Rozdział 3
Arabella w milczeniu podążała za
wysokim mężczyzną, którego nazwisko budziło respekt i lęk wśród całej
społeczności. Nie potrafiła określić, czego od niej oczekiwał i dlaczego ją ze
sobą ciągnął, zamiast od raz pozbyć się problemu. W końcu dopuściła się
przestępstwa i on doskonale o tym wiedział, nawet jeśli nie przyznał tego
wprost. Zastanawiała się, co planował i jak trudno będzie jej to znieść.
Nie miała odwagi zadać swoich
pytań na głos. Nie była pewna, czy bardziej obawiała się jego reakcji na jej
ciekawość, czy samych odpowiedzi, które mogły okazać się dla niej bardzo
niekorzystne. Szczerze wątpiła, żeby zaprosił ją na przyjacielską pogawędkę
przy filiżance herbaty. Już prędzej wyobrażała sobie ciemną piwnicę, w której
godzinami by ją torturował i na samą myśl o tym zakręciło jej się w głowie.
Szli wąskimi, zapuszczonymi
uliczkami znajdującymi się z dala od centrum miasteczka. Dziewczyna domyślała
się, że chciał uniknąć wszelkich świadków i świadomość faktu, że zależało mu na
dyskrecji wprawiała ją w jeszcze większe zakłopotanie. Starała się ograniczyć
dopływ czarnych scenariuszy do mózgu, ale nie wychodziło jej to najlepiej.
Nie miała pojęcia, gdzie
aktualnie się znajdowali. Nigdy nie zapuszczała się w tę okolicę, ale
wiedziała, że z każdym krokiem coraz bardziej oddalała się od domu i wszystkim
znajomych miejsc. Uświadomiła sobie, że zapewniła tatę o swoim szybkim
powrocie, a Grace zapewne wyczekiwała jej przybycia z niecierpliwością. Samo
wspomnienie jej bliskich sprawiało, że zbierało się jej na płacz.
Musisz być silna – powtarzała sobie. Nie mogła się teraz rozkleić,
nie mogła okazać słabości. Wszystkie szanse jakie miała na przetrwanie
pokładała w zgrywaniu nieustraszonej i niewzruszonej całym zajściem. Nawet nie
rozważała próby wzięcia Blacka na litość. Była pewna, że by ją wyśmiał, a zaraz
potem zastrzelił.
Dotarli pod budynek, w którym z
pewnością mogła zamieszkać więcej niż jedna rodzina. Zbudowana z
brązowo-czerwonych cegieł, pełna białych okiennic budowla miała przynajmniej
cztery piętra i wyglądała wyjątkowo schludnie i zadbanie, w przeciwieństwie do
obiektów mijanych do tej pory. Dostrzegła tył szyldu, który zapewne rozświetlał
się, gdy zapadała ciemność.
Anthony podszedł do szarych,
metalowych drzwi i gwałtownie je szarpnął, powodując, że otworzyły się z
nieprzyjemnym dla uszu skrzypieniem. Przepuścił ją przodem, jak na gentelmana
przystało, ale wiedziała, że stwarzał jedynie pozory. Osobiście nie była
zachwycona faktem, że znalazł się za jej plecami i nie mogła dłużej obserwować
jego ruchów. Widziała oczami wyobraźni jak powala ją jednym skutecznym
uderzeniem w tył głowy i lekko zadrżała. Modliła się w duchu by tego nie
zauważył i pokonała kilka stopni, które doprowadziły ją pod kolejne przejście.
Nacisnęła klamkę, słysząc coraz więcej niezidentyfikowanych dźwięków i nieznajomych
głosów.
Znaleźli się w sporym holu,
zupełnie nie przypominającym niczego, co w swoim życiu widziała Arabella.
Posadzka była kamienna i miała skomplikowany, kilkubarwny wzór na samym środku
pomieszczenia. Po drugiej stronie znajdowała się długa, dopasowana
stylistycznie do całego wystroju lada, za którą stała obca, lecz przyjaźnie
uśmiechająca się kobieta. Na ścianie za jej plecami wisiało kilka obrazków, a
na blacie przed nią stała plakietka, której nie była w stanie przeczytać z tej
odległości oraz złoty dzwoneczek.
