wtorek, 19 sierpnia 2014

HD Rozdział 1




Opowiadanie może zawierać treści nieprzeznaczone dla osób nieletnich, pojawiają się sceny morderstw, brutalność, krew i łzy będą na porządku dziennym, więc jeśli nie przepadasz za taką tematyką to oszczędź sobie nerwów i nie zabieraj za czytanie tej oto historii.


Podkład
          
            Rozdział 1
- Tak tato, wrócę zanim się ściemni – obiecała. Brzmiała monotonnie, jakby po raz setny wygłaszała tę samą regułkę. Ubrała rozpadające się czarne trampki i zbrudzoną, gdzieniegdzie poszarpaną czarną bluzę z kapturem. – Pilnuj małej. Jakbyście zgłodnieli, w lodówce jest resztka gulaszu do odgrzania – poinformowała i w ramach pożegnania pocałowała ojca w czoło. Drzwi zatrzasnęły się za nią z hukiem.
Ruszyła ścieżką, a leśna ściółka skrzypiała co jakiś czas pod jej stopami. Mieszkali na odludziu, w małym domku, w większości zbudowanym z drewna. Czasami, gdy na niego patrzyła, miała wrażenie, że rozpadnie się przy pierwszym mocniejszym podmuchu wiatru. Jednak wciąż tu stał, po tylu latach. Mimo kilkunastu załatanych dziur w dachu, skrzypiącej podłogi i nieszczelnych okien, wciąż zapewniał im schronienie i dawał jej poczucie bezpieczeństwa.
           Zatrzymała się na środku wąskiej dróżki i dokładnie rozejrzała. Żadnego śladu obecności innego człowieka. Czmychnęła w gęstwinę znajdującą się po boku i przedzierając się przez kilka minut, wylądowała na urokliwej polance. Niełatwo było tu trafić, ale dzięki temu nie musiała się martwić niechcianym towarzystwem.
          Często tu przychodziła. Czasami ćwiczyła albo polowała, a innym razem po prostu przesiadywała, rozmyślając o wszystkim, co zaprzątało jej myśli. Dzisiaj miała inne zadanie. Musiała zebrać trochę owoców, bo na targu były obecnie pożądanym towarem, a im kończyły się zapasy.
          Przeszła na obrzeża, gdzie rosły niskie krzaczki. To był okres dojrzewania jeżyn, niedługo zaczną się również pojawiać grzyby. Powinna sobie przypomnieć, które były jadalne, bo na pewno sporo zarobi, jeśli odnajdzie odpowiednie okazy.
          Zupełnie pochłonęła ją wykonywana czynność i już po godzinie miała dwa słoiki różnych owoców leśnych. Miała właśnie wracać, gdy odkryła, że nieco głębiej w lesie rosną kolejne kępy. Nie mogła przepuścić takiej okazji. Co prawda mieszkańcy się tu nie zapuszczali, ale nie było pewności, że nie dobiorą się do tego dziki albo inne leśne stworzenia.
         Jak zwykle za bardzo odpłynęła i gdy się ocknęła, było już niemal ciemno. Zrobiło się chłodniej i na jej karku pojawiła się gęsia skórka. Odgarnęła kosmyk z twarzy i szybkim krokiem ruszyła w drogę powrotną. Przeszła przez polanę i wdarła się w zarośla.
         Dopiero po dziesięciu minutach marszu zdała sobie sprawę, że źle skręciła i znalazła się w zupełnie innej części lasu niż zamierzała. W oddali spostrzegła jaskrawe światło i zdała sobie sprawę, w którym miejscu miasta się znajdowała. Wcale jej się to nie spodobało. Była blisko obrzeż, a to oznaczało, że również blisko ludzi. Ludzi, którzy wcale nie byli przyjaźni ani pomocni.
         Przyspieszyła kroku. Gdyby zawróciła, mogłaby zabłądzić jeszcze bardziej. Musiała dotrzeć na przystanek i złapać autobus. Modliła się by ostatni jeszcze nie odjechał, bo wtedy będzie miała prawdziwy problem.
