drinka z parasolką. Założyła nogę na nogę i
uważnie rozglądała się po pomieszczeniu, z trudem ignorując natrętne spojrzenia
zgromadzonych wokoło osób. Większość stanowili panowie w średnim wieku,
szukający łatwej zaczepki i krótkiej przygody.
Minuty dłużyły jej się
niemiłosiernie, gdy uporczywie wypatrywała blondyna w granatowej marynarce i
popielatej koszuli. Takie informacje zostały jej przesłane, wraz z
zapewnieniem, że tylko jedna osoba mogła pojawić się tutaj ubrana w ten sposób.
Rzeczywiście, przeważająca część obecnych miała na sobie skórzane lub dżinsowe
kurtki, ewentualnie bluzy czy zwykłe koszulki. To miejsce nie wyglądało na
takie, w którym ktokolwiek pojawia się w garniturze, więc zaczynała wątpić czy
jej cel w ogóle się tu zjawi.
- Poproszę jeszcze raz to samo –
skinęła grzecznie do barmana. Zganiła się w myślach za zachowywanie się, jak
speszona dwunastolatka i spróbowała przybrać poważną minę, jakby doskonale
odnajdowała się w sytuacji. Mężczyzna zza lady wyglądał, jakby miał ochotę coś
powiedzieć, ale w tym samym momencie rozległ się inny głos.
- Pozwól, że ja za to zapłacę –
rzucił nonszalancko, a pierwszym co dostrzegła były granatowe rękawy jego
blezera. Serce zakuło ją z zaskoczenia, a w żyłach zawrzała adrenalina, gdy
przeniosła wzrok na szary kołnierzyk. Zamknęła rozdziawione wargi i przełknęła
ślinę, przywracając sobie jako taki fason i uśmiechnęła się niepewnie. Odrzuciła
włosy na plecy i sięgnęła po zamówiony napój, nie odrywając przy tym oczu od
nowego towarzysza.
Prawda uderzyła w nią dopiero po
dłuższej chwili.
To był jej dawny nauczyciel.
I to nie byle jaki – to on
prowadził zajęcia sportowe, a w dodatku nauczył ją podstaw samoobrony.
Ryzykował, spotykając się z nią po lekcjach, żeby w nagłym wypadku nie była
całkowicie bezbronna, a teraz miał zostać wyeliminowany z jej rąk. Z rąk
własnej uczennicy.
Nie mogła nic poradzić na nerwy,
które zaczęły nią targać. Może nie było to jej pierwsze zadanie, może
przesiadywanie w barze i polowanie na ofiarę nie było tak trudne, ale nie
zmieniało to faktu, że do tej pory pozbywała się przypadkowych jednostek,
najczęściej przestępców, a nie niewinnych, w dodatku bliskich jej osób. To, że
nie miała z nim kontaktu przez ostatnie dwa lata niczego nie ułatwiało. Zawsze
darzyła go ogromnym szacunkiem i była mu wdzięczna za jego starania.
Los sprzyjał jej w jednym – nie
rozpoznał jej. Minęło sporo czasu, w którym zdążyła zmienić się i wydorośleć.
Makijaż i kusa sukienka również robiły swoje. Wyglądała starzej i po prostu
inaczej.
- Co taka kobieta robi w takim
miejscu? – zapytał, pochylając się znacząco w jej stronę. O mało nie odskoczyła
do tyłu, ale w ostatniej sekundzie pogromiła odruch i uniosła wymuszenie kącik
ust, udając, że schlebia jej jego zainteresowanie.
Przyszła cię zabić – przemknęło jej przez myśl, gdy odwlekała
odpowiedź sącząc mieszankę soków.
- Szuka szczęścia – odparła
lekko, ale czuła się niebywale głupio wygadując takie nonsensy.
- To chyba zły adres – mruknął,
uśmiechając się tajemniczo. Zebrało jej się na mdłości, gdy zdała sobie sprawę,
że jej dawny mentor naprawdę z nią flirtował. Miała cichą nadzieję, że żadna z
tłamszących się w niej emocji nie ma przejawu w jej mimice czy zachowaniu.
