niedziela, 24 sierpnia 2014

HD Rozdział 2



            Rozdział 2
            Panika wypełniła całe jej ciało.
            Ktoś wiedział.
            Nie miała pojęcia skąd ani jakim cudem, ale wiedział. I mógł bezkarnie wykorzystywać tę wiedzę przeciwko niej. Była pewna, że tak będzie. Po co trudziłby się w zostawianie jakiś bzdurnych liścików, gdyby nie zamierzał jej szantażować? W innym wypadku zachowałby to dla siebie albo zgłosił odpowiednim służbą, które wymierzyłyby sprawiedliwość.
            Była bardziej przerażona niż poprzedniej nocy. Wtedy wszystko działo się szybko, a intencje przeciwnika były jasne jak słońce i chociaż okropnie się bała, to przynajmniej wiedziała z kim walczy. Teraz mogła tylko gdybać.
            Nadawca wiadomości mógł chcieć posłużyć się nią do własnych celów albo po prostu się nią bawić. Intuicja podpowiadała jej, że lubił gierki. Wyglądało jakby starannie to zaplanował. Nie naszedł jej osobiście ani nie zadzwonił, ale wysilił się na oryginalność i przyczepił ten świstek tuż przed jej domem. Skąd wiedział, że to ona zauważy go pierwsza?
            Zrobiło jej się duszno, oddychała z trudem. Miała wrażenie, jakby znalazła się w szklanej kuli i była pod nieustanną obserwacją. Zgniotła bezlitośnie kartkę i szybko wsunęła ją do tylniej kieszeni spodni. Strzałę wyrzuciła w rosnące obok krzaki i wróciła do domu, wpadając w progu kuchni na swoją młodszą siostrę.
- Dzień dobry – przywitała się z leniwym uśmiechem na ustach. Arabella była w stanie jedynie pokiwać sztywno głową. Podeszła do zlewu i nalała sobie wody. Duszkiem pochłonęła zawartość szklanki, licząc, że jej zaciśnięte gardło wreszcie się rozluźni. – Coś się stało? – zapytała, marszcząc brwi. Jej skupiona mina wyglądała śmiesznie w połączeniu z dziecięcą buzią. Miała dopiero sześć lat, ale była wyjątkowo bystra. Może to ich sytuacja rodzinna zmusiła ją do szybszego dojrzewania, a może to po prostu to parszywe miasto.
- Nie, skądże – skłamała szybko. – Zjedz, nie można zaczynać dnia bez porządnego śniadania – zapewniła ją, siadając obok i wysilając się na krzywy uśmiech. Hipokrytka – pomyślała. Sama nie przełknęła nic od wczorajszego obiadu, ale wciąż nie odczuwała głodu. Nerwy i stres napełniły ją do syta i nie zamierzały jej opuszczać, szczególnie po ostatniej niespodziance.
            Próbowała uważnie słuchać ubarwionych opowieści dziewczynki, ale prawdę powiedziawszy jej wzrok samoczynnie kierował się w stronę otwartych drzwi, jakby oczekiwała, że ktoś zaraz się w nich pojawi i oznajmi, że to on jest tym, który zaczął tę chorą grę.
- Nie słuchasz mnie – mruknęła smutno z nutką niezadowolenia. Spuściła głowę, powodując, że jej brązowe loczki zasłoniły zarumienioną z emocji twarz.
- Oczywiście, że słucham – ponownie skłamała starsza z sióstr. – Miałaś naprawdę piękny sen.
- To nie był sen! Naprawdę spotkałam wróżkę i ona mi powiedziała… - zaczęła oburzona, wracając do swoich opowieści, a Arabella czuła, że nie będzie w stanie normalnie funkcjonować dopóki chociaż nie spróbuje wyjaśnić tej nienormalnej sytuacji.