         Przemierzała opustoszałe uliczki miasteczka. Chodnik, po którym stąpała był nierówny i dziurawy. Po lewej stronie mijała skromne domki szeregowe. Wszystkie miały szczelnie pozasłanianie okna i zapewne dobrze zaryglowane drzwi. Natomiast po prawej biegła droga, którą o tej porze nie przejeżdżały żadne pojazdy i za którą znajdowała się siatka, odgradzająca miasto od lasu. Teoretycznie chroniła mieszkańców przed dzikimi zwierzętami, ale Arabella często zastanawiała się czy nie miała raczej przetrzymywać ludzi w środku, żeby nie próbowali stąd uciec w jakieś lepsze miejsce. Ona sama nieraz o tym marzyła.
         Skręciła. Od przystanku dzieliło ją jakieś pięć minut żwawego marszu. Temperatura spadła na tyle, że przy każdym wydechu z jej ust wylatywał biały dymek. Niebo było zasnute gęstymi chmurami, więc nie dało się dostrzec żadnych gwiazd ani nawet księżyca.
         Gdzieś w oddali usłyszała krzyki, a moment później strzały. Zadrżała. Właśnie dlatego nikt o zdrowych zmysłach nie wychylał się za próg własnego domu po zmroku. Miała nadzieję, że zmierzała w przeciwną stronę niż źródło hałasu.
         - Hej, dziewczynko! – usłyszała niski, męski głos, dochodzący zza jej pleców. Na jej oko jego właściciel znajdował się przynajmniej dziesięć metrów za nią. Nie zareagowała, wręcz nadała swojej wędrówce szybsze tempo. – Proszę, pomóż mi!
         Zawahała się. Nie chciał jej zaczepiać, potrzebował pomocy. Mimo wszystko, powinna iść dalej. Im szybciej znajdzie się we własnym domu, tym lepiej. Z drugiej strony sumienie nie dawało jej spokoju. Ojciec zawsze uczył ją, że życie polega na służeniu innym i nic nie miałoby sensu, gdybyśmy nie poświęcali się dla dobra innych osób.
         Zatrzymała się i przygryzła wargę. Dwie racje walczyły między sobą w środku jej głowy i powodowały wewnętrzne rozdarcie.
        - Błagam, okaż litość – wystękał mężczyzna. Westchnęła. Nie była pewna czy dobrze robi, ale nie potrafiła odejść spokojnie, wiedząc, że mogła kogoś uratować. Odwróciła się i zobaczyła klęczącego na ziemi człowieka, który rękami podpierał się o chodnik. W miarę jak się zbliżała, zauważała, że oddycha nieregularnie i ciężko posapuje, a na dłoniach ma krew.
        Serce zabiło jej szybciej. Co tak naprawdę mogła dla niego zrobić? Nie miała przy sobie zupełnie nic, a wokoło nie było nikogo innego. Mimo tego podeszła bliżej. Przynajmniej pomoże mu wstać i oceni w jakim jest stanie.
        Schyliła się, wyciągając ręce do potrzebującego, a on złapał je swoją wielką łapą. Uniósł się, a dziewczyna poczuła jego ogromny ciężar. Z trudem postawiła go na nogi, a on stał przez chwilę ze spuszczoną głową, uspakajając oddech. Arabella patrzyła na swoje dłonie, które teraz były poplamione jego krwią.
        - Masz dobre serce, dziecko – wysapał, a przez jej twarz przemknął cień uśmiechu. – Szkoda, że tak szybko zakończy swoją pracę – dodał, unosząc głowę i łapiąc ją za rękę. Czuła jak jego palce zaciskają się wokół jej nadgarstka. Wytrzeszczyła oczy, a człowiek, który przed chwilą wydawał jej się ciężko ranny, wpatrywał się w nią obłąkanym spojrzeniem, które tak często było tu widywane i parszywym uśmiechem, który przyprawiał ją o dreszcze.
        Próbowała się odsunąć, czując na sobie jego śmierdzący oddech, ale trzymał ją zbyt mocno. Serce biło jej jak oszalałe, a dłonie zaczęły się pocić. Miała marne szansę w starciu z o głowę wyższym i znacznie cięższym przeciwnikiem. Siły też miał sporo, co odczuwała na swoim przedramieniu. Palce jej drętwiały, bo krew nie mogła do nich naturalnie dopłynąć.
        - Taka ładna buźka – wymruczał, przejeżdżając zakrwawioną dłonią po jej policzku. Zaczęła wątpić, że to była jego krew. Prędzej uwierzyłaby, że nie zdążył się umyć po poprzedniej ofierze.