Konstrukcja rozgałęziała się na
kilka korytarzy. Dostrzegła też dwie windy i klatkę schodową. Ciemnowłosa
tkwiła w miejscu, chłonąc każdy fragment tego miejsca, próbując dojść do tego,
gdzie się znalazła i jaki to miało związek z jej obecną sytuacją.
- Jeszcze się napatrzysz –
zapewnił sucho Black, wyrywając ją z zamyślenia. Ruszył przed siebie, dając jej
tym samym do zrozumienia, że musiała pójść za nim. Starała się ignorować naiwne
serce, które zabiło mocniej w odpowiedzi na słowa mężczyzny.
To proste zdanie dało jej słabą
iskierkę nadziei. Skoro będzie miała jeszcze okazję popodziwiać ten teren to
istniała możliwość, że pożyje dłużej niż śmiała przypuszczać. Niestety
zrozumiała również, że ów człowiek nie miał w zamiarach puszczać jej w
najbliższym czasie wolno. Prawdopodobnie jej przyszłość ściśle wiązała się z tą
placówką.
Ciemnowłosa uporczywie wpatrywała
się w tył głowy swojego towarzysza. Jego siwe włosy kontrastowały z czarną
skórzaną kurtką, którą miał na sobie. Jego plecy były przygarbione, ale w
odróżnieniu od niej, nie sprawiał wrażenia przestraszonego albo zagubionego.
Wręcz przeciwnie, każdy jego ruch, gest i cała postawa budziły w niej grozę i
chęć ucieczki. Zdawała sobie jednak sprawę, że musiała być twarda i nieulękniona.
Otworzył przed nią wejście do
kolejnego pomieszczenia. Było ciemne, ale po chwili rozświetliło się jaskrawym,
nieprzyjemnym dla oczu światłem. Rozejrzała się z powątpieniem, nie mogąc
zrozumieć, dlaczego sam Anthony Black zaprowadził ją w takie miejsce.
Wystrój pokoju przypominał biuro
w bazie wojskowej. Widziała coś podobnego w jednym z filmów dokumentalnych
puszczanych na lekcjach historii. Ściany były szaro-zielone, a farba
niechlujnie odklejała się w kilku miejscach. Wszystkie meble były metalowe i zardzewiałe,
a w powietrzu unosił się słabo wyczuwalnym zapach stęchlizny.
Ara zmarszczyła nos zdegustowana
i spojrzała z niemym pytaniem na człowieka, który warzył w rękach całe jej
istnienie.
- Usiądź – polecił krótko, a ona
bez zastanowienia przysiadła na skrzypiącym krzesełku, które wydawało rozpadać się
pod jej ciężarem. Przed nią stało srebrne biurko, po którego drugiej stronie
usadowił się Anthony.
Wpatrywała się w niego z
wyczekiwaniem i duszą na ramieniu. Czuła, że adrenalina przepływa przez jej żyły
niemal równie mocno jak minionej nocy, chociaż teraz przecież siedziała
spokojnie, a nie gnała przez ciemny, upiorny las. Stawka była jednak taka sama,
wciąż walczyła o życie.
- Zapewne jesteś świadoma, że
czyn, którego dokonałaś jest niedopuszczalny i surowo karany – zaczął oschle,
przyprawiając ją o gęsią skórkę. Mężczyzna uważnie studiował każdy centymetr
jej ciała, szczególną uwagę poświęcając twarzy.
Była szczupła i raczej wątłej
budowy, co wynikało z niedożywienia i przemęczenia. Blada skóra idealnie
kontrastowała z niemal czarnymi włosami, które niesfornymi falami opadały na
jej ramiona. Jej wargi były sine i spierzchnięte, a policzki lekko zapadnięte. Brązowo-zielone
oczy nerwowo błądziły po całym pomieszczeniu, starannie unikając jego wnikliwego
spojrzenia.
Jej strach był widoczny już na
pierwszy rzut oka, ale doceniał, że starała się stwarzać pozory opanowania i
odwagi. Po tym, co widział w lesie i co obserwował obecnie, zdał sobie sprawę,
że miał przed sobą niezły materiał na kolejnego podopiecznego. Nie mógł mieć
pewności, że sprosta jego wymaganiom, ale nie ryzykował za wiele. Mógł ją zabić
teraz albo dopiero, gdy nawali. Oczywiście czekało ich mnóstwo pracy, ale
podejmując się próby wyszkolenia tej dziewczyny, nic nie tracił. Intuicja podpowiadała
mu wręcz, że to trafny wybór, a dodatkowo ktoś taki wprowadzał powiew świeżości
w jego szeregi i czuł, że mogła mu zapewnić sporą dawkę rozrywki.