            Zaczęły nachodzić ją wątpliwości. Czy aby na pewno chodziło o wczorajszy wieczór? Równie dobrze ktoś mógł sobie żartować, licząc, że miała coś na sumieniu i uda mu się napędzić jej stracha. Punkt dla niego. Problemem była strzała. Tylko czy mogła mieć pewność, że należała do niej?
- Co będziesz dzisiaj robić? – Natalie zadała kolejne pytanie, wpatrując się z wyczekiwaniem w ciemnowłosą. – Idziesz do lasu? Zabierzesz mnie ze sobą?
            Ara przeniosła zaniepokojone spojrzenie na małą. Na samą myśl o tym, że jej kruchutka siostrzyczka mogła znaleźć się w środku dzikiego lasu przechodziły ją dreszcze i zbierało jej się na młodości. Było to nieco ironiczne, zważywszy, że mieszkały na granicy z niezamieszkanymi, dzikimi terenami i Gracie codziennie bawiła się w ogródku, a na dodatek uczęszczała do szkoły, gdzie mogły ją spotkać znacznie gorsze rzeczy.
            Nauka była obowiązkowa do piętnastego roku życia. Potem można było zacząć pracować albo zrobić kilkuletnią specjalizację. Możliwości były jednak skrajnie ograniczone, jak wszystko w ich prowincji.
            - Nie – odparła krótko, z trudem przełykając ślinę. – Musisz zostać z tatą, żeby nie czuł się samotny – próbowała przemówić do jej sumienia, zanim zaczęłaby ją błagać i robić inne dziecinne rzeczy, które miałby przekonać jej nieugiętą siostrę do spełnienia jej prośby.
            - A ty? Nie czujesz się samotnie? – spytała zmartwiona, spoglądając na nią swoimi przejrzyście zielonymi oczami, jakby chciała zajrzeć w głąb jej duszy. Dobrze, że to było niemożliwe, bo w innym wypadku utonęła by w bezkresnej ciemności, która od wczorajszego wieczora pochłaniała Arabellę, krok po kroku.
            - Poradzę sobie – zapewniła, siląc się na choć trochę przekonującą minę. Dziewczynka przyglądała jej się intensywnie przez parę sekund, ale w końcu wzruszyła ramionami i odniosła pusty talerz do zlewu. Całe szczęście, że była jeszcze w tym wieku, w którym bezgranicznie wierzyło się w to, że świat jest piękny, a wszyscy ludzie dobrzy i kochający.
            Mniejsza wersja ciemnowłosej w podskokach pognała na ganek, a ona sama podążyła za nią powoli. Ojciec siedział na swoim ulubionym fotelu, otulony po pas ciepłym kocem. Wpatrywał się nieobecnym spojrzeniem w ścianę drzew rozprzestrzeniającą się za ich ogrodem i zdawał się kompletnie nie zauważać obecności córek, choć młodsza z nich zaczęła biegać w kółko, podśpiewując wymyślone piosenki.   
            Arabella usiadła na ziemi i złożyła ręce na kolanach. Podobnie jak jej tata, pogrążyła się w swoich rozmyślaniach, ale była przekonana, że ich głowy zaprzątały radykalnie różne sprawy. Nastolatka z całych sił próbowała ułożyć sobie w głowie jakiś logiczny plan działania, ale jak na złość, nic sensownego nie przychodziło jej na myśl. Zbyt mało wiedziała, żeby mogła cokolwiek zrobić, ale niepokój nie pozwalał jej usiedzieć w miejscu.
            Przeniosła wzrok na ojca, który wciąż zdawał się nie mieć pojęcia, że była tuż obok. Albo naprawdę żył w swoim świecie, albo usilnie ją ignorował. Obie opcje były równie prawdopodobne. Mógł się zamyślić, jak to miał w zwyczaju odkąd odeszła ich matka, ale również mógł w ten sposób karać ją za późny powrót do domu. Wolałaby, żeby powiedział jej, że go zawiodła, dał karę, nakrzyczał czy zrobił coś, co robią normalni rodzice, ale niestety nie miała na co liczyć.