- Wręcz przeciwnie – odrzekła,
odstawiając szklankę na blat i przygryzając przez moment wargę. Ten trik
wydawał jej się wyjątkowo niedorzeczny, dopóki nie spostrzegła, że jasnowłosy
nie potrafił oderwać oczu od jej czerwonych ust. – Sądzę, że dobrze trafiłam.
- A ja myślę, że będzie jeszcze
lepiej, jeśli pójdziemy do mnie – oznajmił prosto z mostu, kładąc rękę na jej
odkrytym kolanie. Przez całe ciało przebiegł ją dreszcz i nie należał on do
tych przyjemnych. Nie przypuszczała, że ktoś może być tak zdesperowany, żeby po
dwóch minutach rozmowy, próbować zawlec obcą dziewczynę do łóżka, ale jak widać
świat nie przestawał jej zaskakiwać.
Skinęła głową i równocześnie
podnieśli się z miejsca. Chwyciła swoje okrycie, ale on szybko je odebrał i
przytrzymał, by mogła je ubrać. Prawdziwy
gentelman. Przepuścił ją przodem, choć to wynikało raczej z chęci
podziwiania jej długich nóg niż uprzejmości.
Przyznała w myślach, że
wyprowadzenie go w ciemną alejkę było rzeczą tak banalną, jak ogranie Grace w
karty. Pozostawało jedynie… Cholera,
pistolet. W całym tym przedstawieniu umknęła jej najważniejsza scena. Była
bezbronna, a on miał naładowaną spluwę. To on miał nad nią przewagę.
Gorączkowo usiłowała wymyślić
jakiś podstęp, który przechyliłby szalę zwycięstwa na jej stronę, ale jej
pomysłowość wyparowała, a w głowie królowała bezkresna pustka. Pech jak zawsze
jej dopisywał, bo nigdzie nie potrafiła dostrzec kontenera, za którym Shannon
ukryła pomoc.
W akcie bezsilności złapała
swojego towarzysza za ramię, zatrzymując tym samym ich wędrówkę. Wymyśliła
tylko jeden sposób, by odwrócić jego uwagę i właśnie wcieliła go w życie,
popychając go na mur i przylegając do niego swoim wiotkim ciałem.
- Niecierpliwa bestia –
wymruczał, pochylając się nad nią i całując ją krótko, na co przeszła ją fala
obrzydzenia. Mężczyzna pochylił się, przyklejając się do jej szyi, a ona
błądziła po jego ciele, licząc, że bierze to za objaw jest ekscytacji. Wsunęła
ręce pod marynarkę, przejeżdżając palcami wzdłuż jego paska, aż w końcu
znalazła to, czego tak uparcie szukała. Gwałtownym ruchem wyrwała broń,
odskakując do tyłu i celując nieco na oślep w przeciwnika.
Niestety nie miała do czynienia z
amatorem. Blondyn w ułamku sekundy odnalazł się w zaistniałej akcji i wytrącił
jej swoją własność, która z łomotem przetoczyła się po asfalcie. Zaraz po tym
Arabella została szarpnięta i przygwożdżona do ściany, o którą wcześniej
beztrosko opierał się jej adorator.
- Myślałaś, że jestem aż tak
głupi? – syknął rozłoszczony. Wydawało jej się, że przed nią stała zupełnie
inna osoba niż minutę temu. Tajemniczy i uległy kochanek odszedł w niepamięć,
stawiając przed nią rozwścieczonego tyrana. – Wasza pułapka była doprawdy
śmieszna, a jeszcze zabawniejszy okazał się ten cyrk, na który tak łatwo się
nabrałaś.
Poczuła się kompletnie żałośnie.
Wydawało jej się, że była panią sytuacji, a okazało się, że przez cały czas
była marionetką i to on pociągał za sznurki. Starała się wyrwać, szamocząc się
szaleńczo, ale była za słaba i pozbawiona pola manewru.
- Och, Arabello, nie spodziewałem
się, że skończysz tak marnie – wyszeptał, zbliżając swoją twarz i uśmiechając
się diabolicznie. Od początku ją rozpoznał, a ona naiwnie wierzyła, że świetnie
zagrała swoją rolę.
Poczuła chłodny dotyk na swoim
udzie, a moment później skóra zapiekła ją boleśnie. Z ust wydostał się
niepohamowany krzyk, a w oczach stanęły jej łzy. Napastnik pozostał
niewzruszony i przeniósł ostrze na jej szyję.