Musiała zadziałać. Przynajmniej spróbować. Pod wpływem impulsu wykonała najsilniejszy wykop na jaki było ją stać i trafiła między nogi oprawcy. Nie zwaliło go to z nóg, ale zaskoczyło na tyle, że poluźnił swój uścisk, a ona natychmiast to wykorzystała. Wyszarpnęła się i rzuciła do ucieczki. Biegła przed siebie ile tylko miała sił w nogach.
        Wiedziała, że na tych ulicach nie ma szans. Jeśli jej nie dogodni, zaraz wpadnie na kogoś innego, może nawet gorszego. Postanowiła zaryzykować i skierowała się do ogrodzenia. Podążała wzdłuż niego tak długo, aż nie natrafiła na dziurę, która umożliwiła jej przedostanie się na drugą stronę. Spojrzała za siebie ten jeden raz. Wciąż go widziała. Jak na swój wiek i posturę był niezwykle szybki. Nie powinno jej to dziwić. O ile chciałeś tu przetrwać, musiałeś być odpowiednio wyszkolony i wytrenowany.
        Przyspieszyła. Czuła ból w nogach, a kolana się pod nią uginały, ale nie pozwalała sobie na słabość. Pędziła, aż nie znalazła się w znajomym miejscu. Przemierzyła jeszcze kilkaset metrów i dotarła na ukochaną polankę. Nie miała szans dotrzeć do domu, ale nawet nie przeszło jej to przez myśl. Nie znalazłaby tam wystarczającego schronienia, a tylko naraziłaby swoją rodzinę. Nie mogła na to pozwolić.
        Zatrzymała się na sekundę, próbując myśleć racjonalnie. Musiało być jakieś rozwiązanie. To nie mogło się tak skończyć, nie po jej wysiłkach. Usłyszała za sobą szelesty i ruszyła dalej. Olśniło ją, ale nie miała żadnej gwarancji, że jej się uda.
        Miała wrażenie, że napastnik depcze jej po piętach, z trudem zmuszała się do stawiania kolejnych kroków. Dobiegła do wielkiego orzecha i zaczęła się po nim wspinać. Uczyła się tego od dziecka, więc nie sprawiało jej to żadnego problemu.
        Kiedyś to była zabawa, teraz sposób na przetrwanie.
        Poczuła, że coś łapie ją za nogę i krzyknęła głośniej niż sama się po sobie spodziewała. Przerażenie wypełniło każdą komórkę jej ciała. Zaczęła się wyrywać i kopać, aż straciła buta i ruszyła dalej, nie zważając zupełnie na nic. Kora drapała ją w dłonie i rozdarła nogawkę, ale to nie miało znaczenia. Przeciwnik zaczął się wspinać za nią, ale już druga gałąź nie wytrzymała jego ciężaru i złamała się z trzaskiem. Runął na ziemię z głośnym hukiem i zaklął wulgarnie.
        Arabella nie zaprzestała wspinaczki. Kilka drzew dalej miała swoją kryjówkę. Jeśli tam dotrze, będzie mogła się bronić. Gałęzie robiły się coraz cieńsze i niebezpiecznie się pod nią uginały. Doczołgała się na najbardziej odchyloną gałąź i przykucnęła. Przymknęła oczy i mocno się wybiła. Poczuła twardą strukturę drzewa i chwyciła się jej z całych sił. Znowu przeskakiwała gałęzie i lądowała na kolejnych drzewach. To było łatwiejsze, gdy była mniejsza.
        Przy ostatnim noga jej się osunęła i była pewna, że spadnie. Z jej gardła wydobył się niespodziewany pisk, zdradzający jej położenie. W ostatniej sekundzie przytrzymała się wątłej gałązki i podciągnęła. Zsunęła się niżej, aż nie znalazła się na poziomie sporej dziupli. Z sercem na ramieniu wsadziła do niej rękę i namacała ukryty tam przedmiot. Z ulgą udało jej się go wyciągnąć. Umieściła kołczan na plecach i chwyciła łuk, zsuwając się kolejny poziom w dół.
        - Złaź stamtąd! I tak cię dorwę! – krzyczał, wyraźnie poirytowany mężczyzna. Gęsto rosnące liście idealnie ją maskowały, ale nie pozwalały celnie wymierzyć. Przedostała się jeszcze niżej. Jej niedoszły zabójca już ją zauważył, więc nie miała dużo czasu.