            Przygryzła policzek, powstrzymując się od westchnięcia czy też niestosownego komentarza i stanęła na równe nogi. Rzuciła zatroskane spojrzenie na Grace, która zdawała się być zafascynowana każdym kwiatkiem rosnącym wśród bujnej trawy. Zawsze martwiła się, gdy zostawiała tak małe wciąż dziecko z kimś tak niezrównoważonym jak ich opiekun.
            Udawszy się do sypialni, przebrała się w coś wygodnego i upięła włosy, żeby nie opadały jej na twarz. Przed wyjściem uprała jeszcze swoje wczorajsze ubrania i rozwiesiła je na sznurku za domem.
            - Wrócę niebawem – poinformowała chłodno i nie siląc się tym razem na czułości, wyszła przed dom. Musiała upewnić się, że rzeczywiście pochodziła z jej ofiary i był tylko jeden sposób, żeby to sprawdzić. Schyliła się, przeszukując miejsce, w którym impulsywnie wyrzuciła narzędzie, ale nigdzie nie umiała go dostrzec. Zaczynała się denerwować, gdy z rosnącą desperacją przekopywała coraz bardziej przerzedzające się za jej sprawką rośliny. Nigdzie go nie było. Przecież nie mogła wyparować – pomyślała zirytowana, ale wciąż nic nie znalazło się w zasięgu jej wzroku. Tylko wilgotna ziemia i kilka patyków.
Mocno zestresowana, ruszyła w stronę dobrze znanej ścieżki. Wiele razy pokonywała tę samą drogę, ale tym razem było zupełnie inaczej. Zawsze była czujna, ale teraz wszystkie jej zmysły wyostrzyły się w poszukiwaniu zagrożenia. Nie odczuwała już żadnej radości z wyprawy na niegdyś ukochaną polankę. Teraz każde miłe wspomnienie z tamtego miejsca zostało przysłonięte przez przykre wydarzenia z minionej doby.
            Pokonała zielone gęstwiny i żwawym krokiem zmierzała w odpowiednie miejsce. Dochodząc pod znajome drzewo, skręciła i już po chwili jej oczom ukazało się leżące nieopodal bezwładne ciało. Niestety, cała ta tragedia nie była wymysłem jej wyobraźni, na co mimo wszystko w głębi duszy cichutko liczyła.
            Czuła, że zaczyna się trząść, a każda komórka jej ciała boleśnie przypominała jej o tym, co się tutaj wydarzyło. Serce po raz kolejny biło jej jak oszalałe, aż dziwiła się, że jeszcze nie dostała zawału. Z zaskoczeniem zauważyła jednak, że z szyi trupa wciąż wystaje narzędzie zbrodni. Musiała się go pozbyć, bo był zbyt oczywistym dowodem jej występku.
            Z każdym krokiem miała coraz większy problem ze zmuszeniem nóg do współpracy. Wyciągnęła ramię przed siebie, gdy tylko znalazła się wystarczająco blisko i drżącą dłonią chwyciła zabójczy przedmiot, po czym gwałtownym szarpnięciem go wydostała. Z trudem utrzymywała go w rękach, przyglądając mu się niespokojnie. Wyglądał łudząco podobnie, jeśli nie identycznie, do tego, który znalazła przed domem. Ktoś robił sobie z niej okrutnie kiepskie żarty.
            Jej oczy rozszerzyły się do granic możliwości, gdy dostrzegła, że do osady przyczepiona jest kolejna wiadomość. Adrenalina, pomieszana z coraz większą frustracją i irytacją rozpłynęła się po całym jej ciele, dodając odwagi i przepełniając chęcią zemsty za te ohydne zagrywki.
