sobota, 4 lipca 2015

HD Rozdział 17




Rozdział 17
            Popadła w odrętwienie, a obraz zaszedł jej mgłą. Chciała poznać szczegóły komunikatu Blacka, ale krew odpłynęła jej z twarzy, a umysł zaczął pracować na zwolnionych obrotach, podsuwając jej coraz to straszniejsze wyobrażenia. Nim zdążyła zapanować nad reakcjami swojego organizmu, poczuła gwałtowne szarpnięcie, a przed oczami pojawiła się jej zaniepokojoną minę Jo.
            - Przyjadę o szóstej – zakomunikował, ale nie miała nawet pojęcia czy mówił o godzinie wieczornej czy też porannej. Wydostała się z pomieszczenia wraz z całym tłumem, który natychmiast uniósł się żywymi spekulacjami, brzmiącymi dla niej jak niezrozumiały bełkot.
            Całą drogę do domu powłóczyła nogami przez co trwało to dwa razy dłużej niż za zwyczaj. W połowie wędrówki śnieg z deszczem zaczął sypiać jej prosto w twarz, ale kompletnie jej to nie zraziło. Właściwie było jej wszystko jedno. Chłód w ogóle jej nie dokuczał, a krajobraz dookoła zdawał się być jedną, wielką, szarą plamą.
            - Właśnie wróciła – dobiegł ją nerwowy dziewczęcy głos. Zaraz potem ujrzała jak Madeleine odkłada słuchawkę telefonu i prędko do niej podbiega. – Arie, zgłupiałaś! Przeziębisz się – zganiła ją na dzień dobry. Pomogła jej ściągnąć kurtkę i zaprowadziła za rękę do kuchni, gdzie od razu nalała jej ciepłej herbaty. Ciemnowłosa poczuła się jakby znów była małym dzieckiem, wokół którego na okrągło trzeba skakać i które przysparza mnóstwo zmartwień swoim opiekunom. – Musimy cię spakować, Jonathan będzie tutaj bladym świtem – oznajmiła, choć jej rozmówczyni miała problem nawet  z tym, by zrozumieć o jakim Jonathanie była mowa. Synapsy w jej mózgu były tak spowolnione, że była w szoku, iż stała jeszcze na nogach i w ogóle funkcjonowała.
            Przynajmniej już wiedziała, że chodziło o szóstą rano.
            Reszta wieczoru przeleciała jej między palcami. Nim się obróciła, leżała w swoim łóżku i tępo wgapiała się w sufit. Mimo, że ogarnęła ją bezkresna pustka, nie potrafiła zmrużyć oka. Czuła, że powoli się rozsypywała i była pewna, że gdy nastąpi to ostatecznie, nie będzie mieć w sobie dość siły, żeby się ponownie pozbierać.
            W myślach pojawiały się jej kolejno wszystkie osoby, których śmierci była świadkiem i do których śmierci sama się przyczyniła. Wyrzuty sumienia zaczynały ją skręcać i zastanawiała się czy inni mieli tak samo. Czy Jo też tak miał… W żaden sposób tego nie okazywał, ale przecież ona też się z tym nie zdradzała. To, że nie prezentowali swoich słabości publicznie, nie znaczyło, że ich nie posiadali.
Wszelakie troski  nękały ją do samego poranka, pozostawiając ją solidnie wyczerpaną. Nie potrafiła się dobudzić żadną znaną jej metodą, więc po prostu snuła się mozolnie, starając doprowadzić się do porządku. Z trudem udało jej się wcisnąć na siebie wąskie, granatowe jeansy i ulubiony, bordowy sweterek. Dorzuciła do spakowanej przez przyjaciółkę torby kilka niezbędnych kosmetyków i powlokła się z całym bagażem do przedsionka.
- Nie wypuszczę cię bez śniadania – zagrzmiała ruda, wygrażając jej palcem. Westchnęła cicho, ale posłusznie zasiadła do stołu i pochłonęła przygotowany posiłek. – Nie przejmuj się tak, wszystko będzie dobrze – dodała,  obserwując jej pozbawione życia ruchy. Skrzywiła się, nie wierząc w ani jedno słowo. Zdała sobie sprawę, że nie miała bladego pojęcia na jak długo wyjeżdżała i że nie pożegnała się nawet z ojcem i Gracie. Wieczorem zupełnie nie kontaktowała, a teraz nie chciała ich budzić.
- Zaczekaj chwilę – poprosiła i udała się do swojej tajemnej skrytki. Kierowana nagłym lękiem, wręczyła czerwonowłosej jedną z zakamuflowanych w domu broni. Bezpieczeństwo pozostawionej na pastwę losu rodziny gnębiło ją znacznie bardziej niż jej własny żywot. – Tak na wszelki wypadek – wyjaśniła, uśmiechając się słabo. Maddie przełknęła głośno ślinę i pokiwała z powagą głową. – Pożegnasz ich ode mnie? – zapytała cicho, licząc, że nie zdradzi targających nią emocji.
- Oczywiście głuptasie – odparła, a w jej policzkach pokazały się urokliwe dołeczki. – Ale pamiętaj, że masz szybko do nas wracać – przypomniała, przytulając ją czule.
- Postaram się. Uważajcie na siebie – powiedziała, czując, jak stopy wrastają jej w ziemię i nie pozwalają oddalić się na krok.
- Ty bardziej.
Z dworu dobiegło je pojedyncze trąbienie. Chcąc, nie chcąc, chwyciła swoje manatki i opuściła ukochane lokum, udając się w nieznane. Nie wiedziała, co ją czekało ani czy uda jej się tu wrócić, ale miała nadzieję, że przynajmniej jej bliskim nic nie zagrażało.
Wsiadła do wściekle żółtego, sportowego pojazdu, który zdawał się być jedynym jasnym punktem tego dnia. Nie uraczyła kierowcy słowem, pogrążając się we wszechobecnej, ponurej atmosferze.