- Niemniej jednak jak już
wspominałem, zainteresowałaś mnie – dodał, uśmiechając się nieznacznie, choć
uśmiech ten ginął wśród zmarszczek na jego twarzy. – Masz potencjał.
Arabella uważnie pochłaniała
każde słowo, które padało z jego ledwo widocznych wśród bruzd i blizn ust.
Starała się rozeznać w sytuacji, ale w dalszym ciągu nie rozumiała, co miał na
myśli i czego od niej oczekiwał. Marzyła by skończył się rozwodzić i postawił
sprawę jasno. Próbując pokazać, że nie jest śmiertelnie przerażona spojrzała mu
w oczy, ale ujrzała tylko mrożący krew w żyłach chłód i obojętność.
- Mogę zaproponować ci układ –
oznajmił w końcu, co podniosło ciśnienie jej krwi i sprowadziło na ziemię. –
Będziesz dla mnie pracować. Przejdziesz szkolenie, wytrenujemy cię i zrobimy z
ciebie porządnego zawodnika. Zaczniemy od prostych zadań, a potem…
- Co miałabym robić? – zadała jedyne
pytanie, które odbijało się echem w jej głowie. Zupełnie nie zdawała sobie
sprawy, że weszła mu w środek zdania i że przerywanie mu nie było dobrym
pomysłem.
Zacisnął wargi tak, że już wcale
ich nie dostrzegała, a jego oczy przez parę chwil zdawały się ciskać w nią
pioruny. Przez myśl przemknęło jej, że za moment wyciągnie spluwę i jednym
strzałem zakończy jej marny żywot.
- Niecierpliwa i wyszczekana. Nad
tym też będziemy musieli popracować – wymamrotał jakby do siebie, zaczynając
grzebać w szufladzie. Dziewczyna była pewna, że szukał broni, którą mógłby ją
wykończyć i omal nie wyszła z siebie, kiedy wyciągnął ręce na zewnątrz.
Nie mogła się powstrzymać i
wypuściła ze świstem powietrze, oddychając z ulgą. To były tylko jakieś
papiery. A właściwie teczka z jakimiś niezrozumiałymi dokumentami, których nie
mogła z tej odległości rozszyfrować.
- Zaczniesz od dzisiaj –
stwierdził, jakby zadowolony z tego pomysłu. – Przydzielę ci pokój i skieruję
na trening. Za parę dni wyruszysz w teren i zobaczymy, co z tego wyjdzie –
mówił, przerzucając kolejne kartki, co jakiś czas odnotowując coś na boku.
Chciała ponowić swoje pytanie, bo
niczego nie pragnęła bardziej niż wiedzy na temat tego, co tak właściwie będzie
musiała wykonać i jak miało to odbić się na jej obecnym życiu. Tysiące innych
wątpliwości kłębiło się w jej głowie, ale powstrzymywała się z całych sił, nie
chcąc ponownie rozłościć Blacka. Jego gniew skierowany wobec niej był ostatnim,
czego sobie życzyła.
- Na razie znajdziesz się pod
opieką Shannon, ona zajmie się tobą najlepiej – poinformował ją, jakby miało
jej to jakkolwiek pomóc. Nie miała pojęcia kim była Shannon i czy właśnie ona
była dla niej odpowiednia. Żołądek ściskał jej się nieprzyjemnie na myśl, że
miała poznawać kogoś z otoczenia tego człowieka, bo wyobrażała sobie, że jego
towarzystwo było równie nieprzyjemne, co on sam.
Zamilkł, wpatrując się w nią z
uwagą. Czuła się nieco pewniej, wiedząc, że jeszcze nie zamierzał jej mordować.
Niemniej jednak nie mogła czuć się swobodnie i wierciła się niespokojnie,
czując na sobie jego palący wzrok. Za żadne skarby nie mogła domyślić się, co
też chodziło mu po głowie, ale nie sądziła by było to coś, o czym chciałaby
wiedzieć.
- Czy… - zaczęła ledwo
dosłyszalnie, starając się dobrze sformułować swoje pytanie. Nie chciała wyjść
na ciekawską, ale chyba miała prawo wiedzieć cokolwiek o tym, co ją czekało. –
Czy ja tutaj zamieszkam?
- Oczywiście. Zaraz ktoś
zaprowadzi cię do twojego pokoju – odpowiedział wyjątkowo spokojnie, nie
wyrażając żadnych oznak irytacji czy zdenerwowania. Postanowiła wykorzystać
jego nastrój i brnęła dalej.
- Czy to konieczne?
- Co masz na myśli? –
odpowiedział pytaniem na pytanie, marszcząc znacząco brwi.
- Muszę zaopiekować się siostrą i
domem – odparła, czując jak jej głos stopniowo się załamuje. Jakiekolwiek
wspomnienie o rodzinie łamało jej serce. – Nie mogę tego tak zostawić.
Stawiałabym się na treningi i…
- To praktycznie niewykonalne.
Sprowadzimy siostrę tutaj, jeśli tak ci na tym zależy. – Tym razem to on wszedł
jej w słowo, a jego głos brzmiał stanowczo. Mimo to nie poddawała się. Ten
temat był dla niej zbyt ważny. Wolała, żeby ją zabił niż odciął od bliskich.
Porzucenie ich było poniżej jej godności.
Po za tym, wizja jej małej
siostrzyczki w tym paskudnym miejscu napawała ją lękiem i przyprawiała o
zawroty głowy. W każdym kącie tego budynku wyczuwała zagrożenie, a za żadne
skarby nie pozwoliłaby skrzywdzić swojej małej księżniczki.
- Jest jeszcze ojciec. On jest
chory i za nic nie opuści naszego domu – tłumaczyła dalej, zaciskając palce na
własnych udach, co pozwalało jej kontrolować emocje. – Dostosuję się do każdych
wymogów, dam z siebie wszystko, ale proszę pozwolić mi wrócić. – Słyszała
błaganie we własnym głosie i skarciła się za to w myślach. Miała nie okazywać
słabości, a tymczasem się przed nim płaszczyła.
- Jeśli dasz radę docierać tu
przed świtem i stawiać się w wyznaczonym miejscu i czasie, mogę przystać na tę
propozycję – stwierdził po chwili ciszy, która zdawała się trwać zdecydowanie
za długo. Kolejny raz poczuła ulgę, ale tym razem tego nie okazała. Wyraz jej
twarzy pozostawał zacięty.
- Chciałabym nie wciągać moich
bliskich w całe to zajście – stwierdziła pewniej niż dotychczas.
- To zrozumiałe – mruknął krótko,
wracając do swoich papierów, ale tym razem przyglądał się im z widocznym
znużeniem.
- Co mam im powiedzieć?
- To już twój problem. Nie
interesuję mnie życie prywatne moich pracowników, mają tylko wykonywać moje
rozkazy i dobrze się sprawować. W innym przypadku są mi zbyteczni – dodał na
końcu, dosadnie zaznaczając, że jeśli zawiedzie to się jej pozbędzie.
Ciemnowłosa rzuciła przelotne
spojrzenie na leżące dokumenty i zesztywniała. Nadal nie mogła odczytać liter,
ale dostrzegła sporej wielkości zdjęcie. Przedstawiało ją samą, może rok, może
dwa lata temu. Wskazywało to na to, że pan Black miał problem z kłamaniem i
musiała uważać na każde jego słowo. Te papierki wyraźnie pokazywały, że
osobiste sprawy podwładnych również go intrygowały.
- Śledził mnie pan? – zszokowane
słowa wymsknęły się z jej ust zanim zdążyła je przemyśleć. Znów zobaczyła te
niebezpieczne błyski w jego źrenicach i momentalnie pożałowała swojego
niewyparzonego języka.
- Nie znasz jeszcze zasad, więc
daruję ci twoją niesubordynację. Od jutra jednakże każde wykroczenie będzie
surowo karane – ostrzegł ją, nie odrywając od niej przeszywającego spojrzenia.
Chciała przeprosić lub zadać
inne, poprawne pytanie, ale w tym momencie drzwi do gabinetu otworzyły się z
trzaskiem, a do środka wkroczył zakapturzony osobnik. Odruchowo odwróciła głowę
i zlustrowała jego sylwetkę.
Młody chłopak otworzył usta jakby
chciał coś powiedzieć, ale żaden dźwięk nie wydobył się z jego ust. Spojrzał na
nią z ukosa, a jego oczy szerzej się otworzyły. Twarz wyrażała zaskoczenie i
zdezorientowanie, ale zanim zdołała go rozgryźć, przeniósł wzrok na najstarszego
członka towarzystwa, więc i ona się obróciła, pozostawiając przybysza za swoimi
plecami.
- Och, Jo, jak miło, że wróciłeś
– odezwał się Anthony z nutką ironii w głosie. – Wszystko załatwione?
Nie usłyszała żadnej odpowiedzi,
ale domyśliła się, że nowoprzybyły jakoś to potwierdził, bo Black uśmiechnął
się przez moment, a potem przeniósł swoje czarne jak noc oczy z powrotem na
zagubioną w całej sytuacji Arabellę i przypominając sobie o jej obecności,
westchnął głośno, głęboko się nad czymś zastanawiając.
- Wracając do tematu – zaczął. –
Przydzielę ci pokój, tak czy inaczej. Czasami nie unikniesz spędzania tutaj
nocy, po za tym musisz mieć swoje miejsce. Dzisiaj poznasz swoją trenerkę i od
tego momentu ona się wszystkim zajmie, dlatego na razie się żegnamy. Miej
jednak pewność, że będę dobrze poinformowany o wszystkim, co robisz – zakończył
swoją wypowiedź tym niemiłym akcentem, a jego zaciśnięte szczęki i oschły ton
głosu sprawiły, że atmosfera stała się jeszcze bardziej napięta.
Po chwili niezręcznej ciszy,
mężczyzna pogrzebał w szufladzie i obrzucił znudzonym spojrzeniem dwójkę
całkowicie oszołomionych nastolatków. Coraz bardziej rozważał czy to rozsądne,
aby brać w swoje szeregi tak młodych i najczęściej niedoświadczonych ludzi, ale
jeden rzut oka na ciemnowłosego rozwiewał jego wątpliwości. Był niezawodny i
miał nadzieję, że ta nowa też się taka niebawem stanie.
- Diabeł, zaprowadź panią do pokoju – oznajmił,
rzucając w jego stronę klucz. Dopiero w tym momencie Ara zdała sobie sprawę, że
tajemniczy nieznajomy wciąż znajdował się w tym samym pomieszczeniu, co ona.
Jo spojrzał przelotnie na
trzymany przedmiot, żeby sprawdzić dokładny numer i przeniósł wzrok na
zmieszaną dziewczynę. Przez jego twarz przemknął cień głębokiego niezrozumienia
i cieszył się, że ciemnowłosa była zbyt zawstydzona by na niego spojrzeć.
Przybrał swoją wyćwiczoną przez lata minę i odchrząknął.
- Pozwól za mną – mruknął i
odwrócił się do wyjścia. Skierował się na klatkę schodową i energicznym tempem
pokonywał kolejne stopnie, słysząc za sobą ciche i niepewne kroki brunetki.
Uśmiechnął się pod nosem, choć wcale nie miał ku temu zbyt wielu powodów.
Zastanawiał się, co takiego mogło się stać, że akurat ona tu trafiła i to
właśnie teraz. Oczywiście, była pod obserwacją, jak większość mieszkańców tej
dziury, ale nie mógł powstrzymać swojego niezadowolenia z jej obecności.
Jej pokój
znajdował się na pierwszym piętrze. Najniższy szczebel oznaczał, że masz tu
najmniejsze znaczenie. Im lepiej się sprawowałeś, tym wyżej mieszkałeś. Każdy
poziom odznaczał się innymi standardami. Jego apartament opływał w luksusy i
niczego mu nie brakowało, podczas gdy jej przypominał ponurą norę albo
więzienną celę.
Przekręcił
zamek i naciskając klamkę, umożliwił im wejście do środka. Arabella ze sporym
dystansem podeszła do metalowego łóżka, na którym znajdował się wyjątkowo
cienki materac i podziurawiona, sprana pościel. Spojrzała na niewielkie okienko
znajdujące się nad szafką nocną i jedyne, co ujrzała to szarość tutejszego
nieba i czarne pręty krat, które odcinały ją od świata.
Ściany
zapewne kiedyś były śnieżnobiałe, obecnie poszarzały i straciły cały urok. Były
kompletnie łyse, nie znajdował się tu żaden obrazek, zdjęcie czy inna ozdoba,
która tchnęłaby choć trochę życia w to paskudne pomieszczenie. Jedynym meblem
prócz wspomnianego łoża i szafeczki, była drewniana komoda po drugiej stronie
pokoju, zupełnie nie pasująca do niczego innego.
Ara rozglądała
się uważnie, jakby szukając jakiegokolwiek pocieszenia, ale spotkało ją
rozczarowanie. Zmarszczyła brwi, uświadamiając sobie, że brakowało jej tu
jeszcze jednej, niezbędnej rzeczy.
- Łazienka? – spytała, czując, że
brzmi jakby zaraz miała zaniemówić. Zaschło jej w gardle, niewiele dzisiaj piła
i jeszcze mniej jadła.
- Na korytarzu – odparł jej
towarzysz z niewzruszoną miną. Przez jej twarz przewinął się krótki grymas
niezadowolenia, a usta wykrzywiły się z niesmakiem.
Chłopak nie
mógł powstrzymać kpiącego uśmiechu. Wyobrażał sobie, jak bardzo przerażona była
tym, gdzie się znalazła i co miało się z nią stać. Był pewny, że nie przetrwa
tu długo, przepłacze całą noc i lada moment wymięknie.
Zebrało w
nim dziwne uczucie, którego nie potrafił rozpoznać ani go określić. Zlustrował
całe jej drobne ciało i oblizał spierzchnięte wargi. Nie był typem kobieciarza,
nie interesowały go wyskoki na jedną noc ani tym bardziej stałe relacje, ale
nie mógł powstrzymać ochoty, żeby chociaż trochę jej nie postraszyć.
Zamknął
drzwi, które skrzypnęły nieprzyjemnie, co zwróciło uwagę ciemnowłosej.
Odwróciła się, spodziewając się, że wreszcie została sama, ale po raz kolejny
się zawiodła. Posłała zaniepokojone spojrzenie w stronę wciąż uśmiechniętego
szatyna, który jedną ręką przekręcił zamek.
- Skoro
zaraz zaczynasz pracę, nie zaszkodzi trochę się przygotować – wycedził, mrużąc
oczy i wykonując powolne kroki w jej stronę. Odruchowo zaczęła się wycofywać,
ale ściany ograniczały przestrzeń na tyle, że moment później odciął jej drogę
ucieczki.
- O czym ty mówisz? – wyszeptała,
przylegając do ściany. W odpowiedzi jedynie uśmiechnął się przebiegle, co
spowodowało, że jej oddech stał się nierówny, a serce zabiło niespokojnie. Nie
miała pojęcia, co zamierzał i dlaczego zachowywał się w ten sposób, ale tutaj
nikt nie był normalny. Nikomu nie można było zaufać.
Musiała
jednak przyznać, że nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. Była pewna, że
po rozmowie z Blackiem zyskała przynajmniej kilka dni życia, a nieprzyjemności
zaczną się dopiero wraz treningami i zadaniami, a nie gdy tylko przekroczy próg
nowego lokum.
-
Sprawdzimy tylko czy aby na pewno się do tego nadajesz – oznajmił cicho, będąc
już na tyle blisko, że owinął ją jego świeży oddech. Położył swoje dłonie na jej
biodrach, a satysfakcja zabłysła w jego spojrzeniu, gdy poczuł jak jej ciało
sztywnieje, a w oczach pojawia się przerażenie. Przysunął swoje usta do jej
szyi, a ona gorączkowo myślała jak wydostać się z tej podbramkowej sytuacji.
W jej
umyśle pojawiło się kilka myśli, które pomogły jej zrozumieć, o co naprawdę
chodziło chłopakowi. Oczywiście, jego gesty były bardzo jednoznaczne, ale
przypomniawszy sobie widok młodych kobiet w skąpych strojach, przewijających
się po budynku, uświadomiła sobie ważną rzecz: miał ją za kolejną dziwkę.
Zapewne
widział ich już tu setki i pewnie równie często korzystał z ich usług. Widząc
kolejną przestraszoną małolatę mógł pomyśleć tylko jedno, ale mimo wszystko nie
mogła opanować złości, która w ciągu kilku sekund wypełniła każdą komórkę jej
ciała. Strach opuścił ją w mgnieniu oka. Była zła, że następny facet w jej
życiu traktował ją jak przedmiot, służący tylko do zaspokojenia własnych,
prymitywnych potrzeb.
Dla
niepoznaki zarzuciła mu ręce na szyję, podczas gdy jego wargi składały mokre
pocałunki na każdym odkrytym fragmencie jej ciała. Zebrało jej się na mdłości,
dla tego gwałtownie uniosła dłoń i chwyciwszy go za włosy, brutalnie za nie
szarpnęła.
W ciągu
tych paru sekund przypomniała sobie wszystkie chwyty, których nauczyła się na
pozalekcyjnych zajęciach w szkole. W tym momencie była bezgranicznie wdzięczna
swojemu trenerowi, że nadstawiał karku by nauczyć ją chociaż podstaw
samoobrony. Bogatszym dzieciakom ochronę zapewniały pieniądze rodziców. Dzieci
z marginesu, jak ona i jej siostra były skazane na siebie. Ich nauczyciel miał
na tyle dobre serce, że zaproponował tajne i nie do końca legalne treningi dla
biedniejszych i kompletnie bezbronnych uczniów. Nie sądziła, że będzie
wykorzystywać nabytą tam wiedzę w takiej sytuacji, ale cieszyła się, że nie
opuściła żadnej lekcji z tego przedmiotu.
Nie dała
napastnikowi szansy na zorientowanie się w sytuacji. Miała ochotę napawać się
szokiem wymalowanym na jego twarzy, ale zamiast tego zacisnęła palce w pięść i
z całej siły uderzyła go w brzuch. Zaraz potem wykonała mocne kopnięcie, które
trafiło idealnie między jego nogi.
Jo
wyciągnął bezradnie ramię, próbując jakkolwiek się jej złapać, ale ona była
szybsza. Złapała jego nadgarstek i wykręciła mu rękę w taki sposób, że w ułamku
sekundy ugięły się pod nim kolana i w mgnieniu oka leżał na ziemi.
Oczekiwał
kolejnej serii ciosów i próbował skoncentrować się na tyle, by odeprzeć atak,
ale nic takiego nie nadeszło. Zamiast tego Arabella pochyliła się nad nim,
obrzucają c go pogardliwym spojrzeniem.
- Myślę, że
tyle przygotowań wystarczy - stwierdziła z ironią w głosie i zaśmiała się
krótko. – Następnym razem rozeznaj się w sytuacji zanim postanowisz się
wygłupić – poradziła, kierując się do drzwi. Bez problemu odblokowała zamek i
opuściła pomieszczenie, podczas gdy ciemnooki podnosił się z podłogi. Wiązanka
przekleństw przelatywała przez jego usta, a zażenowanie i wściekłość mieszały
się w jego krwi, pobudzając w nim nieposkromioną agresję. Nigdy w życiu nie
został tak upokorzony. A już szczególnie przez jakąś małą smarkulę!
- Pożałujesz tego – warknął, choć wiedział, że
już nie może tego usłyszeć. Obiecał sobie, że nie spocznie, dopóki ta zdzira za
to nie zapłaci. Zamierzał uczynić z jej życia piekło. W końcu nie bez powodu nazywają
go Diabłem.
* * * *
Tak więc poznajcie jedynego w swoim rodzaju, niepowtarzalnego i niezrównoważonego Diabła!
Co o nim myślicie? I jak sądzicie, co wydarzy się w kolejnych rozdziałach? Dajcie znać w komentarzach :)
Jeśli podoba Wam się opowiadanie, polecajcie je znajomym, będę za to niezmiernie wdzięczna x
I możecie mi wytykać wszelkie błędy, nie pogniewam się.
Jeśli chcecie, żebym zareklamowała Wasze blogi, ff etc. dajcie znać lub napiszcie na tt (@OnlyHalfEvil33)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