        Uniosła broń, wyciągnęła strzałę, umieszczając ją w odpowiednim miejscu. Oprawca zamarł w bezruchu, pogrążony w głębokim szoku. Niewinna, kruchutka dziewczynka, której chciał zrobić niejedną brutalną rzecz, teraz mierzyła do niego ze śmiertelnie groźnego narzędzia.
        Adrenalina napędzała każdy jej ruch. Myślała o podstępie jakim ją przyciągnął, o jego brudnych łapach na jej ręce, policzku, kpiącym uśmieszku i okrutnych słowach. Naciągnęła cięciwę i bez momentu wątpliwości, strzeliła.
        Strzała przebiła gardło.
        Mężczyzna padł na trawę z łoskotem.
        Martwy.
        Arabella zeskoczyła z drzewa, nie czując już żadnego strachu. Teraz to ona stała się drapieżnikiem, a on ofiarą. Podeszła do bezwładnego ciała i lekko je kopnęła. Brak reakcji. Ostatni raz spojrzała w oczy potwora, który próbował ją skrzywdzić. Nie miały już żadnego wyrazu. […]
        Ukryła łuk, ale w zupełnie innym miejscu, zaraz koło wyjścia z lasu, gdzie tylko kilka kroków dzieliło ją od domu. W myślach ciągle odtwarzała moment śmierci niedoszłego oprawcy i robiło jej się niedobrze. Wytarła ręce o trawę i odgarnęła rozczochrane włosy z twarzy. Miała szczerą nadzieję, że ojciec już spał i nie zobaczy jej w takim stanie.
        Nie wiedziała jak spojrzy mu w oczy. Przez wiele lat uczył ją pokory, miłości i poświęcenia dla drugiego człowieka, a ona w jednej sekundzie stała się morderczynią. Chciała uratować komuś życie, a zamiast tego je odebrała. To dowód na to, że dobre intencje nie zawsze wystarczają.
        Weszła do domu tylnym wejściem, od strony ogródka, w którym wieczorami przesiadywał jej tata. Nie było go, co odebrała jako dobry znak. Przed drzwiami ściągnęła buty – swoją drogą cieszyło ją, że odzyskała swojego trampka, bo nie miała drugiej pary.
        Wślizgnęła się do łazienki. Zrzuciła bluzę i oparła się o umywalkę. Z trudem zmusiła się do spojrzenia w lustro. Z ulgą odkryła, że nie wyrosły jej rogi ani nie zmieniła się w złą czarownicę. Mimo tego, zdawało jej się, że patrzyła na zupełnie inną osobę. Odbicie miało jej wystające kości policzkowe, bladą cerę i wąski nos, ale oczy były ciemniejsze niż zwykle i błyszczały niebezpiecznie, włosy były w całkowitym nieładzie, a na policzkach kwitły nietypowe dla niej rumieńce.
        Spuściła wzrok i odkręciła wodę. Dokładnie umyła twarz i ręce, po czym rozebrała się i wskoczyła pod prysznic. Woda była letnia, a z każdą minutą coraz chłodniejsza. Ojciec musiał wykorzystać zapasy ciepłej na siebie i małą. Nie miała im tego za złe. Zimna woda pomagała jej się otrząsnąć.
        Po dwukrotnym wyszorowaniu się i dokładnym opłukaniu z całego brudu, owinęła się ręcznikiem i czmychnęła do sypialni, gdzie w głębokim śnie spoczywała jej siostra. Uśmiechnęła się nikle na jej widok i ubrała w ciepły dres. Rozczesała włosy i usiadła na skraju łóżku, wyglądając przez małe okno. Niebo wciąż było ciemne, wręcz czarne, i nie dostrzegła na nim zupełnie nic prócz gęstych chmur.
        Z trudem zmusiła się do wejścia pod kołdrę i zamknięcia oczu. Tak jak myślała, zaczęła na nowo przeżywać cały miniony dzień. Od rutynowego uspokajania taty, przez pobyt na polance i zbieranie jeżyn, po spotkanie z tajemniczym mężczyzną i dokonanie pierwszej w życiu zbrodni.
        Mogła udawać, że nic się nie stało. Umyć ręce, położyć się spać, a nazajutrz wrócić do codziennych zajęć, ale wiedziała, że wewnątrz już nigdy nie będzie tą samą osobą. […]
        Obudziła się gwałtownie. Z trudem powstrzymała krzyk, który przetoczył się przez jej gardło i próbował wydostać się z ust. Całe jej ciało pokrywała gęsia skórka, a serce niespokojnie kołatało się w piersi.