Wydawało się, że czas przestał istnieć. Nie miała pojęcia czy minęło kilka godzin czy raptem kwadrans. Każda minuta wyglądała dokładnie tak samo i całość zlewała się jej w wielką plamę. W drodze, nie zamieniła z Jo ani słowa. Wysadził ją tylko przecznicę od celu i odpowiednio pokierował. Nie była pewna, jak udało jej się trafić na miejsce, ale nie zawracała sobie tym głowy.
Tkwiła w tej samej pozycji, udając, że wcale nie doskwierało jej odrętwienie. Opierała się o ścianę wagonu i stojącą obok skrzynie, pusto wpatrując się w drewnianą podłogę, przez której szpary mogła dostrzec rozmazany obraz szyn. Wokół, pomimo obecności sporej ilości osób, panowała niemal grobowa cisza.
Czuła się jednocześnie jak uciekinier i więzień. Pierwszy raz samotnie opuszczała teren swojej prowincji i nawet te wszystkie pesymistyczne scenariusze, które snuła w swojej głowie nie były w stanie zgasić tego płomyczka ekscytacji, tlącego się na myśl o poznaniu kawałka nowego świata.
Choć dalej nic nie zostało wyjaśnione, przestała się tym martwić. Zapewne jako jedyna, a przynajmniej jedna z nielicznych w wagonie, wyglądała na znudzoną i obojętną. Reszta obecnych zdawała się być na przemian zafascynowana i przerażona, a Ara, patrząc na ich pełne życia twarze, rozmyślała o tym, ilu z nich załapie się na bilet powrotny.
W tym chwiejącym się pudle nie było żadnej ucieczki od samego siebie, więc została zmuszona do zmierzenia się z każdą swoją rozterką. Nadeszła chwila by stanąć oko w oko ze swoimi demonami i wyciągnąć jakiekolwiek wnioski ze wszystkiego, co do tej pory ją spotkało.
Uparcie chciała skupić się na czymś istotny, ale za każdym razem tok jej rozumowania zbaczał z kursu i lawirował prosto do jednej postaci.
Jonathan.
Z każdym dniem pojawiało się znacznie więcej pytań, niż odpowiedzi. Nic nie było oczywiste i nic nie mogła uznać za pewne. Znajomość z tym chłopakiem była niczym huśtawka, w mgnieniu oka przechylała się skrajnie z jednego końca na drugi. Przez większość spędzonego z nim czasu był chłodny i zdystansowany, ale to nie te momenty zaprzątały jej myśli. Nachalnie odtwarzała jedynie te wspomnienia, które wiązały się z jego nietypowym zachowaniem. Jak wtedy, gdy okazywał złość, strach czy wręcz przeciwnie, spokój albo rozbawienie.
Dotkliwie dręczył ją fakt, że mimo tylu obserwacji, tak naprawdę nie posiadała żadnej wiedzy. Był jak czysta kartka, podczas gdy jej prywatność zdawała się być podana na tacy, a konkretniej w papierach Blacka. Była pewna, że w dokumentach nie zabrakło nawet informacji o pierwszym słowie czy też miesiączce. Gdyby była całkowicie zdesperowana, podkradłaby się do biura i nieco poszperała, ale równie dobrze mogła od razu wyskoczyć z pociągu. Nie liczyła na to, że takie misje zakończą się sukcesem i ujdą jej płazem.
Pozostawało jej czekać i być czujnym. Skrycie łudziła się, że w końcu zrozumie, choć niewielką część tego, co kryło się w umyśle i osobowości Diabła. Chciała chociaż dowiedzieć się, co o niej myślał, gdyż za każdym razem odnosił się do niej zupełnie inaczej. Potrafił jawnie okazywać jej swoją niechęć, ale nie mogła pominąć faktu, że uratował jej marny tyłek i krył ją, gdy nawaliła. Zdradził jej również swoją tajemnice, no i jakby nie było te chwile na dachu nie mogły być bez znaczenia.
Utrudzona zmaganiami z własną świadomością, przysnęła. Obudziła się dopiero, gdy pociągiem porządnie zatrzęsło i uderzyła głową o belkę ze znajdującej się obok skrzynki. Nie chciała nawet zaprzątać sobie głowy tym, co mogło znajdować się w środku.
Towarzysze podróży przełamali się i pogrążyli w szeptanych rozmowach. Nie znała tutaj nikogo, toteż nie dołączyła do konspiracyjnych pogaduszek ani tym bardziej nie starała się żadnej podsłuchać. Czuła zmęczenie, a ból pleców przyzwoicie dawał o sobie znać. Powoli zaczynała marzyć o dotarciu na metę, bez względu na to, co miało ją tam spotkać. Była głodna i pragnęła jedynie ruszyć się z twardej posadzki w jakieś przyjemniejsze miejsce. Na domiar złego w pobliżu nie było toalety, a każdemu po tylu godzinach odzywała się pierwotna potrzeba.
Jej wytrzymałość była na skraju. Sekundy, góra minuty, dzieliły ją od wybuchu. Frustracja wręcz się z niej wylewała, kipiała ze zgryzoty. Lada chwila eksplodowałaby i zniszczyła wszystko na swojej drodze, ale ku szczęściu wszystkich obecnych, maszyna ostatecznie się zatrzymała.
Minęło zdecydowanie za dużo czasu nim drzwi pojazdu się rozsunęły i pozwolono wydostać się im na zewnątrz. Zewsząd oślepiła ją intensywna zieleń i trochę zajęło jej zorientowanie się w sytuacji. Oczy rozszerzyły jej się ze zdziwienia, gdy pojęła czym charakteryzowało się nowe otoczenie.
Choć nie było na to racjonalnego wytłumaczenia, każdy krzew i każde drzewo pokryte było dojrzałymi liśćmi, a trawa pod jej stopami była soczyście zielona i niesamowicie świeża. Musieli przebyć naprawdę szmat drogi, skoro klimat zmienił się tak diametralnie. Serce zabiło jej nieco szybciej w przypływie uniesienia i z trudem powstrzymała ochotę by po prostu położyć się na ziemi i przeczesać te delikatne źdźbła palcami.
- Witajcie w Zielonym Zakątku – niski i głęboki głos dobiegł do jej uszu i oderwał ją od przyjemnych fantazji. – Za mną – dodał jedynie, przywołując wszystkich gestem ręki. Wysoki, barczysty mężczyzna nie raczył nawet spojrzeć za siebie, jakby był pewny, że nikt nie odważy mu się sprzeciwić. Jego głowa była ogolona na łyso, a opinający ciało podkoszulek podkreślał jego przerośnięte mięśnie. Sprawiał wrażenie ponurego i nieprzyjemnego i zupełnie nic w tym człowieku nie budziło sympatii Arabelli.
Mimo tego, podążyła jego śladami.