            Rozłożyła białą kartkę, którą ktoś delikatnie przypalił na rogach i od razu rozpoznała staranne pismo widniejące na liściku. Przemknęła oczami po całej zawartości papierka i poczuła narastającą złość.
            „Zabawa dopiero się zaczyna, kochanie.”
            Miała ogromna ochotę kogoś rozszarpać, krzyczeć i przeklinać do nieprzytomności. Nie mogła sobie pozwolić, żeby jakiś skończony idiota tak sobie z nią pogrywał. Była zdolna go zabić i po ostatnich wydarzeniach wiedziała, że to nie była żadna przesada. Była gotowa pobiec do domu po broń, zaczaić się i zakończyć te głupawe dowcipy raz na zawsze.
            - No, no. Jestem pod wrażeniem – usłyszała ochrypły, męski głos tuż za swoimi plecami i momentalnie się odwróciła, chowając strzałę za sobą.
            Rozchyliła usta, rozpoznając postawnego mężczyznę o ciemnych jak węgiel, nieprzeniknionych oczach i ponurym, niejednoznacznym uśmiechu. Szczerze wątpiła, żeby w tej okolicy była osoba, która by go nie znała, a co więcej, która śmiertelnie by się go nie bała. W jego rękach spoczywała odpowiedzialność za całą prowincję. Miał władzę i mógł sobie pozwolić właściwie na wszystko. Oczywiście, do czego by się nie posunął, pozostawał bezkarny. Oficjalnie zawsze zapewniał, że zależy mu przede wszystkim na dobrobycie i bezpieczeństwie mieszkańców, ale każdy kto miał oczy i trochę rozumu zdawał sobie sprawię, że ten człowiek miał na sumieniu niejedno istnienie, pozbywał się każdej „niewygodnej” osoby i prowadził szereg szemranych interesów.
            Podsumowując, już lepiej byłoby oddać się w ręce odpowiednich służb niż zostać przyłapanym i zdemaskowanym przez niego. Jeśli wcześniej się stresowała i czegokolwiek bała to nie wiedziała, jak opisać to, co działo się z nią w tym momencie. Każdy mięsień zesztywniał jej niczym kamień, a serce podeszło jej do gardła, utrudniając przepływ powietrza. Łapała krótkie, płytkie oddechy i jedynie jej twarz pozostawała bez wyrazu, gdyż starała się zachować resztki godności. Tysiące myśli biło się w jej umyśle, ale żadna nie miała większego z sensu i w niczym jej nie pomagała.
            - Kiedy znalazłem ciało – zaczął całkowicie bez emocjonalnie, przyprawiając ją o ciarki. Nie miała pojęcia skąd się tu wziął, ile wiedział ani co zamierzał. Niewiedza ją zabijała. – byłem wściekły. Kto, do cholery, mógł tak załatwić mojego człowieka? I to w dodatku jednym ciosem?! – mówił, podnosząc stopniowo ton głosu i niespokojnie pokonując kilka kroków to w prawo, to w lewo. Ciemnowłosa potrafiła jedynie tkwić w miejscu i podążać za nim nerwowym wzrokiem. – Musiałem odnaleźć winowajcę, bo nie dałoby mi to spokoju, lecz przyznam, że spodziewałbym się każdego, ale nie małej, przestraszonej dziewczynki.
            - Skąd pewność, że to ja go zabiłam? – Była zaskoczona, że w ogóle udało jej się zabrać głos i wypowiedzieć choć jedno słowo, nawet niepewne.
            Anthony Black – bo tak nazywał się jej rozmówca – uśmiechnął się nieprzyjemnie. Starała się wytrzymywać jego przeszywające spojrzenie i nie okazywać żadnych emocji, choć przychodziło jej to z nieludzkim trudem. Marzyła o tym, żeby uciec jak najdalej i płakać do nieprzytomności i pogrążyć się w całkowitym zapomnieniu.