        Przyśnił się jej koszmar. Nie pierwszy i nie ostatni raz, ale ten był inny. Prawdziwy. Wciąż uciekała i dokonywała kolejnych krwawych morderstw. To była tylko samoobrona, nie powinna się obwiniać. Mogła zginąć albo zabić. Wybór był prosty, ale wyrzuty sumienia wciąż wgryzały się w jej myśli.
        Wyskoczyła z łóżka i starannie je zaścieliła. Grace jeszcze spała i dziewczyna nie zamierzała jej budzić. Prześlizgnęła się do skromnej kuchni i dostrzegła, że ojciec już przesiadywał na rozpadającej się, małej werandzie, skąd miał świetny widok na ogród i odgradzające ich od świata strzeliste drzewa. Przygotowała śniadanie dla całej trójki, bo tak była wychowana. Nigdy nie myślała wyłącznie o sobie.
        Z niechęcią spojrzała na swoją porcję i z cichym westchnieniem zostawiła ją na blacie. Wydawało jej się, że jej żołądek zacisnął się w supeł i odmawiał przyjęcia jakiekolwiek pokarmu. Wiedziała, że w końcu musi się przełamać, żeby nie zemdleć z głodu, ale postanowiła dać sobie jeszcze trochę czasu na ukojenie nerwów.
        Nie miała ochoty na niczyje towarzystwo, a już w szczególności własnego ojca, stu procentowego altruisty, gotowego oddać życie za każde żywe stworzenie i nie będącego w stanie zranić nawet durnej muchy.
        Po pierwsze nie krzywdź i daj żyć – powiadał do znudzenia, od wczesnego dzieciństwa do dnia dzisiejszego. Kiedyś go podziwiała. Był dla niej niedoścignionym wzorem i nieskazitelnym ideałem. Teraz nie mogła na niego spojrzeć, nie czując obrzydzenia. Nie zrozumiałby, czuła to każdą cząstką swojego ciała. Zawiodła go, zniszczyła wszystko, co starał się w niej stworzyć i zmarnowała każdą chwilę poświęconą na jej wychowanie.
        Zaciskając zęby, wyszła z domu frontowymi drzwiami i przysiadła na dwóch niskich stopniach, które odgradzały dom od otoczenia. Podciągnęła nogi pod brodę i otoczyła je ramionami. Z całych sił próbowała powstrzymać płacz. Nawet, gdy nikt tego nie widział, nie chciała okazywać słabości. Nie mogła być słaba, skoro potrafiła zabić człowieka.
        Przejeżdżała wzrokiem po okolicy z niekrytym znudzeniem. Nie było tu nic szczególnego, od lat podziwiała to samo. Jedno drzewo, drugie drzewo, trzecie drzewo, strzała, czwarte… Zatrzymała spojrzenie dostrzegając niepokojący obiekt. Odruchowo się poderwała i w kilku susłach znalazła tuż przy nim. Oczy jej nie zawiodły. Do jednego z wielu rosnących tu świerków była przypięta mała, pognieciona kartka. Nie zdziwiłoby jej to, aż tak bardzo, gdyby nie sposób w jaki została przytwierdzona.
        To była jej strzała.
        Serce zabiło jej szybciej niż powinno. To było niemożliwe. Oderwała przedmiot i przyjrzała mu się dokładniej. Wyglądał łudząco znajomo i… był zakrwawiony. Ręce zaczynały się jej trząść, a wzrok błądził od osady do grotu i z powrotem. Przerażona wypuściła zgubę na ziemię i podniosła biały jak śnieg papierek. Drżącymi dłońmi go rozwinęła i błyskawicznie pochłonęła każdą schludnie zapisaną na nim literę. W ostatniej chwili zakryła sobie usta, powstrzymując głośny jęk. 
        Na liściku były napisane tylko trzy słowa.
        Trzy słowa, które utwierdziły ją w przekonaniu, że jej życie już nigdy nie będzie takie samo.
        „Wiem, co zrobiłaś.”
* * * *
Radzę zapoznać się z opisem opowiadania, wtedy sporo się wyjaśni.
Wiem, że na razie może nie wydawać się to powalające i oryginalne, ale początki są zawsze trudne, prawda? Musicie wiedzieć, że wszystko, czego dowiedzieliście się do tej pory, tak naprawdę nic nie mówi o tym, co dalej będzie się tu działo, dlatego uzbrójcie się w cierpliwości :)