            Akademia – bo tak zwykło się nazywać miejsce, w którym się znaleźli – była postawnym, kilkupiętrowym budynkiem o czarno-szarych murach i sześciokątnych wieżach w każdym rogu konstrukcji. Otoczona była wieloma hektarami ogrodu i bujną roślinnością, która zdawała się wyglądać niemal bajkowo. Bajka to nie było jednak dobre określenie na to, co ich czekało.
            Ich przewodnik nazwał to szkoleniem, ale Ara polemizowałaby na ten temat i przystała raczej na szkołę przetrwania. Starała się skupić na cudownych widokach i zapamiętać jak najwięcej niezwykłych szczegółów, ale obawiała się, że ten wspaniały krajobraz nie mógł osłodzić jej przeżyć, które ją czekały.
            Na samym początku zaprowadzono ich na posiłek. Wielka jadalnia była wypełniona, zastawionym po brzegi przeróżnymi potrawami, stołami, a cała sala była oświetlona jedynie za pomocą świec. Wysokie na kilka metrów okna zasłonięte były grubymi, czerwonymi kotarami.
            Zasiadła do jedzenia, nie będąc pewną czy to bezpieczne. Ostrzeżenie Jo brzęczało jej w głowie, ale z drugiej strony, nie była w hotelu, a nie mogła przecież umrzeć tu z głodu. Nałożyła sobie, więc wszystko, co tylko wpadło jej w oko i bez zawahania pochłonęła całą zawartość swojego talerza, by na deser popchać wszystko kawałkiem wyśmienitego ciasta.
            Nim zdążyła ruszyć się z krzesła w poszukiwaniu łazienki, zaczepiły ją dwie dziewczyny z zapytaniem czy zechciałaby być z nimi w pokoju. Niemal się zgodziła, gdy znikąd pojawił się obok ten przerażający facet i oznajmił, że przydziały zostały już dokonane.
Dostała pokój z podwójnym łóżkiem tylko dla siebie. Zastanawiała się, czy było to specjalnie wyróżnienie, czy raczej chciano odizolować ją z jakiś powodów od reszty grupy. Była jednak zbyt wykończona by wnikliwiej to przeanalizować.
Udała się do łazienki, która była wyjątkowo dobrze wyposażona, co pozwoliło jej zrobić wszystko wokół siebie. Zdziwiło ją, że jej bagaż czekał przy drzwiach wraz z kilkoma kompletami ubrań, zapewne do celów treningowych. Padła na miękką, subtelnie pachnącą pościel i od razu oddała się objęciom Morfeusza.

Kolejny dzień rozpoczął się zdecydowanie za wcześnie. Mogłaby spędzić w tym pokoju jeszcze kilka dobrych godzin. Niestety, nowe wyzwania wzywały, niezależnie od jej woli.
Śniadanie było równie obfite i smakowite, co kolacja i obawiała się, że z tak pełnym brzuchem nie da rady się ruszyć.
- Dzisiaj pokażecie na co was stać i czy w ogóle jest sens, żebyście tu przebywali - oznajmił ich wczorajszy opiekun z cwaniackim uśmieszkiem, który nie wróżył niczego miłego. Starała się skupić na planowaniu poprawnej prezencji i odgoniła niechciane obawy w odległe zakamarki umysłu.
Pierwsza część zajęć odbywała się na zewnątrz, gdzie od razu skierowała swoje kroki. Tak jej się przynajmniej wydawało, dopóki nie zorientowała się, że każdy korytarz wyglądał tak samo i nie potrafiła zupełnie połapać się w terenie. Już miała wracać na stołówkę po wskazówki, gdy dostrzegła znajomą twarz.
- Jo! - zawołała żwawo do niego podchodząc. - Wiesz jak dotrzeć na pole treningowe?
- Do końca tego korytarza i w prawo, potem kawałek prosto i po lewej zobaczysz wielkie, czarne drzwi - objaśnił cierpliwie, gestykulując przy tym rękoma. Nie mogła pohamować uśmiechu, gdy obserwowała go w takim nastroju. Wyglądał prawie jak zwykły nastolatek, a nie młodociany, płatny morderca.
Od razu odwzajemnił ten prosty i szczery gest.
- Dzięki - wymamrotała, nieco onieśmielona jego zachowaniem.
- Powodzenia - odparł jedynie, ruszając w dalszą drogę. - I Ara - przyciągnął jej uwagę na odchodnym. - Nie popisuj się za bardzo.
****

Pozdrowienia z Włoch :)

9 komentarzy:

  1. Świetny rozdział! Cieszę się, że jednak dodałaś rozdział!♥
    Już nie mogę się doczekać kolejnego!:)
    Miłego odpoczynku;)

    OdpowiedzUsuń
  2. super jest :P ojej, jesteś we Włoszech na czymś w rodzaju kolonii ? :P końcówka intrygująca <3333 Przyjemnych wakacji <33 :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To była bardziej pielgrzymka, na kolonie się nie łapie z powodu swojej starości :) dziękuję xx

      Usuń
  3. Naprawdę świetny rozdział! To miło, że pomimo swojego wyjazdu dodałaś jednak rozdział :)
    Jestem podekscytowana tym co się teraz dzieje w tym ff i już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny, ff zaczęłam czytać wczoraj i naprawdę Cię podziwiam, nie jest to kolejne, tandetne love story, co mnie w sumie cieszy, (bo porzygać się już idzie od tego) Twoje pomysły są wyjątkowe i niepowtarzalne, powinnaś napisać jakaś książkę czy coś w ten deseń, masz wspaniały talent i nie powinnaś go zmarnować, poprzednie opowiadanie tez czytałam i tez było super, mam nadzieję, że to do samego końca będzie równie interesujące jak teraz, życzę Ci dużo weny i udanych wakacji, z niecierpliwością czekam na następny rozdział, ale narazie odpoczywaj :) ♡♡

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy dasz rade napisać kolejny??

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy dasz rade napisać kolejny??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam już ponad połowę, więc myślę, że w ciągu najbliższych 2-3 dni :)

      Usuń