            - Po co w takim razie byś tu przychodziła i próbowała usunąć dowody? – zapytał z kpiną wyczuwalną w brzmieniu jego głosu. – Obserwowałem cię. Nie pojawiłaś się tu przypadkiem, dokładnie wiedziałaś gdzie iść – stwierdził chłodno. Arabella myślała gorączkowo. Przecież nie mogła się przyznać, bo byłoby to jednoznaczne z wydaniem na siebie wyroku śmierci, ale nie miała też jak się bronić, bo zbyt wiele spraw skierowało się przeciwko niej.
            - Może byłam świadkiem i próbuję kogoś kryć? – zabrzmiało to jak kolejne pytanie, ale znacznie pewniejsze niż poprzednie. Nie wiedziała skąd u niej taka odwaga, ale widocznie włączył się w niej instynkt przetrwania.
Przeklinała się za to, że nie wzięła ze sobą łuku. Tym razem nie miała szansy do niego dobiec, po za tym był zbyt blisko domu, zbyt blisko ojca i Grace. Widocznie niedawne przeżycia niczego ją nie nauczyły, skoro kolejny raz wyruszyła na wyprawę do lasu, będąc kompletnie bezbronną. Zresztą, nie oszukujmy się, nikt nie był w stanie nawet tknąć Blacka,  nie mówiąc już o zabiciu go. Nie mogła z nim walczyć, musiała zdać się na jego łaskę.
- Kogo? – Teoretycznie było to pytanie, ale zabrzmiało jak żądanie. Głos nieznoszący sprzeciwu, należący do najpotężniejszego i najokrutniejszego człowieka w mieście.
Zacisnęła usta w wąską linię i pierwszy raz oderwała od niego swój wzrok.
- Widzę, że życie ci nie miłe – warknął, a ona z całych sił starała się powstrzymać falę dreszczy wstrząsających jej wątłym ciałem. Jeśli miała zginąć, nie chciała umierać jako tchórz. – Powinienem cię zabić, ale jesteś zdolna i… intrygujesz mnie – dodał, już łagodniej, choć wciąż brzmiał surowo i groźnie. Momentalnie na niego spojrzała. Była pewna, że się przesłyszała.
Ona, głupia, żyjąca w biedzie i z dala od społeczeństwa, kryjąca się wśród gęstych drzew, a teraz ponadto mordująca bez wahania siedemnastolatka zafascynowała taką osobistość? Co takiego mógł w niej zobaczyć, czego ona sama nie umiała w sobie dostrzec?
- Pójdziesz teraz ze mną – powrócił do władczego tonu i bez następnych zbędnych słów, odwrócił się i ruszył w nieznanym jej kierunku. Ocknęła się z szoku i niepewnie postawiła kilka kroków. Nabierając pewności, że jej nogi wciąż były w stanie utrzymać ciężar jej ciała, przyspieszyła, utrzymując dystans kilku metrów od siwowłosego.
Palcami wciąż ściskała anonimową wiadomość, która nagle wydała jej się nic nieznaczącą błahostką. Pomimo tego, złożyła ją i wsunęła do kieszeni, w której już znajdowała się poprzednia karteczka. Dowód zbrodni wypuściła bez zastanowienia na wilgotną trawę. Jeśli Anthony Black czegoś od niej chciał, nie musiała się bać nikogo innego. Wiedziała, że nie pozwoli jej nic zrobić, dopóki nie dostanie tego, czego potrzebował. Wciąż jednak nie opuszczało ją przeczucie, że nie czekało na nią nic przyjemnego.
* * * *
Dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem, to wiele dla mnie znaczy.
Mam nadzieję, że i tym razem mnie nie zawiedziecie (:
Droga incertium, odpowiedziałam z opóźnieniem na Twój komentarz, za który jeszcze raz dziękuję.
Liczę, że następny uda mi się dodać w sobotę, ale to wszystko zależy czy odzyskam dysk albo pendrive z kopią opowiadania, więc za opóźnienie z góry przepraszam.