{Jeśli zobaczysz jakąś literówkę - napisz, poprawię}


Proszę o pomoc w zareklamowaniu bloga - jeśli jakkolwiek się do tego przyczynisz, daj znać, a odwdzięczę się jak tylko mogę!

Jeśli chcesz być informowany - zostaw swój user (informuję jedynie na twitterze) - umówmy się, że na razie pod tym rozdziałem, później utworzę do tego specjalną zakładkę.

#HDpl


CZYTASZ = KOMENTUJESZ

10 komentarzy:

  1. Od razu na wstępie: jaka ładna główna bohaterka! :)
    Reszta plusów: sam pomysł zamkniętego na resztę świata państwa - schematy takich opowiadań / książek są notorycznie powielane, aż miło znaleźć coś świeżego :); imiona bohaterek; wątek z tym niedoszłym mordercą Arabelli - fajnie złożony, dobrze opisany, duży plus za to :); zakończenie też bardzo mi się podobało.
    No i niestety kilka minusów: Wygląd głównego bohatera, brr. Jako że Justina Biebera nie lubię, postanowiłam wyobrażać sobie Jo inaczej. Wybacz taką samowolkę :); Kilka nieścisłości (?) merytorycznych - dziewczyna mieszka na odludziu, poszła w miejsce, w które "często przychodzi" (czyli nie aż tak bardzo oddalone od domu), podeszła trochę dalej, potem szła jeszcze przez chwilę w złym kierunku i zaszła aż tak daleko (z odludzia!), żeby iść do miasteczka (podobno niebezpiecznego) i wracać autobusem? Sam fakt, że nie chciała wracać lasem, jest zrozumiały, no ale Arabella nie wydaje się być aż taką nieogarniętą i zagubioną w akcji, żeby tak mocno stracić orientację :); Słaby z niej zbieracz, skoro w godzinę natrzaskała tylko 2 słoiki :); " Teraz nie mogła na niego spojrzeć, nie czując obrzydzenia." - z tego zdania wynika, że czuła obrzydzenie do ojca, tak miało być?; Nie mam wystarczającej wiedzy, żeby stwierdzić, czy jakiekolwiek państwo po zamknięciu się na handel zagraniczny mogłoby przetrwać gospodarczo, ale z drugiej strony jeśli już byłoby to możliwe, to mogłyby to być tylko USA albo Rosja, więc już się nie czepiam i w zasadzie to nie jest minus, tylko taka moja luźna dygresja. W końcu to tylko fikcja :); Mocno widać wzorowanie bohaterki na Katniss z THG - mam nadzieję że w kolejnych rozdziałach, kiedy już poznamy bohaterkę lepiej, to podobieństwo się zatrze.
    O ile przypomnę sobie coś jeszcze, to dopiszę. Ogółem całość na plus, daj znać o kolejnym rozdziale ;)
    /incertium