To koniec.
Był niebywale zdziwiony, gdy
barman poinformował go, że facet, którego miał się pozbyć, opuścił lokal z
jakąś laleczką. Nie wiedział, gdzie się kierować, ale dramatyczny wrzask szybko
rozwiał jego wątpliwości. Pobiegł w stronę, z której dochodził hałas i
przystopował dopiero kilka metrów od dwójki ludzi w dość dwuznacznej sytuacji.
Z początku jego wnioski były oczywiste, ale gdy dostrzegł krew spływającą po
bladych nogach dziewczyny, jego punkt widzenia zmienił się diametralnie. Nie
czekając na dalsze wydarzenia, wyciągnął swoją ulubioną zabawkę i bez
zastanowienia pociągnął za spust.
Postawny mężczyzna runął na
ziemię z łoskotem. Jego ofiara załkała żałośnie, a on pod wpływem impulsu
znalazł się przy niej. Zazwyczaj nie przejmował się przypadkowymi panienkami,
ale dzisiejsze okoliczności zmiękczyły jego kamienne serce.
- Nic ci nie jest? – zapytał
trochę bezmyślnie.
- Jo? – usłyszał łamiący się, ale
znajomy głos i przeniósł swoje zszokowane spojrzenie na dobrze znaną mu twarz
ciemnowłosej. W jej oczach malował się jedynie ogromny strach i niezrozumienie.
– Co ty tu robisz?
- Miałem sprzątnąć tego frajera –
odparł, wzruszając ramionami.
- Ale to było moje zadanie –
wymamrotała. Zmarszczył brwi. Anthony już kilkakrotnie wysyłał go za nią, na
wypadek gdyby miała nawalić, ale zawsze go o tym informował. Nie pojmował
dlaczego tym razem było inaczej.
- Nieważne – mruknął, udając
niewzruszonego, choć w środku odzwierciedlał emocje brunetki. – Wracajmy.
Ruszył przed siebie, ale odwrócił się, gdy usłyszał
ciche jęknięcie. Rana wciąż krwawiła i dawała o sobie znać w dość dokuczliwy
sposób. Westchnął niezadowolony i wrócił do dziewczyny, łapiąc ją w pasie.
Przerzuciła ramię przez jego barki i ponowili swoją wędrówkę. Powolne tempo
wprawiało jednak Diabła w niemałą irytację. Zrezygnowany pochylił się i wziął
kruche ciało nastolatki na ręce.
Nawet w nikłym świetle latarni i
obecnych warunkach zauważył jak jej jasne policzki pokrywają się szkarłatem. Jej
wstydliwość nieustannie go rozbawiała. Czasami zdawała się mieć niewinny,
nieskażony umysł małego dziecka, choć przecież dopuściła się tylu przewinień i
naoglądała wielu okrucieństw.
- Zabierz mnie do domu –
wyszeptała, a jej oddech połaskotał płatek jego ucha.
- Przecież…
- Nie do hotelu, do domu –
powtórzyła z naciskiem. Przytaknął i obrał odpowiedni kierunek. Nie spełniał
jej zachcianki, ale kierował się rozsądkiem. Gdyby szef zobaczył ją w takim
stanie, uznałby ją za nieporadną i bezużyteczną. Nie, żeby specjalnie się tym
przejmował, ale miał wobec niej dług, a on zawsze wyrównywał rachunki.
* * * *
Następny po 17.04, bo wtedy mam wystawianie ocen.
Swietnie! Nie moglam sie doczekac tego rozdzialu :) Do nastepnego :*
OdpowiedzUsuńjeeej jak się dziwnie złożyło ;p ale tak przypuszczałam, że to będzie sprawa Diabła :P kochciam cię <3
OdpowiedzUsuńNiesamowite!nie moge doczekac sie nastepnego! :*
OdpowiedzUsuńnadal tu jesteśmy i kochamy to opowiadanie!
OdpowiedzUsuńPrzeczytalam dzisiaj wszystko i sie zakochalam! Czekam na next!:**
OdpowiedzUsuńKiedy następny rozdzial?juz nie moge się doczekać ��
OdpowiedzUsuńW poniedziałek :)
UsuńNiesamowity!!! Ciekawe co bedzie dalej!:*
OdpowiedzUsuń