 Prośba o pomoc w reklamowaniu wciąż aktualna!

Chcesz być informowany? Zostaw swój user w zakładce "informowani"

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
 

7 komentarzy:

  1. Uuu robi się coraz ciekawiej! Dzielnie czekam na następny rozdział i mam nadzieję że cały czas będziesz dodawać nowe bo są super i dzięki tobie moje wieczory nie są nudne♥
    @LoliszkaXD

    OdpowiedzUsuń
  2. to chyba najlepszy jbff jaki kiedykolwiek czytałam! @rvssox

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem, czy na miejscu bohaterki nie bałabym się bardziej tego, do czego chcę ją przymusić Black.
    Dobre, bardzo dobre. Wciągające jak mało, które i za to masz gigantycznego plusa, bo naprawdę mało które opowiadanie tak szybko zdobywa moje zainteresowanie. Powiedzmy, że jestem dość wybredna, haha.
    Czekam z niecierpliwością na nastepny. Przerwałaś w takim momencie, nooo!
    I nadal czekam z niecierpliwością, aż pojawi się Jo.
    Pozdrawiam cieplutko, Nessy.
    [areyoumineff.blogspot.com]
    Btw, przepraszam, że wczoraj nie przeczytałam, jestem taka roztrzepana, hah.
    <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajny rozdział, już nie mogę doczekać się kolejnego c:

    OdpowiedzUsuń
  5. Na początek pytanie: Jeżeli zauważę jakiś błąd ortograficzny / interpunkcyjny / cokolwiek tak małego, zwracać na to uwagę w komentarzu? Tylko szczerze, to Twoje opowiadanie i Ty tu rządzisz. :)
    Podoba mi się to, w jakim kierunku idzie akcja; mimo, że to dopiero drugi rozdział, wszystko zaczyna się komplikować bardzo szybko i już zdążyło nabrać tempa. Nie ma się kiedy nudzić. :) Zaczynam już powoli rozumieć stosunek Arabelli do ojca, wszystko wygląda o wiele jaśniej - tak jak zapowiedziałaś. Coraz bardziej lubię postać Jo, jak zetrą się ze sobą takie charaktery jak dziewczyna i on, może być ciekawie. Wydają się być godnymi siebie przeciwnikami. :) No i fajnie zakończyłaś rozdział, całkiem intrygująco; mam pewną teorię, o co może chodzić temu Blackowi, i jeśli się sprawdzi to napiszę Ci o tym pod kolejnym rozdziałem. ;)
    Jedyne, do czego mogę się przyczepić, to kilka drobnych błędów językowych. I czcionka! Niestety ciężko się ją czyta; nie wiem, czy to wina czcionki właśnie, mojej przeglądarki, feng shui mojego pokoju czy czegoś jeszcze innego, ale polskie znaki są w tekście pogrubione i trochę wypadają z wersów. Jeżeli coś jeszcze przyjdzie mi do głowy, to dopiszę, a póki co do następnego rozdziału. :)
    /incertium

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmieniłam czcionkę na Times New Roman, to wydało mi się takie optymalne i jeśli polskie znaki dalej wypadają z wersów to naprawdę zwariuję, plus trochę ją powiększyłam, więc mam nadzieję, że lepiej się czyta. Jak odzyskam dane z dysku to zmienię szablon na mniej ponury, bo mam wrażenie, że te kolory męczą oczy. I tak, możesz mi pisać o każdym błędzie, a ja go poprawię, bo zwyczajnie ich nie zauważam, choć czytam rozdziały po kilka razy, dlatego będę wdzięczna za pomoc jaką jest ktoś bardziej spostrzegawczy ode mnie :) Ciekawa jestem jakie będą Twoje wrażenia po następnym rozdziale, gdzie osobiście pojawi się Jo ze swoim wybuchowym charakterem ;>
      Dziękuję za wspaniały komentarz i pozdrawiam x

      Usuń
  6. to jest mega!!!!!!!!!!!!!!!!!
    czekam z niecierpliwoscia na kolejny rozdzial!
    kocham <3

    OdpowiedzUsuń