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bohaterów możesz sobie wyobrażać jak tylko Ci się podoba, to tylko moja luźna propozycja, wiem, że nie każdy go lubi, dlatego też nie jest to ff i nie pojawi się tu jego imię, jedynie kilka zdjęć, bo wcześniej pisałam o nim i myślę, że moje dawne czytelniczki byłyby zawiedzione gdybym go zastąpiła :) nie wiem jak to jest ze zbieraniem jeżyn szczerze powiedziawszy, więc nie strzelałam z tymi słoikami :D na odludziu to raczej myślałam o tym, że są odgrodzeni lasem i nie mają sąsiadów w pobliżu, a nie że żyją 15 km od cywilizacji, ale fakt, nie sprecyzowałam tego za bardzo, mój błąd. No a po ciemku w lesie, gdzie wszystko wygląda tak samo chyba nie trudno się zgubić, nawet jeśli jest się ogarniętym, tak myślę. Z obrzydzeniem to się zgadza, Arabella ma duży żal do ojca, który do tej pory starała się zagłuszyć, ale wszystko wyjaśni się w dalszych rozdziałach. Z tym, że się odcięli to też sądziłam, że tylko USA może być zdolne, dlatego wybrałam kontynent zwany Ameryką i podkreśliłam, że to alternatywna rzeczywistość, bo to tylko moja wyobraźnia, z której mogą wypłynąć różne bzdury - jeśli przyrównać to do rzeczywistości. Tak, podobieństwo się zatrze, nawet nie starałam się na niej wzorować, bardziej inspirowałam się Niezgodną i Allison z Teen Wolfa. Cieszę się, że Ci się podobało i dziękuję za tak rozbudowany i sensowny komentarz, bo od razu wiem, co robię dobrze, co źle i mogę się poprawić :) Mam nadzieję, że nie rozczaruję Cię kolejnymi rozdziałami i zostaniesz ze mną przez jakiś czas.
      Pozdrawiam x

      Usuń
  2. o kurcze, to jest mega! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Pierwszy rozdział moim zdaniem jest bardziej niż świetny.
    Więc nominuję cię do Liebster Adward http://depressed-lukebrooks-fanfiction.blogspot.com/2014/08/liebster-adward.html mam nadzieję,że szybko dodasz następnę

    OdpowiedzUsuń
  4. Super wreszcie znalazłam coś nowego! Czekam na kolejny rozdział bo przyznaję że mnie wciągnęło
    @LoliszkaXD

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapowiada się bardzo ciekawie, wciąga i zaskakuje. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Powiem ci, że zaskoczyłaś mnie, bo spodziewałam się zupełnie czegoś innego po przeczytaniu opisu. Pozytywnie, oczywiście, bo naprawdę bardzo łatwo czytało się rozdział, podobało mi się. Świetnie zakończyłaś, liścik sprawia, że chcę czytać dalej, wiedzieć więcej. Więc oczywiście będę dalej czytać :D
    Oooo i oczywiście czekam na pojawienie się męskiego bohatera <3
    Wrzucam link na twittera, aczkolwiek nie mogę obiecać, że ludzie klikną, mam ten sam problem - ludzie ignorują moje żałosne próby reklamowania opowiadan. :c
    http://www.wattpad.com/story/21881187-are-you-mine-the-vamps-r5-fanfiction - zostawiam ci linka do mojego, jeśli masz ochotę i czas zapraszam, byłabym bardzo wdzięczna. Opowiadanie jest nieco inne od typowego fanfiction, bohaterowie nie są sławni :D
    Pozdrawiam cieplutko :** @NessyPL

    OdpowiedzUsuń
  7. Wow.... nigdy... wow.. coś nowego.. czekam na następny. @Julcia_6

    OdpowiedzUsuń
  8. już to kocham! <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Zapowiada się bardzo fajnie. Także czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń