Opowiadanie może zawierać treści nieprzeznaczone dla osób nieletnich, pojawiają się sceny morderstw, brutalność, krew i łzy będą na porządku dziennym, więc jeśli nie przepadasz za taką tematyką to oszczędź sobie nerwów i nie zabieraj za czytanie tej oto historii.
Podkład
Rozdział 1
- Tak tato, wrócę
zanim się ściemni – obiecała. Brzmiała monotonnie, jakby po raz
setny wygłaszała tę samą regułkę. Ubrała rozpadające się
czarne trampki i zbrudzoną, gdzieniegdzie poszarpaną czarną bluzę
z kapturem. – Pilnuj małej. Jakbyście zgłodnieli, w lodówce
jest resztka gulaszu do odgrzania – poinformowała i w ramach
pożegnania pocałowała ojca w czoło. Drzwi zatrzasnęły się za
nią z hukiem.
Ruszyła ścieżką, a
leśna ściółka skrzypiała co jakiś czas pod jej stopami.
Mieszkali na odludziu, w małym domku, w większości zbudowanym z
drewna. Czasami, gdy na niego patrzyła, miała wrażenie, że
rozpadnie się przy pierwszym mocniejszym podmuchu wiatru. Jednak
wciąż tu stał, po tylu latach. Mimo kilkunastu załatanych dziur w
dachu, skrzypiącej podłogi i nieszczelnych okien, wciąż zapewniał
im schronienie i dawał jej poczucie bezpieczeństwa.
Zatrzymała się na środku
wąskiej dróżki i dokładnie rozejrzała. Żadnego śladu obecności
innego człowieka. Czmychnęła w gęstwinę znajdującą się po
boku i przedzierając się przez kilka minut, wylądowała na
urokliwej polance. Niełatwo było tu trafić, ale dzięki temu nie
musiała się martwić niechcianym towarzystwem.
Często tu przychodziła.
Czasami ćwiczyła albo polowała, a innym razem po prostu
przesiadywała, rozmyślając o wszystkim, co zaprzątało jej myśli.
Dzisiaj miała inne zadanie. Musiała zebrać trochę owoców, bo na
targu były obecnie pożądanym towarem, a im kończyły się zapasy.
Przeszła na obrzeża,
gdzie rosły niskie krzaczki. To był okres dojrzewania jeżyn,
niedługo zaczną się również pojawiać grzyby. Powinna sobie
przypomnieć, które były jadalne, bo na pewno sporo zarobi, jeśli
odnajdzie odpowiednie okazy.
Zupełnie pochłonęła ją
wykonywana czynność i już po godzinie miała dwa słoiki różnych
owoców leśnych. Miała właśnie wracać, gdy odkryła, że nieco
głębiej w lesie rosną kolejne kępy. Nie mogła przepuścić
takiej okazji. Co prawda mieszkańcy się tu nie zapuszczali, ale nie
było pewności, że nie dobiorą się do tego dziki albo inne leśne
stworzenia.
Jak zwykle za bardzo
odpłynęła i gdy się ocknęła, było już niemal ciemno. Zrobiło
się chłodniej i na jej karku pojawiła się gęsia skórka.
Odgarnęła kosmyk z twarzy i szybkim krokiem ruszyła w drogę
powrotną. Przeszła przez polanę i wdarła się w zarośla.
Dopiero po dziesięciu
minutach marszu zdała sobie sprawę, że źle skręciła i znalazła
się w zupełnie innej części lasu niż zamierzała. W oddali
spostrzegła jaskrawe światło i zdała sobie sprawę, w którym
miejscu miasta się znajdowała. Wcale jej się to nie spodobało.
Była blisko obrzeż, a to oznaczało, że również blisko ludzi.
Ludzi, którzy wcale nie byli przyjaźni ani pomocni.
Przyspieszyła kroku. Gdyby
zawróciła, mogłaby zabłądzić jeszcze bardziej. Musiała dotrzeć
na przystanek i złapać autobus. Modliła się by ostatni jeszcze
nie odjechał, bo wtedy będzie miała prawdziwy problem.
Przemierzała opustoszałe
uliczki miasteczka. Chodnik, po którym stąpała był nierówny i
dziurawy. Po lewej stronie mijała skromne domki szeregowe. Wszystkie
miały szczelnie pozasłanianie okna i zapewne dobrze zaryglowane
drzwi. Natomiast po prawej biegła droga, którą o tej porze nie
przejeżdżały żadne pojazdy i za którą znajdowała się siatka,
odgradzająca miasto od lasu. Teoretycznie chroniła mieszkańców
przed dzikimi zwierzętami, ale Arabella często zastanawiała się
czy nie miała raczej przetrzymywać ludzi w środku, żeby nie
próbowali stąd uciec w jakieś lepsze miejsce. Ona sama nieraz o
tym marzyła.
Skręciła. Od przystanku
dzieliło ją jakieś pięć minut żwawego marszu. Temperatura
spadła na tyle, że przy każdym wydechu z jej ust wylatywał biały
dymek. Niebo było zasnute gęstymi chmurami, więc nie dało się
dostrzec żadnych gwiazd ani nawet księżyca.
Gdzieś w oddali usłyszała
krzyki, a moment później strzały. Zadrżała. Właśnie dlatego
nikt o zdrowych zmysłach nie wychylał się za próg własnego domu
po zmroku. Miała nadzieję, że zmierzała w przeciwną stronę niż
źródło hałasu.
- Hej, dziewczynko! –
usłyszała niski, męski głos, dochodzący zza jej pleców. Na jej
oko jego właściciel znajdował się przynajmniej dziesięć metrów
za nią. Nie zareagowała, wręcz nadała swojej wędrówce szybsze
tempo. – Proszę, pomóż mi!
Zawahała się. Nie chciał
jej zaczepiać, potrzebował pomocy. Mimo wszystko, powinna iść
dalej. Im szybciej znajdzie się we własnym domu, tym lepiej. Z
drugiej strony sumienie nie dawało jej spokoju. Ojciec zawsze uczył
ją, że życie polega na służeniu innym i nic nie miałoby sensu,
gdybyśmy nie poświęcali się dla dobra innych osób.
Zatrzymała się i
przygryzła wargę. Dwie racje walczyły między sobą w środku jej
głowy i powodowały wewnętrzne rozdarcie.
- Błagam, okaż litość –
wystękał mężczyzna. Westchnęła. Nie była pewna czy dobrze
robi, ale nie potrafiła odejść spokojnie, wiedząc, że mogła
kogoś uratować. Odwróciła się i zobaczyła klęczącego na ziemi
człowieka, który rękami podpierał się o chodnik. W miarę jak
się zbliżała, zauważała, że oddycha nieregularnie i ciężko
posapuje, a na dłoniach ma krew.
Serce zabiło jej
szybciej. Co tak naprawdę mogła dla niego zrobić? Nie miała przy
sobie zupełnie nic, a wokoło nie było nikogo innego. Mimo tego
podeszła bliżej. Przynajmniej pomoże mu wstać i oceni w jakim
jest stanie.
Schyliła się, wyciągając
ręce do potrzebującego, a on złapał je swoją wielką łapą.
Uniósł się, a dziewczyna poczuła jego ogromny ciężar. Z trudem
postawiła go na nogi, a on stał przez chwilę ze spuszczoną głową,
uspakajając oddech. Arabella patrzyła na swoje dłonie, które
teraz były poplamione jego krwią.
- Masz dobre serce, dziecko
– wysapał, a przez jej twarz przemknął cień uśmiechu. –
Szkoda, że tak szybko zakończy swoją pracę – dodał, unosząc
głowę i łapiąc ją za rękę. Czuła jak jego palce zaciskają
się wokół jej nadgarstka. Wytrzeszczyła oczy, a człowiek, który
przed chwilą wydawał jej się ciężko ranny, wpatrywał się w nią
obłąkanym spojrzeniem, które tak często było tu widywane i
parszywym uśmiechem, który przyprawiał ją o dreszcze.
Próbowała się odsunąć,
czując na sobie jego śmierdzący oddech, ale trzymał ją zbyt
mocno. Serce biło jej jak oszalałe, a dłonie zaczęły się pocić.
Miała marne szansę w starciu z o głowę wyższym i znacznie
cięższym przeciwnikiem. Siły też miał sporo, co odczuwała na
swoim przedramieniu. Palce jej drętwiały, bo krew nie mogła do
nich naturalnie dopłynąć.
- Taka ładna buźka –
wymruczał, przejeżdżając zakrwawioną dłonią po jej policzku.
Zaczęła wątpić, że to była jego krew. Prędzej uwierzyłaby, że
nie zdążył się umyć po poprzedniej ofierze.
Musiała zadziałać.
Przynajmniej spróbować. Pod wpływem impulsu wykonała
najsilniejszy wykop na jaki było ją stać i trafiła między nogi
oprawcy. Nie zwaliło go to z nóg, ale zaskoczyło na tyle, że
poluźnił swój uścisk, a ona natychmiast to wykorzystała.
Wyszarpnęła się i rzuciła do ucieczki. Biegła przed siebie ile
tylko miała sił w nogach.
Wiedziała, że na tych
ulicach nie ma szans. Jeśli jej nie dogodni, zaraz wpadnie na kogoś
innego, może nawet gorszego. Postanowiła zaryzykować i skierowała
się do ogrodzenia. Podążała wzdłuż niego tak długo, aż nie
natrafiła na dziurę, która umożliwiła jej przedostanie się na
drugą stronę. Spojrzała za siebie ten jeden raz. Wciąż go
widziała. Jak na swój wiek i posturę był niezwykle szybki. Nie
powinno jej to dziwić. O ile chciałeś tu przetrwać, musiałeś
być odpowiednio wyszkolony i wytrenowany.
Przyspieszyła. Czuła ból
w nogach, a kolana się pod nią uginały, ale nie pozwalała sobie
na słabość. Pędziła, aż nie znalazła się w znajomym miejscu.
Przemierzyła jeszcze kilkaset metrów i dotarła na ukochaną
polankę. Nie miała szans dotrzeć do domu, ale nawet nie przeszło
jej to przez myśl. Nie znalazłaby tam wystarczającego schronienia,
a tylko naraziłaby swoją rodzinę. Nie mogła na to pozwolić.
Zatrzymała się na
sekundę, próbując myśleć racjonalnie. Musiało być jakieś
rozwiązanie. To nie mogło się tak skończyć, nie po jej
wysiłkach. Usłyszała za sobą szelesty i ruszyła dalej. Olśniło
ją, ale nie miała żadnej gwarancji, że jej się uda.
Miała wrażenie, że
napastnik depcze jej po piętach, z trudem zmuszała się do
stawiania kolejnych kroków. Dobiegła do wielkiego orzecha i zaczęła
się po nim wspinać. Uczyła się tego od dziecka, więc nie
sprawiało jej to żadnego problemu.
Kiedyś to była zabawa,
teraz sposób na przetrwanie.
Poczuła, że coś łapie
ją za nogę i krzyknęła głośniej niż sama się po sobie
spodziewała. Przerażenie wypełniło każdą komórkę jej ciała.
Zaczęła się wyrywać i kopać, aż straciła buta i ruszyła
dalej, nie zważając zupełnie na nic. Kora drapała ją w dłonie i
rozdarła nogawkę, ale to nie miało znaczenia. Przeciwnik zaczął
się wspinać za nią, ale już druga gałąź nie wytrzymała jego
ciężaru i złamała się z trzaskiem. Runął na ziemię z głośnym
hukiem i zaklął wulgarnie.
Arabella nie zaprzestała
wspinaczki. Kilka drzew dalej miała swoją kryjówkę. Jeśli tam
dotrze, będzie mogła się bronić. Gałęzie robiły się coraz
cieńsze i niebezpiecznie się pod nią uginały. Doczołgała się
na najbardziej odchyloną gałąź i przykucnęła. Przymknęła oczy
i mocno się wybiła. Poczuła twardą strukturę drzewa i chwyciła
się jej z całych sił. Znowu przeskakiwała gałęzie i lądowała
na kolejnych drzewach. To było łatwiejsze, gdy była mniejsza.
Przy ostatnim noga jej się
osunęła i była pewna, że spadnie. Z jej gardła wydobył się
niespodziewany pisk, zdradzający jej położenie. W ostatniej
sekundzie przytrzymała się wątłej gałązki i podciągnęła.
Zsunęła się niżej, aż nie znalazła się na poziomie sporej
dziupli. Z sercem na ramieniu wsadziła do niej rękę i namacała
ukryty tam przedmiot. Z ulgą udało jej się go wyciągnąć.
Umieściła kołczan na plecach i chwyciła łuk, zsuwając się
kolejny poziom w dół.
- Złaź stamtąd! I tak
cię dorwę! – krzyczał, wyraźnie poirytowany mężczyzna. Gęsto
rosnące liście idealnie ją maskowały, ale nie pozwalały celnie
wymierzyć. Przedostała się jeszcze niżej. Jej niedoszły zabójca
już ją zauważył, więc nie miała dużo czasu.
Uniosła broń, wyciągnęła
strzałę, umieszczając ją w odpowiednim miejscu. Oprawca zamarł w
bezruchu, pogrążony w głębokim szoku. Niewinna, kruchutka
dziewczynka, której chciał zrobić niejedną brutalną rzecz, teraz
mierzyła do niego ze śmiertelnie groźnego narzędzia.
Adrenalina napędzała
każdy jej ruch. Myślała o podstępie jakim ją przyciągnął, o
jego brudnych łapach na jej ręce, policzku, kpiącym uśmieszku i
okrutnych słowach. Naciągnęła cięciwę i bez momentu
wątpliwości, strzeliła.
Strzała przebiła gardło.
Mężczyzna padł na trawę
z łoskotem.
Martwy.
Arabella zeskoczyła z
drzewa, nie czując już żadnego strachu. Teraz to ona stała się
drapieżnikiem, a on ofiarą. Podeszła do bezwładnego ciała i
lekko je kopnęła. Brak reakcji. Ostatni raz spojrzała w oczy
potwora, który próbował ją skrzywdzić. Nie miały już żadnego
wyrazu. […]
Ukryła łuk, ale w
zupełnie innym miejscu, zaraz koło wyjścia z lasu, gdzie tylko
kilka kroków dzieliło ją od domu. W myślach ciągle odtwarzała
moment śmierci niedoszłego oprawcy i robiło jej się niedobrze.
Wytarła ręce o trawę i odgarnęła rozczochrane włosy z twarzy.
Miała szczerą nadzieję, że ojciec już spał i nie zobaczy jej w
takim stanie.
Nie wiedziała jak spojrzy
mu w oczy. Przez wiele lat uczył ją pokory, miłości i poświęcenia
dla drugiego człowieka, a ona w jednej sekundzie stała się
morderczynią. Chciała uratować komuś życie, a zamiast tego je
odebrała. To dowód na to, że dobre intencje nie zawsze
wystarczają.
Weszła do domu tylnym
wejściem, od strony ogródka, w którym wieczorami przesiadywał jej
tata. Nie było go, co odebrała jako dobry znak. Przed drzwiami
ściągnęła buty – swoją drogą cieszyło ją, że odzyskała
swojego trampka, bo nie miała drugiej pary.
Wślizgnęła się do
łazienki. Zrzuciła bluzę i oparła się o umywalkę. Z trudem
zmusiła się do spojrzenia w lustro. Z ulgą odkryła, że nie
wyrosły jej rogi ani nie zmieniła się w złą czarownicę. Mimo
tego, zdawało jej się, że patrzyła na zupełnie inną osobę.
Odbicie miało jej wystające kości policzkowe, bladą cerę i wąski
nos, ale oczy były ciemniejsze niż zwykle i błyszczały
niebezpiecznie, włosy były w całkowitym nieładzie, a na
policzkach kwitły nietypowe dla niej rumieńce.
Spuściła wzrok i
odkręciła wodę. Dokładnie umyła twarz i ręce, po czym rozebrała
się i wskoczyła pod prysznic. Woda była letnia, a z każdą minutą
coraz chłodniejsza. Ojciec musiał wykorzystać zapasy ciepłej na
siebie i małą. Nie miała im tego za złe. Zimna woda pomagała jej
się otrząsnąć.
Po dwukrotnym wyszorowaniu
się i dokładnym opłukaniu z całego brudu, owinęła się
ręcznikiem i czmychnęła do sypialni, gdzie w głębokim śnie
spoczywała jej siostra. Uśmiechnęła się nikle na jej widok i
ubrała w ciepły dres. Rozczesała włosy i usiadła na skraju
łóżku, wyglądając przez małe okno. Niebo wciąż było ciemne,
wręcz czarne, i nie dostrzegła na nim zupełnie nic prócz gęstych
chmur.
Z trudem zmusiła się do
wejścia pod kołdrę i zamknięcia oczu. Tak jak myślała, zaczęła
na nowo przeżywać cały miniony dzień. Od rutynowego uspokajania
taty, przez pobyt na polance i zbieranie jeżyn, po spotkanie z
tajemniczym mężczyzną i dokonanie pierwszej w życiu zbrodni.
Mogła udawać, że nic się
nie stało. Umyć ręce, położyć się spać, a nazajutrz wrócić
do codziennych zajęć, ale wiedziała, że wewnątrz już nigdy nie
będzie tą samą osobą. […]
Obudziła się gwałtownie. Z trudem
powstrzymała krzyk, który przetoczył się przez jej gardło i
próbował wydostać się z ust. Całe jej ciało pokrywała gęsia
skórka, a serce niespokojnie kołatało się w piersi.
Przyśnił się jej koszmar. Nie
pierwszy i nie ostatni raz, ale ten był inny. Prawdziwy. Wciąż
uciekała i dokonywała kolejnych krwawych morderstw. To była tylko
samoobrona, nie powinna się obwiniać. Mogła zginąć albo zabić.
Wybór był prosty, ale wyrzuty sumienia wciąż wgryzały się w jej
myśli.
Wyskoczyła z łóżka i starannie je
zaścieliła. Grace jeszcze spała i dziewczyna nie zamierzała jej
budzić. Prześlizgnęła się do skromnej kuchni i dostrzegła, że
ojciec już przesiadywał na rozpadającej się, małej werandzie,
skąd miał świetny widok na ogród i odgradzające ich od świata
strzeliste drzewa. Przygotowała śniadanie dla całej trójki, bo
tak była wychowana. Nigdy nie myślała wyłącznie o sobie.
Z niechęcią spojrzała na swoją
porcję i z cichym westchnieniem zostawiła ją na blacie. Wydawało
jej się, że jej żołądek zacisnął się w supeł i odmawiał
przyjęcia jakiekolwiek pokarmu. Wiedziała, że w końcu musi się
przełamać, żeby nie zemdleć z głodu, ale postanowiła dać sobie
jeszcze trochę czasu na ukojenie nerwów.
Nie miała ochoty na niczyje
towarzystwo, a już w szczególności własnego ojca, stu
procentowego altruisty, gotowego oddać życie za każde żywe
stworzenie i nie będącego w stanie zranić nawet durnej muchy.
Po pierwsze nie krzywdź i daj żyć –
powiadał do znudzenia, od wczesnego dzieciństwa do dnia
dzisiejszego. Kiedyś go podziwiała. Był dla niej niedoścignionym
wzorem i nieskazitelnym ideałem. Teraz nie mogła na niego spojrzeć,
nie czując obrzydzenia. Nie zrozumiałby, czuła to każdą cząstką
swojego ciała. Zawiodła go, zniszczyła wszystko, co starał się w
niej stworzyć i zmarnowała każdą chwilę poświęconą na jej
wychowanie.
Zaciskając zęby, wyszła z domu
frontowymi drzwiami i przysiadła na dwóch niskich stopniach, które
odgradzały dom od otoczenia. Podciągnęła nogi pod brodę i
otoczyła je ramionami. Z całych sił próbowała powstrzymać
płacz. Nawet, gdy nikt tego nie widział, nie chciała okazywać
słabości. Nie mogła być słaba, skoro potrafiła zabić
człowieka.
Przejeżdżała wzrokiem po okolicy z
niekrytym znudzeniem. Nie było tu nic szczególnego, od lat
podziwiała to samo. Jedno drzewo, drugie drzewo, trzecie drzewo,
strzała, czwarte… Zatrzymała spojrzenie dostrzegając niepokojący
obiekt. Odruchowo się poderwała i w kilku susłach znalazła tuż
przy nim. Oczy jej nie zawiodły. Do jednego z wielu rosnących tu
świerków była przypięta mała, pognieciona kartka. Nie zdziwiłoby
jej to, aż tak bardzo, gdyby nie sposób w jaki została
przytwierdzona.
To była jej strzała.
Serce zabiło jej szybciej niż
powinno. To było niemożliwe. Oderwała przedmiot i przyjrzała mu
się dokładniej. Wyglądał łudząco znajomo i… był zakrwawiony.
Ręce zaczynały się jej trząść, a wzrok błądził od osady do
grotu i z powrotem. Przerażona wypuściła zgubę na ziemię i
podniosła biały jak śnieg papierek. Drżącymi dłońmi go
rozwinęła i błyskawicznie pochłonęła każdą schludnie zapisaną
na nim literę. W ostatniej chwili zakryła sobie usta, powstrzymując
głośny jęk.
Na liściku były napisane tylko trzy
słowa.
Trzy słowa, które utwierdziły ją w
przekonaniu, że jej życie już nigdy nie będzie takie samo.
„Wiem, co zrobiłaś.”
* * * *
Radzę zapoznać się z opisem opowiadania, wtedy sporo się wyjaśni.
Wiem, że na razie może nie wydawać się to powalające i oryginalne, ale początki są zawsze trudne, prawda? Musicie wiedzieć, że wszystko, czego dowiedzieliście się do tej pory, tak naprawdę nic nie mówi o tym, co dalej będzie się tu działo, dlatego uzbrójcie się w cierpliwości :)
{Jeśli zobaczysz jakąś literówkę - napisz, poprawię}
Proszę o pomoc w zareklamowaniu bloga - jeśli jakkolwiek się do tego przyczynisz, daj znać, a odwdzięczę się jak tylko mogę!
Jeśli chcesz być informowany - zostaw swój user (informuję jedynie na twitterze) - umówmy się, że na razie pod tym rozdziałem, później utworzę do tego specjalną zakładkę.
#HDpl
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Od razu na wstępie: jaka ładna główna bohaterka! :)
OdpowiedzUsuńReszta plusów: sam pomysł zamkniętego na resztę świata państwa - schematy takich opowiadań / książek są notorycznie powielane, aż miło znaleźć coś świeżego :); imiona bohaterek; wątek z tym niedoszłym mordercą Arabelli - fajnie złożony, dobrze opisany, duży plus za to :); zakończenie też bardzo mi się podobało.
No i niestety kilka minusów: Wygląd głównego bohatera, brr. Jako że Justina Biebera nie lubię, postanowiłam wyobrażać sobie Jo inaczej. Wybacz taką samowolkę :); Kilka nieścisłości (?) merytorycznych - dziewczyna mieszka na odludziu, poszła w miejsce, w które "często przychodzi" (czyli nie aż tak bardzo oddalone od domu), podeszła trochę dalej, potem szła jeszcze przez chwilę w złym kierunku i zaszła aż tak daleko (z odludzia!), żeby iść do miasteczka (podobno niebezpiecznego) i wracać autobusem? Sam fakt, że nie chciała wracać lasem, jest zrozumiały, no ale Arabella nie wydaje się być aż taką nieogarniętą i zagubioną w akcji, żeby tak mocno stracić orientację :); Słaby z niej zbieracz, skoro w godzinę natrzaskała tylko 2 słoiki :); " Teraz nie mogła na niego spojrzeć, nie czując obrzydzenia." - z tego zdania wynika, że czuła obrzydzenie do ojca, tak miało być?; Nie mam wystarczającej wiedzy, żeby stwierdzić, czy jakiekolwiek państwo po zamknięciu się na handel zagraniczny mogłoby przetrwać gospodarczo, ale z drugiej strony jeśli już byłoby to możliwe, to mogłyby to być tylko USA albo Rosja, więc już się nie czepiam i w zasadzie to nie jest minus, tylko taka moja luźna dygresja. W końcu to tylko fikcja :); Mocno widać wzorowanie bohaterki na Katniss z THG - mam nadzieję że w kolejnych rozdziałach, kiedy już poznamy bohaterkę lepiej, to podobieństwo się zatrze.
O ile przypomnę sobie coś jeszcze, to dopiszę. Ogółem całość na plus, daj znać o kolejnym rozdziale ;)
/incertium
Bohaterów możesz sobie wyobrażać jak tylko Ci się podoba, to tylko moja luźna propozycja, wiem, że nie każdy go lubi, dlatego też nie jest to ff i nie pojawi się tu jego imię, jedynie kilka zdjęć, bo wcześniej pisałam o nim i myślę, że moje dawne czytelniczki byłyby zawiedzione gdybym go zastąpiła :) nie wiem jak to jest ze zbieraniem jeżyn szczerze powiedziawszy, więc nie strzelałam z tymi słoikami :D na odludziu to raczej myślałam o tym, że są odgrodzeni lasem i nie mają sąsiadów w pobliżu, a nie że żyją 15 km od cywilizacji, ale fakt, nie sprecyzowałam tego za bardzo, mój błąd. No a po ciemku w lesie, gdzie wszystko wygląda tak samo chyba nie trudno się zgubić, nawet jeśli jest się ogarniętym, tak myślę. Z obrzydzeniem to się zgadza, Arabella ma duży żal do ojca, który do tej pory starała się zagłuszyć, ale wszystko wyjaśni się w dalszych rozdziałach. Z tym, że się odcięli to też sądziłam, że tylko USA może być zdolne, dlatego wybrałam kontynent zwany Ameryką i podkreśliłam, że to alternatywna rzeczywistość, bo to tylko moja wyobraźnia, z której mogą wypłynąć różne bzdury - jeśli przyrównać to do rzeczywistości. Tak, podobieństwo się zatrze, nawet nie starałam się na niej wzorować, bardziej inspirowałam się Niezgodną i Allison z Teen Wolfa. Cieszę się, że Ci się podobało i dziękuję za tak rozbudowany i sensowny komentarz, bo od razu wiem, co robię dobrze, co źle i mogę się poprawić :) Mam nadzieję, że nie rozczaruję Cię kolejnymi rozdziałami i zostaniesz ze mną przez jakiś czas.
UsuńPozdrawiam x
o kurcze, to jest mega! <3
OdpowiedzUsuńPierwszy rozdział moim zdaniem jest bardziej niż świetny.
OdpowiedzUsuńWięc nominuję cię do Liebster Adward http://depressed-lukebrooks-fanfiction.blogspot.com/2014/08/liebster-adward.html mam nadzieję,że szybko dodasz następnę
Super wreszcie znalazłam coś nowego! Czekam na kolejny rozdział bo przyznaję że mnie wciągnęło
OdpowiedzUsuń@LoliszkaXD
Zapowiada się bardzo ciekawie, wciąga i zaskakuje. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńPowiem ci, że zaskoczyłaś mnie, bo spodziewałam się zupełnie czegoś innego po przeczytaniu opisu. Pozytywnie, oczywiście, bo naprawdę bardzo łatwo czytało się rozdział, podobało mi się. Świetnie zakończyłaś, liścik sprawia, że chcę czytać dalej, wiedzieć więcej. Więc oczywiście będę dalej czytać :D
OdpowiedzUsuńOooo i oczywiście czekam na pojawienie się męskiego bohatera <3
Wrzucam link na twittera, aczkolwiek nie mogę obiecać, że ludzie klikną, mam ten sam problem - ludzie ignorują moje żałosne próby reklamowania opowiadan. :c
http://www.wattpad.com/story/21881187-are-you-mine-the-vamps-r5-fanfiction - zostawiam ci linka do mojego, jeśli masz ochotę i czas zapraszam, byłabym bardzo wdzięczna. Opowiadanie jest nieco inne od typowego fanfiction, bohaterowie nie są sławni :D
Pozdrawiam cieplutko :** @NessyPL
już to kocham! <3
OdpowiedzUsuńZapowiada się bardzo fajnie. Także czekam na następny :)
OdpowiedzUsuń